- Nie uważam Belgii za czarnego konia turnieju, w ogóle nie wydaje mi się, żeby mogła poważnie zaistnieć na mundialu. To zbyt młoda drużyna, za mało doświadczona i póki co nic wielkiego nie zrobiła. O swoich typach na nadchodzące mistrzostwach świata, Lidze Mistrzów, rynku transferowym w Hiszpanii i Anglii, szansach polskich drużyn w europejskich pucharach, a także o ostatnich decyzjach Adama Nawałki, w obszernej rozmowie opowiada nam Przemysław Pełka, komentator nc+. Człowiek, który pomimo przeciwności losu, trafił tam, gdzie wielu tylko marzy, żeby być. Nie poddał się paskudnej chorobie, a kilka tygodni temu prosto z Lizbony skomentował finał Ligi Mistrzów…
Miał pan okazję komentować finał Ligi Mistrzów. Jak pan wspomina ten mecz i wiążące się z nim przeżycia?
Bardzo dobrze. Sam mecz, uważam za atrakcyjny, komentowało mi się go bardzo przyjemnie. Tym bardziej, że nie miałem co do niego nie wiadomo jakich oczekiwań, że spotykają się ze sobą dwie najlepsze drużyny kontynentu. Nie zawiodłem się na tym finale, co prawda pierwsze 20 minut było badaniem się przez oba zespoły, natomiast później było już tylko lepiej. Emocji na pewno nie zabrakło, myślę że pod tym kątem to jeden z ciekawszych finałów ostatnich lat.
W przyszłym sezonie finał w tym składzie wydaje się jednak niemożliwy… Z Atletico odchodzą przecież Diego, David Villa, Diego Costa, być może Koke, Courtois.
Czy ci wszyscy piłkarze odejdą – nie wiadomo, ale z pewnością zrobi to część z nich. Mówi się przede wszystkim o Diego Coście, z Courtois sytuacja do końca nie jest jasna, słyszy się również o Mirandzie. Jest takie niebezpieczeństwo, że Atletico nie będzie wyglądało tak dobrze, jak dotychczas. Z drugiej jednak strony pojawiły się pogłoski o możliwym przyjściu Rakiticia, są plany, żeby ściągnąć zastępcę Costy i myślę, że jeśli chodzi o sprowadzenie napastnika, to kibice Atletico nie mają się czego obawiać. W ostatnich ośmiu latach Atleti zawsze potrafiło zastąpić tę pozycję z pozytywnym skutkiem dla siebie. Nie nastąpiła tam żadna obniżka jakości, a z klubu odchodzili przecież Forlan, Aguero czy Falcao. Dlatego myślę, że w Madrycie poradzą sobie i z odejściem Diego Costy.
Możliwy powrót do Atletico Fernando Torresa, który w Chelsea ma ostatnio pod górkę, to pana zdaniem dobry pomysł?
Torres zostanie w Chelsea, a jeżeli powróci do Madrytu – bo pewnie jest taka opcja – to nie w tym sezonie. Ale jasne, byłoby to dla niego dobre rozwiązanie. To w Atletico zaczynał, stamtąd wyruszał na głębokie wody, dobrze się tam czuł, był uwielbiany przez kibiców i mając ze sobą bagaż doświadczeń w Anglii, z pewnością odnalazłby się z powrotem w Primera Division. Ale tak jak mówię – moim zdaniem nie nastąpi to jeszcze w tym sezonie.
Czy takie rozsprzedanie Atletico oznacza w Hiszpanii powrót do sytuacji z ubiegłych lat, kiedy dominowały Barca i Real?
