Jakby to powiedział Janusz Wójcik, wczoraj Lech gładziutko ogolił frajerów z Danii i w dobrych humorach czeka na potyczkę z fińskim Honka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ba!, nie warto byłoby o tym wspominać, gdyby nie jedna rzecz – „Kolejorz” faktycznie upokorzył rywali, aplikując im cztery bramki, a samemu tracąc jedną, jednak w żadnym wypadku nie byli to frajerzy. FC Nordsjaelland – bo o tej ekipie mowa – może nie jest postrachem europejskich potentatów, ale z całą pewnością nie jest także pierwszym lepszym zlepkiem kopaczy z ojczyzny Lego i dumnego Egona Olsena.
***
Po pierwsze, duńska piłka stoi na wyższym poziomie niż nasza stara, dobra T-Mobile Ekstraklasa, a zwycięstwo z silniejszym od siebie jest zawsze chwalebne. Superligaen nie jest mocniejsza? Wystarczy wspomnieć, że spośród jej sześciu ostatnich mistrzów aż czterech kwalifikowało się do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a FC Kopenhaga doczłapała się nawet do 1/8 finału tych rozgrywek. W zasadzie ten argument jest wystarczający, bo nasi ligowcy owszem mają styczność z Champions League, ale tylko dzięki telewizji.
Idźmy dalej. Po drugie, FC Nordsjaelland sezon zaczyna tylko trzy dni po Lechu, więc jest na podobnym etapie przygotowań, co ekipa Mariusza Rumaka, toteż podopieczni Kaspera Hjulmanda nie mają nic na swoje usprawiedliwienie. Dlaczego to takie ważne? Bo wicemistrzowie Danii to czempioni z zeszłego sezonu, a także uczestnik fazy grupowej Ligi Mistrzów, gdzie może szału nie zrobili, ale trzeba sprawiedliwie przyznać, że towarzystwo mieli doborowe (Juventus, Chelsea, Szachtar). To dobrze poukładana, zgrana ekipa, a nie zespół pieśni i tańca, więc spuszczenie im wpierdolu, nawet w sparingu, na pewno nie jest czymś powszednim. No dobra, w każdym razie nie dla polskich zespołów.
No i na koniec warto wspomnieć, że Lech ciągle męczy się bez kilku podstawowych zawodników. Kontuzjowani są Pawłowski, Douglas, Ślusarski, Murawski, Ceesay i Henriquez, więc mniej więcej połowa składu na ligę wciąż nie jest do dyspozycji trenera Rumaka. Lech w tej chwili dysponuje tak wąską kadrą, że ich opiekun chcąc nie chcąc (raczej nie chcąc) musi dawać szansę chłopaczkom z Młodej Ekstraklasy. Jeśli Rumakowi wypadnie ze składu kolejny zawodnik, to kto wie, czy zreanimowani nie zostaną Reiss i Djurdżević, a może nawet drugi trener ME, Marek Bajor. Mimo tego, „Kolejorz” bez problemu trzepie niby starą wycieraczkę zeszłorocznego uczestnika Ligi Mistrzów, który w tym momencie przygotowuje się do kolejnej batalii o te najważniejsze rozgrywki Starego Kontynentu. Czy to coś znaczy?
Wierzymy, że tak. W końcu oswajamy się z piłkarską Europą, dajemy sobie spokój z lipcowymi blamażami i kujemy formę już na początek sezonu. Wydaje nam się, że nareszcie kończymy z tradycją gremialnej rejterady z europejskich pucharów już w fazie eliminacyjnej i weźmiemy ze stołu, co nam się należy. Ta teza wydaje się być tym słuszniejsza, że także pozostałe eksportowe drużyny całkiem nieźle radziły sobie w tegorocznym okresie przygotowawczym. Czy wreszcie wschodzi słońce nad naszą futbolową krainą?
Uważamy, że zdecydowanie tak, aczkolwiek już teraz – dosłownie sekundy po wklikaniu tych słów – zaczynamy żałować swojej naiwności. Bo przecież doskonale wiemy, że co roku ma być lepiej, co rok, jak dziecko czekające na spotkanie ze świętym Mikołajem, zawodzimy się srogo, a za 365 dni znowu ufamy, że to już, że teraz się uda.
Oby tym razem było inaczej.
***
Warto dodać, że w końcu przełamał się Łukasz Teodorczyk (hat-trick!), a kolejną bramkę zdobył gołowąs Formella. Dzięki Lech TV cały mecz można obejrzeć poniżej.
***
fot. legia.net