A więc wojna! Dość negocjacji, trzeba przejść do czynów – uznały francuskie kluby i zapowiedziały strajk. Powód? Od ponad roku socjalistyczny rząd i prezydent robią wszystko, aby przeforsować wprowadzenie 75-procentowego podatku dla najbogatszych. Wiele wskazuje na to, że wreszcie im się uda. Nikt nie przewiduje jednak konsekwencji, które dla francuskiego futbolu mogą być tragiczne…
Polacy mieli Janosika (Słowacy będą się upierać, że oni), Anglicy Robin Hooda, a Francuzi mają Francoisa Hollande’a, który za pomocą populistycznych haseł, procent po procencie, stara się reperować fatalne wyniki sondaży. Zabrać bogatym, by dać biednym – ten numer od stuleci wzbudza sympatię.
Bogatych ucieczka z francuskiego miasteczka
Wprowadzenie 75-procentowego podatku dla najbogatszych było jedną z najważniejszych obietnic kampanii prezydenckiej Hollande’a. Początkowo plan był taki, żeby zgarniać do kasy państwa 3/4 zarobków od wszystkich osób, których pensja przekracza milion euro rocznie. Plany mają jednak to do siebie, że często się zmieniają. Oto co wydarzyło się w trzech kulminacyjnych dla całego zamieszania miesiącach:
GRUDZIEŃ 2012
75-procentowy podatek uchwalono w październiku 2012 roku, jednak dwa miesiące później francuski Trybunał Konstytucyjny ogłosił, że wprowadzenie go w przyjętej formie, byłoby niezgodne z prawem. Nim sędzia Trybunału przeczytał wyrok, zdążyło dojść do kilku spektakularnych manifestów. Najszerzej omawiana była wyprowadzka Gerarda Depardieu do Belgii. No i co, że aktor przeniósł się zaledwie kilometr od granicy, dziesięć minut drogi od Lille? Liczy się to, co w papierach. Później filmowy Obelix zaszalał jeszcze bardziej i stał się naszym sąsiadem ze wschodu, Żerardem Depardiewem.
MARZEC 2013
Prezydent kombinował, kombinował i wykombinował. – Kiedy wynagrodzenie członka personelu kierowniczego przekracza milion euro, to przedsiębiorstwo będzie ponosiło koszty tego 75-procentowego podatku – ogłosił Hollande. A więc skoro nie udało się opodatkować najbogatszych obywateli, to spryciarz uznał, że przez dwa lata (przez tyle obowiązywać ma podatek) będzie pobierał „haracz” od najbogatszych firm. Tych, które płacą swoim pracownikom – tu nic się nie zmienia – powyżej miliona euro rocznie.
PAŹDZIERNIK 2013
Spośród około półtora tysiąca osób zarabiających we Francji powyżej miliona euro, aż stu dwudziestu to piłkarze. Nic dziwnego, że właściciele klubów (czyli firm) długo negocjowali z rządem, aby podatek ominął świat sportu szerokim łukiem (tego samego domagali się artyści). Hollande pozostał jednak nieugięty. Kluby postanowiły więc przejść do wspomnianych na wstępie czynów i na okres od 29 listopada do 2 grudnia zaplanowały pierwszy od 1972 roku (wówczas zbuntowali się piłkarze) strajk obejmujący rozgrywki Ligue 1 i Ligue 2.
- Kibice będą mile widziani na naszych stadionach, ale na boisku nikt nie zagra. To będzie weekend bez meczów – poinformował podczas konferencji prasowej Jean-Pierre Louvel, prezydent UCPF, czyli unii zrzeszającej profesjonalne kluby francuskie. A więc zamiast ligowej kolejki, będziemy mieli coś na kształt „dni otwartych”: zwiedzanie stadionów i ośrodków treningowych, spotkania z piłkarzami…
Strażnicy moralności
Decyzja o proteście jest w opinii publicznej bardzo niepopularna. „Są bogaci, to niech pomogą państwu. Mają dość kasy!” – taką postawę reprezentuje zdecydowana większość Francuzów.