To, że dominować będzie Real i Barcelona nie ulega wątpliwości, natomiast kwestia jest taka, czy pojawi się ten trzeci zespół, który będzie w stanie namieszać. Ostatnio było to Atletico, swego czasu pojawiały się Villareal, Valencia, zawsze ktoś tam był. Ale nie wiem czy w przyszłym sezonie również tak będzie. Nie mam złudzeń, że mistrzostwo zdobędzie ktoś spoza dwójki Real-Barcelona. Nawet gdyby Atletico utrzymało większość swojego składu, to nie chce mi się wierzyć w to, że będzie potrafiło obronić tytuł. I nie wygląda też na to, żeby pojawiła się czwarta siła, bo choć dość mocnym klubami są Bilbao i Real Sociedad, to nie sądzę, by udało im się powtórzyć sukces Atletico z tego sezonu.
A Valencia? Wydaje się, że stoją przed nią coraz lepsze widoki, a odkąd właścicielem został Peter Lim, co chwilę mówi się o jakichś głośnych transferach. Teraz choćby słyszy się, że na Mestalla mają przyjść Thorgan Hazard i Romelu Lukaku.
Valencia nawet jak gra słabszy sezon, to i tak pozostaje mocna. Ostatnimi czasy miała mnóstwo zawirowań i w tabeli co prawda skończyła dużo niżej niż się spodziewała, ale np. w Lidze Europy szło jej bardzo dobrze. Niewiele brakowało, by doszła w niej aż do finału. Okresy przejściowe są trudne w każdym klubie i wydawanie wyroków w tym momencie jest jak wróżenie z fusów. Wiem, że w przyszłym sezonie Valencia na pewno będzie silniejsza niż w poprzednim, ale zależy czego się od niej oczekuje. Jeśli dąży pan do tego, żeby znaleźć jakąś alternatywę dla Realu i Barcelony, to uważam, że Valencia taką alternatywą nie będzie. Natomiast jeśli chodzi o to, czy będzie w stanie choć trochę namieszać w czołówce, to z pewnością tak, już w minionym roku potrafiła to zrobić, remisując choćby w końcówce sezonu z Realem Madryt.
A wracając jeszcze do tematu niechcianego w Chelsea Lukaku – wydaje się że idealnie pasowałby on do Barcelony. Brakuje im klasycznej dziewiątki, a odkąd Messi występuje na tej pozycji, wiemy jak to wygląda.. .
Wszystko będzie zależało od tego, jaka będzie koncepcja Luisa Enrique – czy będzie to kontynuacja myśli wprowadzonej kilka lat temu przez Pepa Guardiolę, czy raczej powrót do klasycznego ustawienia z środkowym napastnikiem. Wiemy, że w pewnym momencie kimś takim był tam Zlatan Ibrahimović, ale konflikt wielkich ego spowodował, że na dłuższą metę to nie wypaliło. Jestem zwolennikiem właśnie takich rozwiązań i wydaje mi się, że Barcelona powinna kogoś takiego poszukać. Czy to powinien być Lukaku? Nie wiem, pytanie czy w ogóle on się nadaje na tak wysoki poziom. To jest dobry piłkarz, ale skoro nawet go w Chelsea nie chcą, to nie sądzę, by znalazł miejsce w Barcelonie. Wszystko wyjaśni się po mistrzostwach świata, które są największym oknem wystawowym. Wówczas będzie można śmielej spekulować na tematy przenosin poszczególnych piłkarzy, bo przed mundialem przeprowadza się może z pięć procent poważnych transferów.
Ale w Anglii kilka transferów jest już dogadanych. Taki Cesc Fabregas ma lada chwila wylądować w Chelsea – biorąc pod uwagę słowa Hiszpana, że jeśli odejdzie z Arsenalu nigdy nie zagra w innej angielskiej drużynie, to chyba spore zaskoczenie?
On powiedział konkretnie: jeśli zobaczycie mnie kiedyś w koszulce Chelsea, macie prawo mnie zastrzelić. Natomiast w ostatnich dziesięciu dniach słyszałem, że Fabregas będzie grał w Manchesterze United, Chelsea, Liverpoolu, Manchesterze City i Arsenalu. Nie wiem czy Cesc będzie grał w „The Blues”, nie wiem nawet czy w ogóle odejdzie z Barcelony, bo oficjalne stanowisko „Blaugrany” jest takie, że Hiszpan nigdzie nie odchodzi.
