Polskie trio z Dortmundu: wielcy w BVB, kulejący w kadrze. Otoczenie przyczyną regresu?

Niemal po każdym meczu reprezentacji Polski słychać te same lamenty, żale i ubolewania. A to, że Polakom w kadrze się nie chce, że im lepiej smakuje trawa zagraniczna niż rodzima, że orzełek i rodacy nic dla nich znaczą, a z miłości do ojczyzny to skutecznie wyleczyły ich góry euro. Oczywiście najbardziej dostaje się tym najlepszym, czyli w tym przypadku trójce z Dortmundu. Piszczek pozorant, bo w Bundeslidze zatrzymuje Ribery’ego, a w reprezentacji kręcą go koledzy Joveticia i Vucinicia. Błaszczykowski woli żółty od biało-czerwonego, bo w BVB chętnie dogrywa „Lewemu”, natomiast w kadrze już niekoniecznie. No i Lewandowski, leń nad leniami, gdy gra dla Borussii strzela gola za golem, a u Fornalika czy Smudy już mu się nie chce, więc nie trafia w ogóle.

Ambicja lub jej brak u wspomnianych graczy jest jednym aspektem całej sprawy. Może faktycznie w reprezentacji nie za bardzo im się chce, mają ją w dupie, a kolejne zgrupowania to dla nich szansa na ucieczkę od klubowych rygorów i czuwających żon/partnerek. Być może istotnie każde powołanie jest niczym delegacja, na której priorytetem jest dobra zabawa, a praca stanowi niedostrzegalne tło. Może…

Mimo wszystko, nawet biorąc pod uwagę ostatnie żenujące wyniki i jeszcze bardziej haniebne wypowiedzi, wciąż jest to teza mocno wątpliwa, acz absolutnie nierozstrzygalna, więc dajmy jej spokój. Spójrzmy na to z innej strony – czy oczekiwanie od zawodników grających w drużynie A takiej samej postawy, gdy kopią dla zespołu B nie jest utopią? Przecież BVB jest pod każdym względem inną ekipą niż kadra Polski, więc dlaczego ktokolwiek spodziewa się po jej członkach takiego samego poziomu? Jeśli whiskey świetnie smakuje z lodem lub z colą, to czy podobnych wrażeń będziemy pożądać po zmieszaniu jej z kakao bądź zieloną herbatą?

Silniki ferrari w maluchu

Tylko idioci mogą oczekiwać analogicznych efektów. Sprawa jest prosta – z przeniesieniem trójki z Dortmundu w biało-czerwone trykoty kadry jest jak z wsadzeniem silnika bolidu Formuły 1 do zwykłego auta osobowego. Niby silnik ten sam, ale cała reszta inna, więc raczej nikt nie spodziewałby się, że Citroenem czy Renault będzie śmigać po 300 km/h, prawda?

Identycznie rzecz ma się z Piszczkiem, Kubą i Lewandowskim. Zawodnicy ci sami, ale otoczenie już zupełnie inne, toteż ich gra nijak przystaje do tego, co prezentują w barwach niemieckiej ekipy. Bo tak naprawdę poza ustawieniem 4-2-3-1, które preferują zarówno Klopp, jak i Fornalik, między kadrą Polski a półfinalistą Ligi Mistrzów nie ma podobieństw.

Między innymi w wyborze systemu gry tkwi sęk problemu. Klopp może stosować te popularne ustawienie, bo ma do tego wykonawców, a Fornalik (wcześniej Smuda) wykorzystuje je, choć nie powinien. Efekty są jakie są, ponieważ inaczej być nie może. Bo czy mając składniki na krupnik ugotujemy rosół?

Brak wykonawców

Wielu obserwatorów reprezentacyjnych potyczek podkreśla dwie kwestie związane z Robertem Lewandowskim. Po pierwsze, w multum meczów „Lewy” był odcięty od reszty zespołu (poza rzadkim wsparciem od Błaszczykowskiego), a po drugie napastnik BVB cofa się zbyt głęboko po piłkę, przez co brakuje go w okolicach pola karnego.

I jedno, i drugie wynika ze wspomnianej niekompatybilności personaliów z taktyką. Nie tylko mamy słabszych piłkarzy od tych z Dortmundu, ale także źle ich wykorzystujemy, co razem daje fatalne wyniki, których smutnym tłem jest postawa naszych gwiazd Bundesligi.

