Wbrew pozorom ligowy mecz Realu Madryt z Barceloną był początkiem czegoś dobrego w zachowaniu piłkarzy Dumy Katalonii. Momentami ta gra była bardzo dobra, ale to nie wystarczyło na Real, który znowu zagrał wyśmienity mecz. Barca grała chwilami w swoim stylu, utrzymywała się przy piłce, ale to nie przekładało się na sytuacje pod bramką Diego Lopeza.
W Gran Derbi na Santiago Bernabeu kluczową rolę odegrała trójka zawodników – Raphael Varane i Sergio Ramos, a także Pepe, grający w środku pola. Portugalczyk utrzymywał się przy piłce, wygrywał akcje, a przy tym rozbijał kolejne ataki rywali. Pozytywnie zaskoczył mnie Alvaro Morata, który zaliczył asystę i przy tym udowodnił, że może grać na innej pozycji niż klasyczna dziewiątka.
Jose Mourinho to fenomen. Jeśli coś zdarza się raz, jak w pierwszym meczu Barcelony na San Siro, to można to nazwać przypadkiem i podważać sukces Milanu. Zresztą potwierdził to rewanż na Camp Nou. Jeśli chodzi o Real, to mamy tu pewną ciągłość, gdzie Królewscy w obydwu meczach byli drużyną lepszą. Gdzie na przestrzeni 90 minut grali lepiej i nie mieli przestojów dziesięcio- czy piętnastominutowych, co mogliby wykorzystać przeciwnicy. Tak jak się spodziewaliśmy – trener wystawił m.in. Jose Callejona i Kakę, dając odpocząć kluczowym graczom przed Ligą Mistrzów. Mourinho udowodnił, że jest mocny. Nawet w takim meczu jest w stanie wystawić słabszy personalnie skład, a i tak wygrać.
Co do meczu na Old Trafford, to znamy już wiele opinii na temat czerwonej kartki dla Naniego. Łącznie z analizą naszego eksperta w Canal+, pana Sławomira Stempniewskiego (były sędzia uważa, że kartka dla Portugalczyka zasłużona – red.). Ale ja się nie zgadzam. Sędzia nie powinien pokazać czerwonej kartki. Zresztą bardzo podobna sytuacja była w meczu Bayernu z Arsenalem, kiedy Javi Martinez zaatakował Tomasa Rosicky’ego. Ale sędzia pokazał tylko żółtą kartkę.
Wracając do Naniego, piłkarz Manchesteru United skupiony był na piłce. A kolejna sprawa to reakcja piłkarzy Realu Madryt, którzy nie rzucili się do sędziego, aby wymusić na arbitrze surowszą decyzję. Gdyby tylko mieli ułamek przekonania o celowości zagrania piłkarza United, to na pewno dwóch, czy trzech graczy ruszyłoby w kierunku sędziego. Dlatego uważam, że był to błąd Turka Cakira.
Do momentu czerwonej kartki, Real Madryt był zespołem słabszym. Tak jak mówiłem wcześniej – Real będzie miał piętnaście, dwadzieścia minut na wykorzystanie swojej szansy wobec słabszej gry Manchesteru, która pojawiała się w każdym meczu Czerwonych Diabłów czy to w lidze, czy Lidze Mistrzów. I ten okres zbiegł się w czasie. Do tego doszło osłabienie w Manchesterze. I Real to wykorzystał.
Podpisałbym się pod wypowiedzią Mourinho po meczu: Przegrała drużyna lepsza w tym meczu.
Co do Barcelony, spodziewałem się, że prędzej czy później zespół wróci do swojego poziomu. Ale na pewno nie byłem osamotniony w tym przekonaniu. Pytanie było: kiedy? I nastąpiło to już w spotkaniu z Milanem. Wrócił pressing, który był wielką siłą Barcelony.
Przypomnę bramkę na 3:0. Cała akcja zaczęła się od świetnego odbioru Javiera Mascherano. Warto zwrócić uwagę na założenia taktyczne obrońców. Stoperzy wysoko wychodzili do odbioru piłki. Natomiast po bokach obrońcy byli cofnięci. Przecież Jordi Alba przez pierwszą połowę miał ewidentny zakaz włączania się do akcji. Na lewej stronie rządził Pedro i na nim spoczywały zadania ofensywne. Dopiero po zejściu napastnika z boiska, Alba ruszył do przodu, co skończyło się zresztą dla niego bramką. Taktyka Barcelony była właściwie dobrana. Chociaż niewiadomo jakby to wszystko się skończyło, gdyby Niang strzelił na 1:1.
Największym problemem Barcelony był terminarz. Mianowicie w momencie, kiedy zespół wpadł w okres słabszej formy na przestrzeni dwóch tygodni, miał trzy ważne mecze.
Brak angielskich zespołów w ćwierćfinale Ligi Mistrzów to porażka angielskiego futbolu. Choć o sile angielskiej piłki i tak decydują zagraniczni piłkarze, to jednak brak zespołu z Anglii w 1/4 finału Ligi Mistrzów jest zaskoczeniem. Anglicy nie potrafią grać z zespołami hiszpańskimi , ale także jak widać z takim Bayernem Monachium, który stylem bardzo pasuje do Półwyspu Iberyjskiego.
Dla mnie liga hiszpańska jest szczebel wyżej od Premier League.
KRZYSZTOF PRZYTUŁA