Wiemy natomiast na pewno, że na Stamford Bridge wyląduje Diego Costa. To dobry ruch Mourinho, czy może się okazać, że Hiszpan to tylko gwiazda jednego sezonu i w Anglii się nie sprawdzi?
Na dobrą sprawę on już pokazał, że nie jest gwiazdą jednego sezonu, bo w dwóch kampaniach potwierdził swoje umiejętności. Ale fakt, miniony rok był dla niego wyjątkowo udany – do pewnego momentu walczył nawet o koronę króla strzelców Primera Division, strzelił ponad 30 bramek we wszystkich rozgrywkach i to jest świadectwo tego, że jest to piłkarz doskonale znający swoje rzemiosło. Uważam, że Costa jest stworzony do Chelsea, idealnie pasuje do taktyki, jaką chce grać Jose Mourinho. Jest wyjątkowo skuteczny, co prawda marnuje dużo sytuacji stuprocentowych, ale też sam wypracowuje sobie mnóstwo sytuacji, które wykorzystuje. Dlatego myślę, że jest to idealny piłkarz do gry, jaką preferuje Mourinho – odpowiedzialny w defensywie, pierwszy broniący, bardzo nieprzyjemny dla środkowych obrońców, z tego względu, że potrafi i lubi grać ostro. Przez ten jego styl gry, albo jest się jego ogromnym zwolennikiem, albo się go nienawidzi.
A jak widzi pan przyszłość Manchesteru United pod wodzą van Gaala? Już w tym sezonie będą się liczyć w czołówce, czy klejenie wszystkiego od nowa przez Holendra potrwa trochę dłużej i „Czerwone Diabły” nie zdołają powrócić do TOP 4?
Myślę, że dużym problemem Man Utd będzie to, że nie grają w europejskich pucharach. Dlatego kilku zawodników, którzy mogliby tam trafić, zanim zdecyduje się przejść na Old Trafford pewnie się dwukrotnie zastanowi…
Jak choćby Konoplyanka…
Tak, ale to akurat było bardzo słabe w jego wykonaniu, bo kim jest Konoplyanka patrząc z perspektywy wielkich klubów? To tylko jeden z wielu skrzydłowych i na pewno nie jest to TOP 10. Ale nie ma co tego drążyć, zachował się tak a nie inaczej, jego sprawa, natomiast szacunek dla takiego klubu jak Manchesteru United powinno się mieć, bo to jest zespół, który regularnie zdobywa trofea, nawet jeśli przychodzi chwila kryzysu.
Wracając do pytania - przychodzi van Gaal, to jest dobra informacja. Na pewno Holender będzie opierał atak o tych samych ludzi, co jego poprzednicy. Czyli o van Persiego i Rooneya. Ale pytanie, czy ten pierwszy jest w stanie rozegrać sezon na najwyższych obrotach bez żadnej kontuzji, bo choćby przedwczoraj w meczu towarzyskim z Walią dopadły go jakieś problemy. Jest świetnym napastnikiem, ale właściwie od zawsze miał problemy z urazami, dlatego należy wziąć poprawkę na to przy zakładaniu planów Man Utd na przyszłość. Jeżeli chodzi o budowę - na pewno zostaną w nią zainwestowane gigantyczne pieniądze, mówi się o 200 milionach funtów i mówiąc krótko – jest co przebudowywać. Do wymiany jest cała defensywa, druga linia, więc trochę dużo, by określić Manchester jako faworyta do powalczenia o coś wielkiego. Moim zdaniem jest jeszcze za wcześnie, by „Czerwone Diabły” liczyły się w walce o mistrzostwo kraju, ale w Pucharze Anglii – przy szczęśliwej drabince – być może już tak.
