Świat podziwiał grę przedniej straży holenderskiej kadry: lot Robina Van Persiego, przechodzący w nadprzestrzeń sprint Arjena Robbena, dominację w środku pola Nigela De Jonga. Cichymi zwycięzcami triumfu nad Hiszpanią była jednak ariergarda Louisa Van Gaala – blok defensywny złożony z młokosów, wielkoturniejowych beniaminków i niemal 30-letniego przeciętniaka.
Piątka defensorów wyekspediowanych na spotkanie z Hiszpanią miała łącznie w kadrze 84 występy. O 30 mniej niż Sergio Ramos. Stefan de Vrij, Bruno Martins Indi, Daryl Jaanmat i Daley Blind przeszli najcięższy z możliwych w futbolu chrztów ognia. Ceremonii dokonanej przez aktualnych mistrzów świata oraz najlepszej drużyny Europy. Ron Vlaar ma co prawda 29-lat i trochę już w kadrze się szwendał, ale ani w Eredivisie , ani w Premier League nigdy nie był uznawany za nikogo ponad solidnego wyrobnika. Bardziej niż ze spektakularnych interwencji, w Anglii znany jest jako naczelny wysłannik lag spod własnego pola karnego.
Jasne, Holandia, która przyklepie w środę awans do 1/8, może jeszcze odpaść w kiepskim stylu z Brazylią czy nawet Chorwatami. Mimo lania, jakie torreadorzy Van Gaala zaserwowali skarłowaciałym tego dnia hiszpańskim bykom, Oranje ciągle, przy niskim doświadczeniu większości kadry, są niewiadomą. Holendrzy zaprezentowali na razie efektowne fajerwerki. Nikt, zapewne nawet oni sami, nie wiedzą, czy w arsenale posiadają broń masowego rażenia.
Selekcjoner „Oranje” mógł pójść na łatwiznę. Wziąć niedobitków z poprzedniego mundialu, weteranów Euro 2012. I w razie klęski stwierdzić, że taki miał potencjał ludzki. John Heitinga, Joris Mathijsen, Jetro Willems czy Eljerio Elia ciągle grają. Część z nich w Premier League oraz Bundeslidze. Van Gaal, zamiast jednak naoliwiać stare, zardzewiałe części, zaczął budować nową maszynę. „Mechaniczną Pomarańczę” zdolną do ośmieszenia najlepszej dotąd reprezentacji XXI wieku. ( CZYTAJ TAKŻE: Ostatnie takie mistrzostwa! ).
Van Gaal pokazał, że ma jaja. Nie takie, o których wspominał Luca Toni. Może jest furiatem. Wariatem i arogantem. Tyranem i dziwakiem. Nie zmienia to faktu, że jak nikt potrafi odbudować zespół przez wprowadzenie do niego świeżej krwi. Tak powiedzą zapewne mieszkańcy Alkmaar, Barcelony, Monachium, Amsterdamu. I tak pewnie stwierdzą za rok w Manchesterze.
Van Marwijck był kapitanem idealnym na spokojne morze. Van Gaal to lider, który, jak porucznik Dan z Forresta Gumpa, podczas sztormu wspina się na maszt i rzuca wyzwanie matce naturze. To oddziela poważny futbol od zwykłego kopania. Solidnego wyrobnika od wizjonera.
***
Kiedy doczekamy się polskiego odpowiednika ulubionego szkoleniowca Van Persiego? KNVB do zaufania Van Gaalowi – czyli de facto zgadzając się na rewolucję - wystarczyła JEDNA nieudana impreza. Ilu fatalnych turniejów bądź katastrofalnych eliminacji potrzebuje PZPN?
Kolejni selekcjonerzy po kolosalnych błędach poprzednika robią kosmetyczne zmiany. Z grubsza bazują na tych samych piłkarzach. Tych samych, którzy po raz wtóry zawodzili. Argument zawsze ten sam – brak doświadczenia. Doświadczenie u naszych reprezentantów zamyka się jednak w porażkach. Polegnie taki 60 razy i z automatu stanie się wybitnym reprezentantem. Młody ma tę przewagę, że przegrał kilkadziesiąt razy mniej. Lub po prostu tego smaku nie zna. Co i tak stawia go w uprzywilejowanej pozycji. Wystarczy mu nie mówić, że w futbolu nie ma już słabych drużyn. Że nie jest nią nawet Polska.
