Przed nami ostatnia kolejka Serie A w tym roku. Fiorentina zmierzy się dziś z Sassuolo, ale co by się w tym meczu nie wydarzyło, jedna rzecz nie ulegnie zmianie. To (znowu) nie była runda Rafała Wolskiego, który w szesnastu meczach swojej drużyny, na włoskich boiskach spędził w sumie 99 minut. Nie tego spodziewaliśmy się rok temu, kiedy Wolski wyjeżdżał z Polski z łatką „brylancika”.
Przygoda polskiego młodzieżowca z „Violą” zaczęła się niespełna rok temu. Wówczas Włosi kupili Wolskiego z Legii za 2,7 mln euro, mimo że ten, z powodu kontuzji pięty przez pół roku nie pojawił się na boisku ani razu. Niestety, podobna sytuacja miała miejsce w Serie A, czego jednak po cichu mogliśmy się spodziewać. We Włoszech o Rafale mówiono bowiem, że to wielki talent, ale fizycznie wciąż prezentuje się słabo. Z tego powodu Wolski w minionym sezonie wystąpił tylko w ostatnim, nic nie znaczącym dla drużyny meczu z Pescarą, kiedy pojawił się na boisku na ostatnie 30 minut.
Znacznie więcej obiecywaliśmy sobie po Polaku przed rozpoczęciem aktualnego sezonu. „Wolak” z niezłej strony pokazywał się bowiem w sparingach, wydawało się więc, że proces aklimatyzacji przeszedł pomyślnie i we Fiorentinie w końcu nadejdzie jego czas. „Viola” latem jednak pozyskała dwóch kolejnych ofensywnych pomocników – Marko Bakicia i Josipa Ilcicia, i dla Rafała zaczęło się robić zbyt ciasno, bo przecież już bez nich konkurencję miał ogromną. Kolejny poważny sygnał, że coś jest nie tak Wolski dostał z końcem sierpnia, kiedy zabrakło dla niego miejsca w kadrze Fiorentiny w rozgrywkach Ligi Europy, którą przecież wiele zespołów z uznaną marką traktuje z przymrużeniem oka, wystawiając w niej rezerwy. O bardzo wymowny komentarz pokusił się wówczas menedżer zawodnika Cezary Kucharski, który na swoim koncie twitterowym napisał, że Wolski musi przede wszystkim chcieć stać się piłkarzem.
Nieco więcej można było sobie obiecywać po pierwszych kolejkach Serie A, bo po sześciu meczach „Wolak” miał na koncie trzy występy w lidze (w tym dwa od pierwszej minuty), a w spotkaniu z Atalantą udało mu się nawet zanotować dość szczęśliwą asystę. Niestety, na tych trzech występach i 99 rozegranych minutach, były piłkarz Legii zakończył swój ligowy dorobek w tym roku. Trener Vincenzo Montella w środku pomocy stawiał przede wszystkim na Borję Valero, Alberto Aquilaniego i Matiego Fernandeza, zaś tuż za napastnikiem po wyleczeniu kontuzji ustawiany jest wspomniany już Ilcic. W ostatnim czasie Wolski miał więc okazję do gry tylko w meczach reprezentacji U21, w której jednak też stracił miejsce w składzie. W trzech ostatnich meczach drużyny Marcina Dorny Rafał zagrał tylko 21 minut, ale nie można powiedzieć, by jego brak był widoczny w grze naszego zespołu. Tym bardziej, gdy przypomnimy sobie jego fatalną postawę choćby w czerwcowym starciu z Maltą.
W czasie rundy jesiennej jasne stało się, że Wolski musi jak najszybciej zmienić otoczenie. Mówiło się o Legii, ale powrót do Ekstraklasy dla chłopaka w takim wieku to smutna ostateczność, więc piłkarz wraz ze swoim menedżerem zapewne zdecydują się na coś innego. Czy będzie to któryś z klubów Serie B, czy szwajcarski Grasshopers Zurich, nie ma większego znaczenia. Grunt, żeby Rafał w końcu zaczął łapać minuty na boisku, co niestety nie jest takie oczywiste. Na podobny krok latem zdecydował się Wojciech Pawłowski, który został wypożyczony do Latiny Calcio, występującej na zapleczu włoskiej ekstraklasy. Nasz znany i ceniony lingwista miał przenieść się o klasę niżej i tam wrócić do formy, tymczasem jesienią w meczach dziewiątej drużyny Serie B… nie zagrał ani razu.
Co czeka Rafała Wolskiego? Z pewnością przenosiny z Florencji. Miejmy nadzieję, że „Wolak” obierze inną drogę niż jego młodszy kolega i zamiast szeregu niepotrzebnych rzeczy, zajmie się po prostu ciężką pracą na treningach. Tylko takim sposobem może załatwić sobie abonament na miejsce w nowym zespole, czego w kraju oczekujemy chyba wszyscy, z Adamem Nawałką na czele. Niech będzie on jednak dla wielu nauczką, by po kilku udanych meczach w Ekstraklasie, nie obwieszczać wszem i wobec o nowej polskiej gwieździe. Kiedyś opinię wyrabiało się latami, dziś wystarczy być młodym, zagrać trzy fajne mecze przeciw jakimś ciamajdom i najlepiej być zawodnikiem Legii. Wtedy wielka kariera stoi przed tobą otworem.
Jak pokazał przykład Rafała Wolskiego, we wznoszeniu na piedestał młodych piłkarzy nie ma nic dobrego. Przekonał się o tym i zawodnik Fiorentiny, i ostatnio Daniel Łukasik, który przez moment był podstawowym graczem reprezentacji, a dziś o jego pozyskanie walczy ostatni w tabeli ekstraklasy Widzew Łódź. Podobne zachwyty możemy usłyszeć pod adresem utalentowanych, ale nie grających nie wiadomo na jakim poziomie Dominika Furmana czy Karola Linettego. Kibicujmy więc naszym młodzieżowcom, ale z umiarem. W przeciwnym wypadku możemy im tylko zaszkodzić.
WIKTOR DYNDA