W walce o mistrzostwo znów będzie liczył się Liverpool? Wiemy, że na Anfield już sprowadzono już Rickiego Lamberta, a lada moment mają się tam zjawić Adam Lallana i Emre Can (w momencie rozmowy transfer nie był jeszcze potwierdzony ).
Brendan Rodgers powiedział, że potrzebuje sześciu transferów, na razie ma Lamberta i na razie zatrzymał Luisa Suareza, bo to, co się wydarzy z nim po mistrzostwach świata, pozostaje wielką niewiadomą i nie można wykluczyć, że Urugwajczyk z Liverpoolu odejdzie. Ja stoję na stanowisku, że „The Reds” nie są w stanie powtórzyć wyniku z tego roku, bo nie będą już mieli ku temu takich warunków. W lidze grali raz na tydzień, szybko odpadli z lokalnych pucharów, a w pucharach europejskich nie grali wcale. W zasadzie najważniejszych piłkarzy omijały kontuzje, choć wiadomo, że czasem brakowało Glena Johnsona czy Stevena Gerrarda, ale patrząc z perspektywy całego sezonu, naprawdę nie było tego dużo…
Tym bardziej, gdy spojrzymy na taki Arsenal, gdzie w pewnym momencie kontuzjowanych było tam kilku piłkarzy pierwszego składu.
Właśnie, dlatego myślę, że pod tym względem Liverpool był w korzystnej sytuacji, a mimo tego nie wytrzymał końcówki sezonu. Jeśli dojdą do tego europejskie puchary, gra co trzy dni, podróże i nieunikniona, większa liczba kontuzji – bo w minionym roku ekipa Rodgersa zagrała ledwie ponad 40 meczów (43 – przyp. red.), co jest jednym z najniższych wyników w historii i taki sezon już się nie powtórzy – to moim zdaniem „The Reds” w nadchodzących rozgrywkach znajdą się poza pierwszą czwórką.
Wróćmy do mundialu. Jak ocenia pan szanse reprezentacji Anglii? Wiemy, że są w bardzo trudnej grupie i samo wyjście z niej będzie już jakimś osiągnięciem…
Trafili do bardzo trudnej grupy i na chwilę obecną zdecydowanie wyżej stawiam szanse Urugwaju i Włochów. Wydaje mi się, że zespoły, które wyjdą z tej grupy, wylądują co najmniej w ćwierćfinale, bo łatwiej będzie im pokonać 1/8 finału. Anglia ma całkiem niezłą kadrę, wydaje mi się, że Roy Hodgson będzie starał się opierać jej grę na zawodnikach Liverpoolu i moim zdaniem to jest dobra koncepcja, może się to powieść. Ale czy się powiedzie w meczach z Włochami i Urugwajem? Ciężko powiedzieć. Wiele będzie zależało od pierwszego spotkania w grupie, z ekipą Prandellego, z tego co wiem rozgrywanego w Manaus, w Amazonii, gdzie będą bardzo trudne warunki do gry – duża wilgotność i wysokie temperatury. Komu uda się to lepiej znieść, ten wyjdzie z grupy.
Kogo widziałby pan w roli faworytów całych mistrzostw? I kto – poza Belgią, o której wszyscy mówią – może okazać się czarnym koniem turnieju?
Akurat ja Belgii nie uważam za czarnego konia, w ogóle nie wydaje mi się, żeby poważnie zaistniała o na na mundialu. Myślę, że maksymalnie dojdzie do ćwierćfinału i tam polegnie z Niemcami. Jest to zbyt młoda drużyna, za mało doświadczona i póki co nic wielkiego nie zrobiła. Jedyne co ma, to świetne nazwiska i rzeczywiście na papierze wygląda doskonale, natomiast nie wydaje mi się, żeby to wystarczyło, żeby coś zwojować w Brazylii.
