Zapraszamy do przeczytania drugiej części wywiadu z Przemysławem Rudzkim, w którym rozmawiamy o tym jak będzie wyglądał nowy „Przegląd Sportowy” pod jego i Michała Pola wodzą oraz o powstającej właśnie biografii Eldo.
***
Zanim porozmawiamy o Przeglądzie Sportowym i tym, co się tam zmieni, chciałem jeszcze zapytać o biografię Eldo. Wiem, że prace nad tą książką już się rozpoczęły.
Tak, spotkałem się z Leszkiem kilka razy, uzgodniliśmy pewne szczegóły. Mamy wstępny plan na tę książkę, więc teraz trzeba „tylko” siąść, pogadać i to wszystko spisać. Pytanie tylko: kiedy znajdę na to czas?
Kilka minut wcześniej powiedział pan, że nie wyobraża sobie napisania autobiografii…
… ale to nie będzie moja biografia (śmiech).
Wiem, ale pewnie pan, jako dziennikarz, będzie musiał w jakiś sposób przefiltrować to, co przekaże panu Eldo. Nadać temu jakiś kształt i włożyć tam trochę swoich emocji.
Na pewno tak. Zresztą wydaje mi się, że Leszek też chce, żebym jakoś to wszystko przefiltrował. Taka książka to jest samograj. Przecież rozmawiamy o facecie, który nagrał kilka świetnych rapowych płyt, którego teksty są na maturze… O właśnie przypomniała mi się anegdotka, którą opowiedział mi Eldo.
Był kiedyś w Sopocie, na Monciaku i kiedy przechodził obok sklepu monopolowego, to wytoczył się z niego jakiś kompletnie pijany młody człowiek, przewrócił się, spojrzał na Leszka i powiedział takim charakterystycznym pijackim bełkotem: O Eldo! Miałem Cię na maturze. Potem otrzepał się, wstał i poszedł dalej.
Mam już pomysł na okładkę, na rozpoczęcie, właściwie na całość. Jestem przekonany, że z moim doświadczeniem dziennikarskim tego nie spieprzę i wyjdzie z tego coś naprawdę godnego uwagi.
Chociaż drobne obawy też są, bo doszło mi trochę nowych obowiązków.
Praca w Przeglądzie.
Tak.
Czyli gazecie, o której półtora roku temu w wywiadzie dla Weszło mówił pan tak: „Nie chce mi się gadać o „Przeglądzie”. Ktoś mi zarzuci, że sam tam pracowałem i nic nie zmieniłem. „PS” przestał mnie kompletnie emocjonować. Kiedyś kupowanie tego dziennika było sensem mojego życia. Zamiast chodzić na rozmowy kwalifikacyjne, siadałem na ławce i czytałem „Tempo”, od deski do deski. Dziś już tego nie robię”.
Mam świadomość tego, co było robione źle i zamierzamy to, razem z Michałem Polem, który razem ze mną będzie tę gazetę prowadził, zmienić. Przegląd to wciąż wielka marka, nawet na skalę Europy, ale znalazł się w takim momencie swojej historii – bardzo długiej zresztą – w którym potrzebne są zmiany.
Co trzeba zmienić?
Przede wszystkim sposób pracy. Tam jest wielu bardzo dobrych dziennikarzy, którzy są po prostu źle zagospodarowani. Będziemy się to starali zmienić, bo naprawdę widzę olbrzymi potencjał. Niektóre z osób, które tam pracują, dają z siebie 10-20 procent swoich możliwości, a ja chciałbym, żeby dawały 110. Praca w dzienniku to codzienna orka, przyjemna, ale trudna robota. Im szybciej niektórzy to zrozumieją, tym szybciej wyjdziemy z dołka.
A da pan radę to wszystko pogodzić? Przegląd, Fakt, Canal+, biografia Eldo… Jest tych zajęć trochę.
Rzeczywiście nazbierało się. Ale zanim przyjąłem ofertę prowadzenia „PS”, to wszystko sobie dokładnie przemyślałem i wiem, że uda mi się to pogodzić. Inaczej nawet bym się za to nie zabierał.
Wydaje mi się, że przy biografii potrzebuję dziesięciu, no może piętnastu spotkań z Leszkiem na 5-6 godzin i myślę, że te kilkadziesiąt godzin rozmów da mi pewną bazę, na podstawie której napiszę całą książkę.
Canal+, to Canal+. Teraz jest tam nieco więcej obowiązków, bo doszły europejskie puchary, więc zamiast pracy tylko w weekendy, goszczę w stacji częściej. Miałem jeden taki tydzień, pod koniec którego zacząłem się zastanawiać, jaki w ogóle mamy miesiąc.
Warto tak harować?
