Polski byk

Glik

Idol fanów Torino, którzy nie wyobrażają sobie drużyny „Byków” bez polskiego obrońcy. Droga do serc turyńskich fanatyków była jednak jak przeprawa przez Tatry. Trzeba było się sporo namęczyć, by wejść na szczyt.

Wszystko zaczęło się na Śląsku, a dokładniej w Jastrzębiu-Zdrój. To tam Kamil Glik zaczynał swoją przygodę z futbolem – najpierw w miejscowym MOSiRu, a następnie w WSP Wodzisławiu Śląskim i Silesi Lubomia. Rodzinna miejscowość Kamila wciąż tkwi w jego sercu. Obrońca Torino często zagląda na Śląsk, znajduje także czas na spotkania z dziećmi – choćby ze swojej byłej podstawówki.

Kariera Glika nabrała tempa w 2006 roku. Wówczas 18-letni Ślązak przeniósł się do Hiszpanii i rozpoczął grę w UD Horadada. Grając w barwach tego klubu wielokrotnie obserwowany był przez skautów Realu Madryt, w efekcie czego dostał zaproszenie na testy. Po ich udanym przejściu rozpoczął treningi w trzeciej drużynie „Królewskich”.

Warto wspomnieć, że Polak był testowany również przez Liverpool i Valencię. Ostatecznie jednak półtora roku spędził w stolicy Hiszpanii, gdzie miał okazję poznać takich piłkarzy jak Antonio Adán (dziś pierwsza drużyna Realu Madryt), Juan Mata (dziś Chelsea Londyn) czy Álvaro Negredo (dziś Manchester City). Kilkukrotnie Kamil miał przyjemność trenować również z pierwszą drużyną madryckiego klubu, pod okiem Fabio Capello.

„Trenowałem w jednej z najlepszych szkółek piłkarskich na świecie. Będąc tam, mogłem na co dzień doskonalić technikę w dogodnych warunkach, miałem możliwość występów przez cały rok, byłem w rytmie meczowym, przez co na pewno stałem się lepszym piłkarzem. Dlatego nie traktuję spędzonego tam czasu w kategoriach porażki” – mówił zawodnik w rozmowie z portalem realmadrid.pl już po opuszczeniu drużyny „Los Blancos”. W 2008 roku śląski obrońca powrócił do ojczyzny i podpisał kontrakt z Piastem Gliwice. To dobra gra w polskiej ekstraklasie zaowocowała pierwszymi powołaniami do kadry jak i wzmożonym zainteresowaniem klubów z zagranicy. Po Glika nie zgłosił się jednak jego ulubiony Bayern Monachium, a sycylijskie US Palermo. Warto wspomnieć, że od wyjazdu do Włoch, Polak nie rozstaje się z ochraniaczami Piasta Gliwice – w których gra obecnie zarówno w Torino jak i w reprezentacji.

W Palermo młody zawodnik spędził tylko rundę jesienną, podczas której dostawał szanse jedynie w rozgrywkach Ligi Europejskiej. Polak zdecydował się więc na wypożyczenie do AS Bari, szukając regularnej gry. Serie A nie udało się w Bari uratować, aczkolwiek śląski defensor odżył. Był jedną z wyróżniających się postaci najsłabszej drużyny włoskiej ekstraklasy.

Wydawać się mogło, że kolejny krok polski defensor znów postawił do tyłu. Starym włoskim zwyczajem na zasadzie współwłasności przeniósł się do Torino – zespołu grającego na zapleczu Serie A. Ten transfer okazał się jednak strzałem w dziesiątkę. Glik szybko zyskał zaufanie w oczach trenera, a obrona, której ważne ogniwo pełnił Polak była najlepszą w Serie B. „Byki” wywalczyły awans do włoskiej ekstraklasy, a Kamil był bardzo bliski powołania na EURO 2012. Osobiście był niemal pewien, aczkolwiek jak wszyscy dobrze wiemy – u Franciszka Smudy niczego nie można być pewnym. „Franz” chciał wmówić obrońcy „Toro” kontuzje kolana, co wyśmiał sam zainteresowany. Końcem końców obrońca „Granata” nie uczestniczył w kompromitacji naszej drużyny na mistrzostwach Europy.

Kolejny sezon tylko umocnił pozycję Polaka w drużynie ze stolicy Piemontu. Choć naszemu rodakowi również trafiały się słabsze mecze – był on zdecydowanie jedną z wyróżniających się postaci swojej drużyny. To właśnie on w znacznym stopniu przyczynił się do utrzymania Torino w Serie A. Torino, które na przestrzeni sezonu straciło mniej goli od Romy czy Interu.

Kamil wywalczył sobie bardzo mocną pozycję w Turynie. Swoją walecznością imponuje fanom, którzy coraz mocniej dopingują naszego rodaka. A Polak daje im tylko ku temu powody – dobrą grą jak i prowokowaniem rywala zza miedzy czy czerwoną kartką w bezpośrednim starciu. Jeszcze w trakcie sezonu Kamil często dostawał wsparcie z trybun, a także na… Twitterze. „Gdybyśmy mieli jeszcze dziesięciu takich Glików, gralibyśmy o europejskie puchary” – brzmiał jeden z wpisów kibica Torino.

Na początku obecnego mercato polski obrońca w stu procentach został piłkarzem „Byków”. Drużynę „Granata” opuścili natomiast Rolando Bianchi i Angelo Ogbonna. Opaska kapitańska została więc w zawieszeniu. Giampiero Ventura nie zdążył jednak nawet się zastanowić komu ją powierzyć – kibice sami zadecydowali. Już podczas pierwszego treningu po wakacjach czterystu fanów domagało się, by to Polak został nowym kapitanem zespołu. „Glik capitano!” – krzyczeli tifosi. Również słynny już Twitter naszego gracza został zasypany wpisami włoskich kibiców, którzy zaczęli pisać nawet łamanym polskim – „Witamy Kamil, chcemy, żebyś był nasz kapitan!”, „Kochamy kapitanie”, „świetny Kamil, chcemy Państwu opaski i serca Toro”. Nic więc dziwnego, że w sparingu z US Bormiese Calcio to właśnie Kamil Glik przywdział kapitańską opaskę. Warto jednak zauważyć, że już kiedyś mu ją powierzono. Przez ponad pół godziny w meczu z Napoli.

Teraz jednak Glik szykowany jest na lidera pełną gębą turyńskiej ekipy. 25-latek może zostać trzecim Polakiem w historii, który zostanie kapitanem drużyny Serie A. W przeszłości takie role pełnili Zbigniew Boniek (Juventus) oraz Marek Koźmiński (Brescia Calcio).

Wojciech Szczęsny błyszczy w filmikach klubowych Arsenalu Londyn, Robert Lewandowski hurtowo zdobywa bramki dla Borussii Dortmund, ale chyba żaden z polskich piłkarzy występujących za granicą nie ma takiego wsparcia od fanów i tak mocnej pozycji w zespole. Również w reprezentacji Kamil ma swoje miejsce, a jego gol z Anglią przez najbliższe kilkadziesiąt lat będzie puszczany w wiadomościach. Ambicją, determinacją i wolą walki Kamil Glik stał się liderem Torino FC. Także ulubieńcem kibiców, którym nigdy nie odmawia autografu czy zdjęcia. No chyba, że nie usłyszy wołania, gdy na uszach ma słuchawki z najnowszym hitem disco polo.

DOMINIK POPEK

Pin It