Jeśli chodzi o faworytów – Ameryki tutaj nie odkryję, ale jak dla mnie w półfinale powinny znaleźć się: Brazylia, Niemcy, Hiszpania i Argentyna. Te cztery zespoły mają niemal wszystko do tego, żeby osiągać sukcesy. A potem, to już jest kwestia tylko dyspozycji dnia. Być może brzmi to idiotycznie, można się z tego śmiać, ale na pewnym poziomie takie rzeczy właśnie są decydujące, tym bardziej, że to już będzie szósty mecz turnieju. Argentyna ma najsilniejszą ofensywę, Brazylia defensywę, z kolei Niemcy i Hiszpanie mają fantastycznych bramkarzy i drugą linię. Dlatego patrząc na formacje i poszczególnych piłkarzy, byłbym bardzo zdziwiony, gdyby któraś z tych czterech drużyn nie zdobyła mistrzostwa.
Naprawdę widzi pan Argentynę wśród ścisłych faworytów? Z taką defensywą i Fernando Gago w drugiej linii? Szczególnie obecność tego ostatniego w pierwszym składzie obnaża poważne braki „Albicelestes” w formacji pomocy.
Trójka Gago-Mascherano-di Maria to moim zdaniem bardzo dobra linia pomocy, a jeśli chodzi o Gago to nie możemy porównywać jego sytuacji w klubie do reprezentacji. Popatrzmy choćby na Neymara, który też nie do końca się sprawdza w Barcelonie, można mu tam wiele zarzucić, a jest absolutnie kluczową postacią w reprezentacji. Argentyna dość biednie wygląda w defensywie, ale ma na tyle mocne indywidualności w ofensywie, że na pewno sobie poradzi. Z tą obroną też nie jest aż tak tragicznie, mają Garaya, który będzie niebezpieczny przy stałych fragmentach, Demichelisa, który nie jest aż tak słabym obrońcą jak się wszystkim wydaje – ok, miewa słabsze momenty, zdarzają mu się proste błędy, ale to naprawdę jest dobry piłkarz i końcówka sezonu w Manchesterze City tylko to potwierdziła. Wszyscy patrzą na niego przez pryzmat błędu w meczu z Barceloną, a nie całego sezonu. Nie dajmy się zwariować. Siłą Argentyny jest to, że od dłuższego czasu grają w tym samym składzie, nie przegrywają meczów, mają Messiego, Aguero, di Marię, który ostatnio jest w świetnej formie i myślę, że to są wystarczające atuty, żeby dojść do półfinału. Tym bardziej, że mają do niego dość łatwą drogę.
No, z tym stałym składem to nie przesadzajmy. Demichelis ostatnio w kadrze zagrał chyba ze dwa lata temu.
No może tak, tam jest wybór między nim a Fernandezem. Poza tym Demichelis chyba zagrał we wczorajszym meczu z Trynidadem?
Tak, ale na wcześniejszy występ czekał ponad dwa lata na występ w kadrze.
No możliwe, dokładnie już tego nie pamiętam. Zwróciłem natomiast uwagę na jedną statystykę – pod wodzą Sabelli Messi gra chyba trzy razy lepiej w kadrze niż zazwyczaj, bo zawsze mu się wypominało, że w Barcelonie gra dobrze, a w reprezentacji nie. A teraz gra tak, że… no niszczy system. Poza tym, mistrzostwa są w Ameryce, zawsze w takich przypadkach zespoły takie jak Argentyna czy Brazylia muszą być traktowane w roli faworyta…
Albo Chile.
Chile, tak. Zastanawiałem się nad nimi, oni też mają taką grupę, że tam się może dużo wydarzyć. Oni grają podobnym systemem, jak od pewnego czasu gra Holandia z dwoma wahadłowymi i zderzenie tych dwóch drużyn będzie pewnie bardzo ciekawe.
Wydaje się, że Holandia może nie wyjść z grupy, kosztem Chile.