W powszechnym wyobrażeniu każdy piłkarz zarabia tyle, ile Zlatan Ibrahimović. Prawda jest jednak taka, że przeciętne wynagrodzenie zawodnika Ligue 1 wynosi około 45 tysięcy euro miesięcznie, co w skali roku daje mniej więcej 540 tysięcy euro. Zlatan, po podpisaniu nowego kontraktu z PSG, zgarnia rocznie ponad 14 milionów euro. Jest różnica, prawda?
W ankiecie przeprowadzonej na stronie internetowej magazynu France Football udział wzięło ponad 30 tysięcy osób. Oto wyniki:
Można zakładać, że większość uczestników ankiety stanowili kibice. W sondażach przeprowadzanych na całym przekroju społeczeństwa, wyniki są jeszcze bardziej jednoznaczne: średnio 80 procent respondentów nie popiera strajku. Mniej więcej taka sama część Francuzów popiera wprowadzenie 75-procentowego podatku.
Głos w ogólnonarodowej dyskusji zabierają przeróżne autorytety. Popisał się Zinedine Zidane. Ogłosił on, że całym sercem popiera wysokie podatki i sam chętnie by je płacił. Tylko jest mały problem. Madryt, gdzie „Zizou” aktualnie mieszka, akurat nie leży we Francji.
Jak to często bywa, najwięcej do powiedzenia mają ci, których problem nie będzie dotykał.
Na tę chwilę francuski futbol dostarcza skarbowi państwa ponad 450 milionów euro. Dzięki horrendalnie wysokiemu podatkowi, do budżetu trafić mają kolejne 44 miliony. I taki prosty rachunek widzi większość. Mało kto dostrzega, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana, a stawką, o którą toczy się gra, może być nawet przetrwanie francuskiego futbolu.
Kto zyska, a kto straci?
Najważniejsza sprawa – podatku nie będą płacić piłkarze, ale kluby. Jeśli pan piłkarz dostaje dziś do ręki milion, to jutro nadal będzie go dostawał, tylko klub będzie zmuszony podarować państwu prawie jeszcze raz tyle.
A więc to nie piłkarz będzie zarabiał mniej, tylko klub wydawał więcej.
„Nie rozumiem, dlaczego zrzuca się to na kluby. Przecież płacenie podatków powinno być obowiązkiem pracowników, a nie pracodawców” – pisze na swoim blogu popularny ekspert francuskiego Canal+, Pierre Ménès.
To ogromna różnica, zważywszy na fakt, że zawodnicy, którzy trafiają do Ligue 1 z zagranicznych klubów, przez pierwsze pięć lat we Francji, mogą liczyć na ulgę podatkową (pod warunkiem, że przez poprzednie pięć lat nie zarabiali na terytorium Francji). Obowiązuje ich system podatkowy dla imigrantów.
Nie trzeba być kandydatem do Nobla z ekonomii, żeby przewidzieć, do czego w krótkim czasie może to wszystko doprowadzić…
Paradoksalnie, 75-procentowy podatek jeszcze bardziej zwiększy przepaść między bogaczami a resztą ligowej stawki. W Monako nie obowiązuje przecież francuski system podatkowy, a w Paryżu mają do dyspozycji tyle petrodolarów, że gdyby tylko chcieli, to wykupiliby cały kraj i podatki zlikwidowali w ogóle. Mimo że PSG zatrudnia aż 21 pracowników z zarobkami powyżej miliona euro, to jakoś tam sobie poradzą. W przeciwieństwie do pozostałych klubów, które już dziś ledwo wiążą koniec z końcem.
Znowu Ménès: „Już widzę, jak Bordeaux będzie musiało wybulić dodatkowo ponad trzy miliony euro, podczas gdy nie stać ich nawet na zakup zawodnika”.
Pójdą w ślady Bergmana
W klubach, w których liczy się każdy eurocent, niektórzy śmieją się przez łzy, że może od razu, bez zbędnego cackania się, wprowadzić stuprocentowy podatek.