Ja lubię swoją pracę, więc nie zamierzam na nią narzekać. Zresztą, wydaje mi się, że to byłoby nie fair wobec osób, które mi zazdroszczą tego co robię.
Z drugiej strony przesyt też jest zły. Kiedy myli cie się, kto gra w Koronie Kielce, a kto w Aston Villi, to zaczynasz myśleć, że coś jest nie tak. Niestety ostatnio jestem notorycznie zmęczony, spóźniony, a do tego wydaje mi się, że się do czegoś nie przygotowałem. To okropny stan. Dla mnie największy ból to poczucie, że nie ogarniam.
Ale jest pan zadowolony i dlatego nie chce rezygnować z żadnych obowiązków?
Tak. Właściwie, to nawet nie mam czasu myśleć o tym, że jestem zmęczony. Może na urlopie czasem się nad tym zastanowię.
Co pan może dać „PS”?
Wydaje mi się, że przede wszystkim ta gazeta potrzebuje ode mnie kreacji. Kreacji pierwszej strony, tematów, materiałów. Ich weryfikacji. Informacji zwrotnej dla zespołu. Takiego „odpalenia rakiety”.
Czyli będzie pan musiał wymyślać to wszystko dla dwóch gazet.
Tak. Cały czas będę pracował jako szef sportu w Fakcie, więc ciężko będzie to wszystko połączyć, ale gdybym nie myślał, że to może się udać, to po prostu bym się tego nie podjął.
Mamy się spodziewać rewolucji w Przeglądzie?
Nie, nie nazwałbym tego rewolucją. Ale zmian będzie sporo. Na lepsze oczywiście. To, czego mi najbardziej brakuje w „PS”, to umiejętność rozebrania tematu na wiele części.
Chciałbym, żeby udało nam się stworzyć taką gazetę, w której każdy tekst jest dobry. Marzy mi się Przegląd, który ludzie będą czytali od deski do deski.
Teraz chyba tak nie jest.
Czasami odnosiłem wrażenie, że niektóre teksty trafiały do gazety na zasadzie – w sumie nie mamy co dać, a mamy wygadanego po ostatnim meczu zawodnika Piasta Gliwice, to damy z nim wywiad na całą stronę. Takich sytuacji chcę uniknąć.
Brakuje mi też ekskluzywnych treści. Dla przykładu, minęło już trochę czasu odkąd Marcin Wasilewski trafił do Leicester City, a wciąż nie wiem, jak on się tam sprawdza. I nawet jeśli Wasyl nie rozmawia z dziennikarzami – słyszałem, że po tym jak został wygwizdany na reprezentacji, to obraził się na cały świat – to przecież można się w jakiś sposób skontaktować z trenerem tego klubu, czy angielskim dziennikarzem, który się zajmuje tym zespołem. Jest wiele sposobów, żeby ulepić ciekawy tekst. Trzeba tylko chcieć.
Paweł Zarzeczny, kiedyś napisał mi w mailu zdanie, które zapamiętam do końca życia. Nie wiem, czy on sam to wymyślił, czy ktoś mu je powiedział, ale doskonale oddaje istotę pracy dziennikarza i zawsze będę się na nie powoływał: Dziennikarstwo, to jest umiejętność dotarcia do zdarzeń i osób, do których inni nie umieją lub nie chce im się dotrzeć.
Myślę, że to najbardziej kompletna definicja dziennikarstwa, z jaką się spotkałem.
Jakie postawiono przed panem zadania?
Przede wszystkim nie dopuścić do mocnych spadków sprzedaży gazety, bo jak wiemy, ostatnio wszystkie papierowe tytuły pikują. Chociaż mnie się marzy, żebyśmy mogli sobie usiąść za rok, tak jak dziś, i żebym mógł powiedzieć, że zanotowaliśmy kilkuprocentowy wzrost. Wydaje mi się, że jest to wykonalne i zrobimy wszystko, żeby tak się właśnie stało.
Wiem, że w dobie Internetu ciężko jest o zwiększenie słupków, ale Newsweek jest doskonałym przykładem na to, że się da. I naprawdę mocno wierzę w to, że z takim zasobem ludzkim i takimi pomysłami jakie mamy na tę gazetę, uda nam się taki malutki wzrost odnotować. To byłoby coś niesamowitego.
Rozmawiał ŁUKASZ GRABOWSKI
***
Zapraszamy też do przeczytania pierwszej części wywiadu z Przemysławem Rudzkim, w której rozmawialiśmy m.in. o tym, dlaczego jest „złym produktem polskich szkół”, a także któremu reżyserowi powierzyłby przeniesienie na ekran „Gracza”, czyli jego debiutanckiej powieści.