Pewnie, ale równie dobrze Holandia może Chile zniszczyć.
Przenieśmy się na chwilę na własne podwórko. Polanski poza reprezentacją, Lewandowski kapitanem – dobre czy złe decyzje Nawałki?
Ja bym Eugena Polanskiego nie eliminował z kadry, uważam go za dobrego piłkarza. Natomiast jakie względy zdecydowały o tym, że Polanskiego w tej kadrze ma nie być, to już musi się z tego tłumaczyć trener Nawałka. Moim zdaniem jest to zła decyzja i w takiej sytuacji, w jakiej jest polska reprezentacja, nie możemy sobie pozwolić na to, żeby skreślać piłkarza o dużych umiejętnościach, bo za takiego trzeba Polanskiego uważać.
Jeśli chodzi o opaskę kapitańską dla Roberta Lewandowskiego – mam mieszane uczucia, bo sam „Lewy” wypowiadał się o niej trochę z przymrużeniem oka. Wydaje mi się, że nie traktuje tego do końca poważnie. Twierdzi, że ta opaska niewiele znaczy podczas meczu, więc nie wiem, czy to jest dobre rozwiązanie mianować kapitanem kogoś, komu chyba nie do końca na tym zależy. Lewandowski nie sprawia wrażenia kogoś, kto będzie tę funkcję należycie sprawował i w trudnym momencie rzeczywiście pociągnie tę drużynę. W ogóle moim zdaniem w Polsce od pewnego czasu traktuje się tę opaskę tylko symbolicznie i dla wielu jest ona tylko kawałkiem tkaniny.
I na moment przejdźmy jeszcze do Ekstraklasy. Klasyczne pytanie, jak co roku – czy tego lata polskie drużyny unikną kompromitacji w europejskich pucharach?
Sam chciałbym to wiedzieć!. Wiele będzie zależeć od tego, co się wydarzy na rynku transferowym. Jeśli Legia się wzmocni na kilku pozycjach, to może do tej czwartej rundy jakoś doczłapie. Losowanie to też istotna sprawa, bo w tym roku mogą trafić na przeciwnika w trzeciej rundzie, jakiego rok temu dostali w czwartej.
Np. na Celtic…
No tak, Celtic, Red Bull Salzburg czy BATE Borysów. Czyli już w trzeciej rundzie może być pozamiatane.
Widzi pan w Legii piłkarzy na europejskim poziomie? Bo ja – poza Radoviciem – takich graczy nie widzę.
To znaczy ja patrzę na Legię w tym sezonie i nie jest ona zespołem, który sprawia wrażenie wyjścia na boisko jak po swoje i pewnego zgarnięcia trzech punktów. Kiedyś taką drużyną była Wisła, gdzie wychodziła na murawę, a rywal, przynajmniej ten polski, przed nią truchlał i nie było w ogóle rozmowy. Legia taka nie jest, Legii zespoły aż tak się nie boją, bo nie jest ona takim dominatorem w meczach, nie potrafi przeciwnika stłamsić. W tej kwestii na pewno jest sporo do poprawy.
Ja po polskich zespołach w Europie sobie wiele nie obiecuję. To jest najlepsza taktyka, jaką można przyjąć w ostatnich powiedzmy dziesięciu sezonach, jeśli chodzi o nasze drużyny. Nie od dziś wiadomo, że lepiej się pozytywnie zaskoczyć, a rozczarowanie jest wpisane w życie polskiego kibica. Podsumowując – Liga Mistrzów w tym roku nie dla nas, zaś faza grupowa Ligi Europy – myślę, że tu mogą się znaleźć i Legia i Lech. Pod warunkiem, że ten ostatni po raz kolejny nie zepsuje początku sezonu. Jeśli poznaniacy będą grać jak w ciągu ostatnich sześciu tygodni, to powtórka z Wilna się nie zdarzy i jest nadzieja na awans nawet do fazy grupowej LE.