Radziłbym jeszcze trochę z tym śmiechem się wstrzymać… Otóż w ojczyźnie uwielbianego nad Sekwaną Zlatana, mieli swego czasu jeszcze lepiej. Oberwało się nawet autorce moich ulubionych „Dzieci z Bullerbyn”. W 1976 roku Astrid Lindgren odkryła, że płaci – uwaga – 102 procent podatku. Podobno zakochana była w szwedzkim modelu socjaldemokracji i chętnie płaciłaby nawet 90 procent, no ale żeby dawać państwu więcej, niż się zarabia? Nic dziwnego, że się wkurzyła. Napisała baśń „Pomperipossa w Manismanii”, w której to przerysowała własną sytuację i poniekąd przyczyniła się tym do upadku rządu i reformy systemu podatkowego w swoim kraju.
Swoją drogą na podatki w Szwecji nieźle wkurzył się też Ingmar Bergman, który nie chcąc dokładać do interesu, wyjechał tam, gdzie
rosną poziomki
pieprz rośnie. W każdym razie z dala od Szwecji, bodajże do Niemiec…
Tak samo za chwilę zaczną uciekać piłkarze z Francji. Nie trzeba być supergwiazdą, żeby znaleźć przyzwoitego pracodawcę za granicą. Wystarczy spojrzeć na Newcastle. Nad rzeką Tyne przyjmują chyba każdego, kto w miarę prosto kopie piłkę i potrafi powiedzieć po francusku trzy słowa.
A jeśli w Newcastle piekarze przestaną wyrabiać się z wypiekaniem świeżych bagietek, zawsze można poszukać klubu w innych angielskich miastach. Jak nie wypali za kanałem La Manche, można uderzyć do Hiszpanii, Niemiec albo Włoch (skąd niedawno odbywała się przecież ekspansja w przeciwnym kierunku). Nie wspominając już nawet o bardziej egzotycznych kierunkach – i przy okazji jeszcze bardziej lukratywnych – takich jak Rosja, Ukraina (bolesny przykład z ostatniego okienka transferowego: błyskotliwy Younes Belhanda przenoszący się z Montpellier do Dynama Kijów), czy kraje położone nad Zatoką Perską.
Emigracja najlepszych zawodników jest zjawiskiem, do którego francuscy kibice z każdym rokiem przyzwyczajają się coraz bardziej. Początkowo przebiegała w dość spokojny sposób – kiedy piłkarz wyraźnie przewyższał umiejętnościami ligę, przenosił się do lepszej. Ostatnio zjawisko znacznie się rozrosło – wyprowadzają się nawet przeciętniacy. Po wprowadzeniu podatku, emigracja może przerodzić się w masową ucieczkę, w myśl zasady: ratuj się, kto może. Wyjątkiem oczywiście Monako i PSG, choć też nie wiadomo, jak długo.
Czekając na zakończenie
Piłkarze wyjadą, a kluby zostaną (chyba że wszystkie przeniosą siedziby do Monako) i nie pozostanie im nic innego, jak sięgać po tani szrot, trzeci sort zza granicy. Najpewniej tej południowej, przez morze. Trend popularny nad Sekwaną od dawna, zostanie spotęgowany do granic absurdu.
Za trzy lata Francja zorganizuje mistrzostwa Europy. Otwierane są kolejne piękne stadiony. Nikt nie zastanawia się, czy ludzie będą mieli dla kogo na nie przychodzić.
Jest też druga ewentualność, którą można nazwać jednym słowem. Oszustwo. Prezesi woleli by pewnie inne określenie – kombinowanie. Sposoby na ominięcie fiskusa znane są przecież nie od dziś. Większość z nich spowoduje, że pieniądze, które mogłyby trafić do sejfów paryskich, lądować będą gdzieś poza granicami kraju. W miejscach gdzie obowiązuje ludzki podatek. Albo w ogóle pominą ten etap…
W tej historyjce, co to ją Lindgren napisała, żeby pokazać jak funkcjonuje jej kraj, było tak: w Manismanii niektórych podatków można było uniknąć dzięki kupowaniu nieruchomości. I jak myślicie, kto w realu postępował dokładnie według tej zasady? Zgadliście na bank – minister finansów (Gunnar Sträng się nazywał) i jego kolesie.
Coś mi więc podpowiada, że nawet jeśli wprowadzenia podatku zatrzymać się nie da, to przynajmniej będziemy mieli bardzo ciekawy ciąg dalszy tej ekonomiczno-piłkarskiej telenoweli.
PAWEŁ MARSZAŁKOWSKI
fot. francetvinfo.fr