By nie pozostawać przy teoretycznych rozważaniach, zadajmy pytanie: co konkretne decyduje o tym, że postawa Piszczka, Błaszczykowskiego i Lewandowskiego w kadrze jest taka, a nie inna, i tak znacząco odbiega od poziomu ich gry w Bundeslidze czy Lidze Mistrzów?

Las w środku obrony

Przede wszystkim trzy czynniki, które jednak trudno zhierarchizować, więc – jako że drużynę buduje się od tyłu – wymienimy je poczynając od tych dotyczących defensywy.

Borussia ma w środku obrony doskonale panującego nad piłką i dokładnie podającego Matsa Hummelsa, a kadra Polski ambitnych, acz mający problemy z prostym kopnięciem futbolówki Glika i Wasilewskiego. Niemiec kapitalnie wprowadza piłkę do gry, potrafi zagrać celnie na kilkadziesiąt metrów oraz gdy nadarza się okazja, sam wbiega w drugą linię. Krótko mówiąc: jest pierwszym rozgrywającym BVB. On zaczyna akcję, nie panikuje, dużo widzi, kiedy potrzeba, gwarantuje przewagę w środku pola.

Natomiast jak grają „Wasyl” z Glikiem? W defensywie może by się wybronili (choć po meczu z Ukrainą z trudnościami), jednak jeśli chodzi rozegranie, są fatalni. Prawdopodobnie dużo lepiej niż z piłką przy nodze czuliby się z taką do metalu czy drewna. Tu nie chodzi o atak na ich osoby – po prostu taka jest prawda. Są drewniani i nie ma sensu udawać, że jest inaczej. Pewnie z dziesięć, może piętnaście lat temu nikt nie miałby o to do nich pretensji, w końcu grają na pozycji stopera, jednak dzisiejszy futbol wymaga dużo więcej. Już nie wystarcza wysoko skakać i być dobrym w odbiorze. Dzisiaj środkowy obrońca musi płynnie i pewnie wprowadzać piłkę do gry, inicjując akcję ofensywne swojego zespołu. Ani Glik, ani Wasilewski tego nie potrafią.

Zapewne potrafi to Salamon, ale z racji tego, że jedyny mecz w tym roku rozegrał przeciwko San Marino, nie można tej kandydatury traktować poważnie. Może w tej roli sprawdziłby się Krychowiak, który gra jako holding midfielder, więc jako tako kopać piłkę umie, jednak zdaje się, że na razie Fornalik nie bierze takiej opcji pod uwagę. A szkoda…

Jedno jest pewne – potrzebujemy środkowego obrońcy potrafiącego grać w piłkę, a nie tylko przeszkadzać rywalowi. Borussia gra płynniej od kadry Polski i wymienia więcej podań, ponieważ jej stoperzy (Subotić i Santana też imponują dokładnością zagrań) nie kopią po autach, tylko do kolegów.

Negatywny środek pola

Idąc dalej dostrzegamy coraz więcej kontrastów, które uniemożliwiają Polakom z BVB zaprezentować pełnię umiejętności w kadrze.

Czas na środek pola.

Żaden, ale to żaden z liczących się zespołów, które stosują ustawienie 4-2-3-1, nie korzysta z dwóch typowych defensywnych pomocników. Zawsze jeden z nich musi być bardziej kreatywny, mobilny, gwarantujący wertykalne wejścia w wyższe strefy boiska. Trenerzy stosujący ten system wystawiają box-to-box midfieldera albo z cofniętym rozgrywającym (np. Xabi Alonso z Khedirą, Carrick z Cleverleyem), albo z defensywnym pomocnikiem (np. Mikel-Ramires, Barry-Yaya Toure, Lucas-Gerrard). Nigdy dwóch DM-ów.

Tymczasem „Waldek King” stawia na Grzegorza Krychowiaka i Eugena Polanskiego. Dwóch zawodników o zdecydowanie defensywnej charakterystyce, mających spore problemy z rozegraniem piłki. Żaden z nich nie gwarantuje dobrego rozprowadzenia akcji, pozytywnych, wertykalnych zagrań do przodu czy wejścia wyższe sektory boiska. W związku z tym nie ma ani połączenia między pomocą a obroną, ani stwarzania przewagi w ataku. Dodając do tego stoperów, wychodzi nam, że w środkowej strefie boiska mamy czterech zawodników o podobnych cechach, którzy zajmują się jedynie bronieniem dostępu do własnej bramki.

