Przegrywasz? Zrób siódmą zmianę, mecz się anuluje

Dziennikarze tym razem popełnili falstart. Niewielki, szkolny błąd związany z użyciem trybu dokonanego zamiast przypuszczającego. Cały pośpiech wynikał jednak ze słusznej sprawy – FIFA prawdopodobnie rozważa podjęcie jednej z najgłupszych i najbardziej stronniczych decyzji w historii futbolu.

Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła, ale czas jej oczekiwania rodzi myśl, że rzeczywiście globalni sternicy futbolu biorą pod uwagę najgorsze wyjście. Bo osąd nad tą kwestią powinien być jak gra Arsenalu. Błyskawiczny. Opieszałość Blattera i spółki zwiększa jednak szanse na odebranie radości milionom ludzi. Co gorsza – absolutnie nie z ich winy.

We wtorek, gdy kadra Nawałki, zamiast w piłkę, grała z Irlandczykami w dwa ognie, RPA sensacyjnie prowadziła z Hiszpanią. Niepokonanymi od ponad trzech lat mistrzami świata i Europy. Vicente Del Bosque, chcąc za wszelką cenę wygrać lub po prostu dać pograć nominalnym rezerwowym, w 78. minucie miał już wykorzystany limit zmian. Wówczas kontuzji doznał bramkarz, Victor Valdes. Procedura w takich wypadkach jest jasna – gdyby nie można zastąpić piłkarza, w golkipera wciela się ktoś z pola. Alvaro Arbeloa przywdział rękawice i nieco przydużą bluzę. Już pędził na przedpole bramkowe, gdy nagle jego pragnienie chwilowej zabawy w Casillasa zastopował selekcjoner. Opiekun kadry dokonał po prostu siódmej zmiany. Raczej umyślnie, bo „Sfinks” wygląda na inteligentnego gościa i nie sądzę, by liczenie do siedmiu sprawiało mu większą trudność. Ale drużyna przegrywała, więc trzeba było działać. Wszelkimi możliwymi sposobami. Nie jednak z gracją słonia, postępując wbrew przepisom. Bo umówmy się – Hiszpania powinna z RPA wygrać, grając nawet w dziesiątkę, choćby na bramce stał Antonio Banderas. Tego dnia najlepsza ekipa świata była po prostu słaba. A porażka nie jest czymś złym. Zła staje się dopiero, gdy nie umie się jej w należyty sposób przyjąć. Wtedy nawet honorowa klęska zamienia się w tragikomedię.

Głośno protestował trener gospodarzy, Gordon Iglesund, lecz jego reakcja spotkała z zainteresowaniem równym akceptacji wizyt świadków Jehowy. Małym.

Sęk w tym, że przepisy FIFA są w tym przypadku jasne. W oficjalnym spotkaniu międzypaństwowym istnieje możliwość dokonania maksymalnie sześciu zmian. Wyjątkiem są nie liczone do rankingu sparingi. Złamanie tej reguły daje podstawę do unieważnienia meczu. Daje podstawę, nie obowiązek. Możliwy jest również walkower dla poszkodowanej strony. Czyli RPA. W tym wypadku to jedyne etyczne i jednocześnie logiczne rozwiązanie. Taka decyzja powinna zostać ogłoszona jeśli nie w godzinę, to chociaż dzień po meczu. „Marca” tymczasem donosi, że poplecznicy Blattera poważnie rozważają…uznanie potyczki za nieodbytą. Wymazania go z pamięci. Sztucznego podtrzymania, przy zielonym stole, imponującej serii bez porażki La Furii Roji. Pozbawienia drużyny i, stojącej za nimi armii fanów z południowej Afryki, tak rzadko spotykanej radości.

Jan Koller nie dał się Mehmetowi Schollowi i innym wielkim graczom z Bayernu. Kicker wybrał go nawet do jedenastki kolejki. Oczywiście jako bramkarza.

Nawet John Terry, który nie należy do tych najbardziej wygimnastykowanych graczy, zachował czyste konto, gdy zastępował kontuzjowanego Petera Cecha.

W razie anulowania meczu RPA z Hiszpanią, poza kompromitacją FIFA, skutki mogą być poważniejsze. I dalekosiężne. Przyjmijmy na chwilę, że ostatecznie potyczka zostanie uznana za nieodbytą. Kto wie, czy – wykorzystując ów precedens – inne kadry nie będą powoływać się na casus obecnych mistrzów świata jako argumentu za unieważnieniem kompromitującego występu. Przypadkowej porażki ze słabeuszem, gorszego dnia. Po co psuć sobie statystyki? Chwila głuchych wrzasków, kontrowersji, ale wstydliwe spotkanie zniknie kiedyś z annałów historii. I mało kto 20 lat później będzie pamiętał, że klęsce zapobiegł siódmy rezerwowy. Niczym siódmy cud świata.

Science – fiction? Od precedensów zaczynały się prawa, które dzisiaj znamy jako Prawo Bosmana oraz Prawo Webstera.

Poniekąd w roli ofiary postawiona została reprezentacja Hiszpanii. W razie przychylnego dla nich wyroku, stracą może nawet więcej. Utracą znaczną część szacunku, a otoczka grzecznych facetów, idealnych sportowców, zostanie poważnie nadszarpnięta. Nawet nie z ich winy. Iberyjczycy mają właściwie tylko jedną drogę, by wyjść z niepewnej sytuacji z twarzą. Bez względu na decyzję FIFA. Ramos i spółka powinni zwyczajnie uznać to, że przegrali. Głośno domagać się, by mecz pozostał oficjalny. Oddać RPA tę przysługę. Przysługę, która im się należy jak psu buda. A samemu, przy wyzerowanym liczniku, mierzyć w poprawienie własnego rekordu meczów bez porażki.

Uczciwie.

TOMASZ GADAJ

fot. Independent.com

Pin It