Powrót kanibala. Suarez ujarzmia Czarne Koty

Liverpool-Sunderland-Luis-Suarez-Premier-League+cropped

W tym sezonie na Wyspach Sunderland ogrywał każdy. Każdy, kto miał do dyspozycji 11 ludzi o sprawnych dwóch kończynach. No, może każdy oprócz Southampton. Niemniej Czarne Koty za Paolo Di Canio bardzo często dostawały w łeb. Zasłużenie zresztą. Włocha już nie ma, lecz tendencja pozostała. Wyjątkiem od reguły nie okazał się Liverpool.

Jaki jest obecnie krajobraz po mało sympatycznych rządach Włocha? Jak można było się domyślać – jest lepiej. Ale ciągle niezbyt dobrze.  Kevin Ball samym tym, że nie nazywa się Di Canio, dał swoim tymczasowym podopiecznym impuls do walki.

Brendan Rodgers za to rzucił do walki działa największego kalibru. Do Daniela Sturridge’a wreszcie, w lidze, dołączył Luis Suarez. Jako, że nie można wystawić 12 graczy, Ulsterczyk postanowił zredukować defensywę. Przy ustawieniu 3-5-2 Sunderland zmiażdżyć miał – naturalnie oprócz ataku – zagęszczony środek pola. Jak na ironię, owa formacja mogła pogrążyć liverpoolczyków. Dziury na bokach obrony wykorzystywali szybcy skrzydłowi gospodarzy, w szczególności Adam Johnsona. Pary Czarnym Kotom starczyło jednak na łącznie 25 minut. 20 pierwszych i 5 ostatnich. W międzyczasie bawili się The Reds. Imprezę rozkręcali Daniel Sturridge oraz Luis Suarez. Pierwszy udowodnił, że jest napastnikiem kompletnym. Strzela głową, obiema nogami. A także ręką, jak dziś, w 28′ minucie, po asyście Stevena Gerarrda. Snajper , jako tak rozwinięty gracz, potrafi również podać. Przekonał się o tym osiem minut później Urugwajczyk, który z bliska wpakował piłkę do bramki Westwooda.

Liverpool przyzwyczaił w tym sezonie do tego, że w drugiej połowie słabnie. Początkowy szturm zamienia się w okopywanie zdobytej pozycji. Nie mający sił do 90-minutowego ataku Sunderland, by myśleć o uratowaniu choćby remisu, musiał jak najszybciej strzelać. Jak najwięcej. Plan wykonano w połowie. W połowie, czyli w praktyce wcale. Kontaktowego i zarazem honorowego gola zdobył Emanuele Giaccherini. Potem z każdą minuty Czarne Koty miauczyły coraz słabiej. Aż w końcu całkiem poskromił je Luis Suarez. Kto podawał? Oczywiście Daniel Sturridge.

Jest jednak dobra wiadomość dla Kevina Balla lub kogokolwiek innego, kto będzie prowadził teraz Sunderland. Di Canio nie zostawił całkiem spalonej ziemi. Tę ekipę, po tym, co momentami prezentowała dzisiejszego popołudnia, da się jeszcze uratować.

„I know I’m not a hopeless case” , jak śpiewał Bono w „Beautiful Day”.

Sunderland – Liverpool FC 1:3

Giaccherini 52′ – Sturridge 28′ , Suarez 36′  90′

Pozostałe wyniki 6. kolejki:

Swansea – Arsenal 1 : 2
Aston Villa – Manchester City 3 : 2
Fulham – Cardiff City 1 : 2
Hull – West Ham 1 : 0
Manchester United – West Bromwich Albion 1 : 2
Southampton – Crystal Palace 2 : 0
Tottenham – Chelsea 1 : 1
Stoke -  Norwich 0 : 1

TOMASZ GADAJ

Pin It