Dlaczego Borussia nie ma tego problemu? Bo ma Ilkaya Gündoğana. Niemiec jest połączeniem cech cofniętego rozgrywającego z defensywnymi pomocnikiem i box-to-box midfielderem. Jest świetny w odbiorze, dobrze się ustawia i czyta grę, imponuje mobilnością oraz wybieganiem, jest ciągle pod grą, podaje na wysokim procencie skuteczności, a także chętnie zapuszcza się pod bramkę rywali. Dzięki niemu gra BVB jest płynna, a współpraca między formacjami utrzymana.

Jego partnerem zazwyczaj jest defensywny pomocnik Sebastian Kehl. Wolniejszy, dużo bardziej statyczny, mniej aktywny. Gündoğan dużo lepiej spisuje się w duecie z doświadczonym 33-latkiem, niż w parze z bardziej energetycznym i przejawiającym chęć do gry ofensywnej Svenem Benderem. Dzięki temu, że Kehl trzyma się środka boiska, Gündoğan ma większą swobodę i może sobie pozwolić na nieco odważniejsza grę. Natomiast przy Benderze musi być bardziej zdyscyplinowany taktycznie, przez co jego efektywność spada.

Lewandowski w kadrze cofa się do środka, bo nie ma podań. A nie ma podań, ponieważ Polanski z Krychowiakiem nie są w stanie dostarczyć piłki w trzecią tercję boiska. W Dortmundzie zazwyczaj robi to Gündoğan, więc „Lewy” błyszczy.

Ofensywne trio

Na koniec trzech pomocników biegających tuż za napastnikiem. Nie będziemy się rozwodzić nad różnicą w umiejętnościach, bo to już absolutnie bez sensu. Reus i Goetze to klasa światowa, o której Obraniak czy Majewski mogą tylko pomarzyć. Strzelecką impotencję „Lewego” z orzełkiem na piersi można skwitować krótko – nie trafia, bo nikt nie dogrywa mu jak w BVB. Proste.

Jednak jest także inny problem – dobór i sposób poruszania atakujący pomocników w Borussii i kadrze Polski. W Dortmundzie wspomniani Reus i Goetze oraz Błaszczykowski mają totalny luz. Raz we trzech są na jednym skrzydle, potem na drugim, by za chwilę każdy był w innym sektorze boiska. Dzięki swojej mobilności są niesamowicie trudni do zatrzymania, a w związku opuszczaniem bocznych stref, powstaje miejsce dla skrajnych obrońców (Piszczka i Schmelzera).

Reus_Goetze

Fornalik jest do bólu przewidywalny. Na prawym skrzydle prawoskrzydłowy, na lewym lewoskrzydłowy, na „kierownicy” ofensywny pomocnik, a każdy z nich trzyma się swojej strefy. I tu wracamy do formacji 4-2-3-1. W większości europejskich ekip zawodnicy lokujący się za klasyczną dziewiątką są dobierani różnie, ale bardzo rzadko tak sztampowo jak u nas. Czasem gra trzech ofensywnych pomocników, niekiedy jeden skrzydłowy i dwóch AM, a innym razem dwóch odwróconych skrzydłowych z cofniętym napastnikiem. Do wyboru do koloru.

Także z tego powodu Piszczek i Błaszczykowski nie są tak dobrzy w kadrze, jak u Kloppa. Kuba ściśnięty taktycznym schematem dusi się przy linii, tym samym zapychając stronę swojemu koledze z BVB. Ponadto brak wsparcia od pozostałych graczy formacji ofensywnej, gwarantujących stwarzanie przewagi liczebnej w sektorach, zmusza do podejmowania często z góry skazanych na porażkę pojedynków 1v1. Pomijając wspomniany już dysonans między futbolowym kunsztem Reusa czy Goetzego z umiejętnościami Rybusa, Obraniaka, Majewskiego, Koseckiego czy Milika.

Dlatego – w związku z wymienionymi powyżej różnicami – nie ma sensu utyskiwać na rozdźwięk między postawą tria z Dortmundu w klubie i kadrze. BVB to inna para kaloszy i już. Jeśli w naszej kadrze pojawią się gracze pokroju Goetzego, Hummelsa, Reusa czy Gündoğana, wówczas będziemy mogli pluć i rwać szaty nad lenistwem i niedołęstwem naszych gwiazdeczek. W tej chwili jest to cokolwiek absurdalne.

Bo trampki, fantastycznie pasujące do dżinsów, już niekonieczne będą współgrać z gustownym garniturem.

Pin It

  • WANNY DELBECK

    także tego… TRIO DAJE RADE , tylko reszta to ślimaki i taka jest prawda . Pozdrawiam WANNY DELBECK