W cyklu o piłkarskich ucztach byliśmy już w finale Ligi Mistrzów i na finiszu rozgrywek Primera Division. Pora na mecz z krajowego podwórka, według niektórych najlepsze zawody Polaków rozegrane od czasów Antoniego Piechniczka czy Kazimierza Górskiego. Wracamy na piłkarską ucztę, która odbyła się 11 października 2006 roku na Stadionie Śląskim w Chorzowie.
Obie drużyny rozpoczęły eliminacje do mistrzostw Europy poważnym falstartem – Polacy na stadionie w Bydgoszczy przegrali z Finlandią 1:3, zremisowali w Warszawie z Serbią 1:1, a wyjazd do Kazachstanu przyniósł wymęczone zwycięstwo nad tamtejszą reprezentacją. Portugalczycy zremisowali z Finlandią 1:1 i ograli Azerbejdżan 3:0. W ekipie Luisa Felipe Scolariego panowała nieciekawa atmosfera – selekcjoner był skłócony z dziennikarzami i zarzucał im opowiadanie kłamstw, a w meczu z Serbią uderzył Ivicę Dragutinovicia. Jeśli chodzi o Leo Beenhakkera, to nasza reprezentacja pod jego wodzą dopiero się przegryzała. Holender wprowadził do zespołu parę świeżych nazwisk, m.in. Radosława Matusiaka, którego późniejsza świetna postawa zaowocowała transferem do Serie A czy Grzegorza Bronowickiego – jeden z najpewniejszych elementów układanki Leo. Wyjściowe składy:
POLSKA : Kowalewski- Golański, Bąk, Radomski, Bronowicki – Błaszczykowski (66′ Krzynówek), Lewandowski, Sobolewski, Smolarek – Żurawski, Rasiak (74′ Matusiak).
PORTUGALIA : Ricardo – Miguel, Ricardo Carvalho, Ricardo Rocha, Nuno Valente – Simao, Costinha (46′ Tiago), Petit (68′ Nani), Deco (83′ Maniche) – Cristiano Ronaldo, Nuno Gomes.
Na Stadionie Śląskim rozgrywaliśmy właśnie 50. spotkanie reprezentacji.
Wielu ówczesnych reprezentantów Polski zdążyło już zakończyć kariery. Gdzie są teraz Radomski czy Smolarek? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba byłoby się trochę naszukać. Czasem w telewizji spotkamy Wojtka Kowalewskiego w roli eksperta, a Maciej Żurawski stał się ponoć figurantem kandydatem SLD do Europarlamentu. Czas szybko leci…
No ale przejdźmy do samego spotkania. Polacy rozpoczęli z wyraźnym zamiarem zdominowania teoretycznie lepszego przeciwnika (zajmowaliśmy wtedy 27. miejsce w rankingu FIFA, a Portugalia dziewiąte). Już w dziewiątej minucie Żurawski dośrodkował piłkę na „jedenastkę”, Smolarek zgrał ją przed pole karne do Mariusza Lewandowskiego, który przymierzył z lewej nogi, ale jego strzał odparował Ricardo. Do piłki dopadł Smolarek i umieścił ją w bramce bezsilnego golkipera Portugalczyka.
Na stadionie zapanowała euforia, ale szybkie wyjście na prowadzenie nie wystarczyło Polakom. Postanowiliśmy zwiększyć przewagę nad zdekoncentrowanym, zagubionym przeciwnikiem i to się bardzo szybko udało. Już w 19. minucie zagubienie w szeregach zbyt daleko wysuniętej defensywy rywala wykorzystał Grzegorz Rasiak, podając na wolne pole do Smolarka. Ten nie zawiódł po raz kolejny i pewnym, silnym strzałem pokonał Ricardo. 2:0. Trybuny oszalały, a Ebi Smolarek już wiedział, do kogo należeć będzie wieczór.
Pierwsze dwadzieścia minut to było coś takiego, jakbyśmy bardzo dobrze odrobili pracę domową
Wojciech Kowalewski
Okazji na jeszcze dotkliwsze zlanie Portugalczyków nie brakowało: Maciek Żurawski po pół godzinie trafił w wewnętrzną część słupka, parę razy mylił się Ebi, podania Rasiaka nie wykończył Mariusz Lewandowski… Po godzinie mogliśmy strzelić trzy czy cztery gole. Nie strzeliliśmy, ale pokonaliśmy Portugalczyków w każdym aspekcie gry – Cristiano Ronaldo był bezradny wobec rewelacyjnych, nieustępliwych Grzegorza Bronowickiego i Jacka Bąka, Arek Radomski uprzykrzał życie Nuno Gomesowi… W Polsce nie było zawodnika, który rozegrał mizerne zawody. Nawet Rasiak, piłkarz najczęściej krytykowany, któremu kibice przypisywali właściwości drewna tartacznego, dostrzegł wolne pole przy drugiej akcji bramkowej i dzięki temu zaliczył asystę. Atmosfera, zarówno w czasie meczu, jak i po ostatnim gwizdku Wolfganga Starka, była niesamowita – kibice odśpiewywali hymn jeszcze w trakcie gry, deklarowali jedność z piłkarzami, a gdy było już po wszystkim, Beenhakker znacznie zyskał w oczach mediów i kibiców – okazał się wizjonerem, wybitnym szkoleniowcem, dla niektórych wręcz bogiem. Nie wspomniałem jeszcze o bramce dla Portugalii, ale tak naprawdę niewiele ona zmieniła, tak jak niewiele znaczyła dla obu drużyn, bo wykończenie dośrodkowania Simao Sabrosy przez Nuno Gomesa przyszło trochę za późno – w doliczonym czasie gry.
Może jesteśmy w stanie wygrywać z najlepszymi na świecie, ale nigdy nie udawało się grać tak jak oni. W tym meczu jednak mogliśmy tak grać.
Michał Listkiewicz
Wiatr w żagle – banalny, wyświechtany frazeologizm, a jednak żaden inny nie wyrazi lepiej ówczesnego nastawienia Polaków – po pokonaniu Portugalczyków ogrywaliśmy Belgów czy zremisowaliśmy na Estadio Da Luz w Lizbonie 2:2 z Selecção das Quinas i ostatecznie po raz pierwszy w historii zakwalifikowaliśmy się do mistrzostw Europy… I to z pierwszego miejsca! Leo Beenhakker stał się katalizatorem przemian w zespole i idolem kibiców, który zwrócił uwagę na złożoność problemów polskiej reprezentacji – wyszukiwanie młodych piłkarzy, szkolenie ich, ciągłe zwalnianie szkoleniowców, brak wdrożenia odpowiedniego planu na rozwój.Beenhakker zbawcą polskiego futbolu nie pobył jednak zbyt długo, bo nieudany występ w eliminacjach do mistrzostw świata w RPA obnażył krótkowzroczność Grzegorza Laty, który postanowił zwolnić Beenhakkera i oczernić Holendra w mediach. Dosadnie na temat chwiejności polskiej opinii publicznej wyraził się kiedyś sam poszkodowany:
Kiedyś byłem dla was kawałkiem gówna, a teraz chcecie ze mnie zrobić boga. Nie jestem ani jednym ani drugim.
Leo Beenhakker
Polska – Portugalia 2:1 (2:0)
1:0
- Euzebiusz Smolarek 9′
2:0
– Euzebiusz Smolarek 18′
2:1
– Nuno Gomes 90′