Wymienić cały blok defensywny oraz połowę drugiej linii, zachowując tylko cztery najważniejsze ogniwa. Taką pokerową zagrywką popisał się Van Gaal. U nas tym szkieletem byłaby niedawna trójca z Borussii + Wojciech Szczęsny i/lub Grzegorz Krychowiak. Tylko, że w naszych realiach to science fiction. Tak, jak z gatunku science fiction był awans na brazylijski mundial. A szkoda, bo mamy przecież jakieś zaplecze w postaci obiecującej kadry U-21. Nieskażonej jak dotąd porażkami Wasilewskiego, kiksami Szukały czy ciągniętych na siłę farbowanymi lisami.
Z perspektywy czasu najrozsądniejszy wydawał się pomysł Wojciecha Kowalczyka któregoś Cafe Futbol – poświęcić eliminacje na mistrzostwa świata, otrzaskać młodych i spróbować coś ugrać na Euro we Francji.
Tej koncepcji nie rozumiał podejmujący złą selekcję Smuda. Nie rozumiał Fornalik. Nie zrozumie pewnie i Nawałka. Louis Van Gaal za to wie o tym od ponad 20 lat. I dlatego Holandia jest w futbolu dwie dekady przed nami.
***
Mundial ogląda się wspaniale. Jakby wszyscy uczestnicy po cichu umówili się na podwórkowe zasady – paralitycy z tyłu, gruby na bramce, najlepsi w ataku. I gra do upadłego. Do tylu bramek, aż któraś ekipa się podda. Nawet sędziowie nie są w stanie zakłócić tego wehikułu czasu z przystankiem w latach ’50, kiedy piłkarze ostatni raz strzelali z podobną regularnością na mistrzostwach świata. ( CZYTAJ TAKŻE: Van Gaal jak Hitler! ).
Niestety, i taką bajkę można spierdolić. Pośrednio. Im bardziej skupiam wzrok na meczach, tym bardziej cieszę się, że „Orły Fornalika” nie załapały się na brazylijski wojaż. Bylibyśmy workiem treningowym. Wydmuszką. Ścierką do wycierania korków zawodników poważnych reprezentacji. Już nie odjeżdża nam nawet Anglia z eliminacji, goniąca z kolei południowe nacje. Uciekła nam Bośnia i Hercegowina, Grecja. Nawet Kostaryka. Australia, grająca na razie zdecydowanie najgorzej, zmiażdżyłaby nas fizycznie. Ciężko wskazać równego nam przeciwnika przeciwnika. Może Iran po wczorajszym meczu z Nigerią, chociaż „Persowie” wspięli się w grze defensywnej na poziom póki co nieosiągalny dla obrony kadry Nawałki, zranionej przez drugi garnitur Litwy.
Przykro również patrzeć na… innych selekcjonerów. Jakie podejmują decyzje, jakich piłkarzy selekcjonują. Wreszcie – jak dyrygują zespołem w czasie spotkania. Trenerzy nie mają bezpośredniego wpływu na poczynania zawodników. Nie podejmują za nich decyzji, nie układają do strzału stóp, nie decydują o adresacie podania. Dzierżą w rękach jednak sznurki, które odpowiednimi pociągnięciami harmonizują cały organizm jakim jest drużyna. Van Gaal, Sabella, Hitzfeld – ludzkie czynniki tworzące na tym mundialu przewagę. Każdy z nich to dwunasty gracz swojego zespołu.
Nawałka dotąd przypomina raczej dziewczynę, która pierwszy raz ma grać w PESa. Niby wie, gdzie naciskać i co zrobić, ale wychodzi to dosyć nieporadnie. Strzela w aut, podaje do przeciwników, głupio fauluje, wbiegnie z piłką do własnej bramki. Zupełnie, jak nasza reprezentacja.
TOMASZ GADAJ
fot. thepeoplesperson.com