Piłkarski Prima Aprilis

pa

Dziesięć absurdalnych historii z piłką w tle. Ku Klux Klan, Titiszew, sprzedawca używanych odkurzaczy, tabletki odchudzające, jeb, jeb, jeb, Yeboah, zaśliniony skrzydłowy i podróże w czasie.

Prima Aprilis, uważaj, bo się pomylisz. Dziś tekst trochę lżejszy na pograniczu prawdy i fantazji. Jako, że z naszej piłki śmiejemy się na co dzień, dziś pośmiejmy się z tego co dzieje się za granicami naszego kraju…

1) Kto mógłby poprowadzić ekipę primaaprilisowych wesołków? Tuż po mistrzostwach świata roku 1998, drużyna West Ham United (której trenerem był Harry Redknapp) rozgrywała przedsezonowy sparing z Oxford City. Były napastnik Leeds, Lee Chapman grał wówczas dla „Młotów”, ale nie szło mu specjalnie.

Pewien sporej wielkości skinhead, usadowił się za ławką Redknappa i jeździł po nieudolnym napastniku jak po łysej kobyle. Natręt wciąż pytał czy będzie musiał wytrzymywać widok Chapmana przez cały sezon.

W połowie meczu, Redknapp odwrócił się do łysego typa z wytatuowanym napisem „West Ham” na szyi i spytał niewinnie: „Czy jesteś tak dobry na boisku, jak w gadce?”

Kibol posiniał ze zdziwienia, ale zanim się spostrzegł, był już na boisku w pełnym rynsztunku. Lokalny pismak spytał: „Who’s that Harry?”. Redknapp bez mrugnięcia powieką odparł: “Nie oglądałeś mistrzostw świata, człowieku? To ten świetny Bułgar! Titiszew!”
“A, no tak” – zawstydził się żurnalista i zapisał nazwisko w notesie. Jak głosi legenda, łysemu kibicowi poszło nieźle, ponoć nawet zdobył gola!

2) Znam takich, którzy Redknappa lubią, jako kogoś w rodzaju współczesnego Briana Clough, znam również takich, którzy nie cierpią. Jak jeden mój kolega, kibic „Pompey”, na co dzień przykładny obywatel, mąż i ojciec. Gdy tylko widzi Harry’ego w telewizji, trzeba go siłą powstrzymywać przed demolką odbiornika. To między innymi radosna twórczość Redknappa seniora doprowadziła Portsmouth na skraj przepaści. Zauważcie, że przy okazji każdego okna transferowego, „Brudny Harry” przeprowadza mnóstwo transferów. Czemu tak? Ano, od każdego transferu należy się prowizja. Kto ją przytula? Mniejsza o to, w ten wesoły dzień nie będziemy zajmować się nieprzyjemnymi sprawami…

Faktem jest jednak, że nie wszystkie jego transfery były udane. Jak ten Rumuna Florina Raducioiu, który zamiast na wyjazdowy mecz West Hamu w Pucharze Ligi w Stockport, wybrał się z żona… na zakupy do luksusowego sklepu sieci Harvey Nichols. Rumun o swych służbowych obowiązkach najwyraźniej zapomniał. Zresztą „Młoty” ten mecz przegrały po spektakularnym samobójczym golu w

3) Albo Marco Boogers. To był dopiero aparat. Harry kupił go do West Hamu po obejrzeniu paru taśm video, na których Holender z łatwością strzelał bramki dla Sparty Rotterdam. W drugim swoim meczu na Wyspach, Boogers wszedł na plac gry jako rezerwowy i wyciął równo z trawą Gary’ego Neville’a z Man Utd, tym samym robiąc coś, za co wielu mieszkańców Liverpoolu zapłaciłoby krocie. Boogers wyleciał z boiska i został ukarany czteromeczową pauzą. Stęsknił się za domem i wrócił do ojczyzny, gdzie jak się wkrótce okazało zamieszkał… w przyczepie campingowej. Redknapp usiłował ratować sytuację, był spotkać się z piłkarzem w Amsterdamie i prostował, że mityng odbył się w hotelu, a nie w przyczepie, ale było za późno. Tabloidy zrobiły z Holendra miazgę. Po jakimś czasie wrócił do Anglii, zagrał jeszcze dwa razy i słuch po nim zaginął. Pewnie mieszka gdzieś w jakiejś przyczepie. Ale na Old Trafford zagrał.

pa2

4) Jak już jesteśmy w Teatrze Marzeń. Był kiedyś w Man Utd rosyjsko-ukraińsko-litewski skrzydłowy – Andriej Kanczelskis. Jak otwarcie przyznał w swej biografii Sir Alex Fergsuon, pieniądze za transfer piłkarza przekazał jakimś podejrzanym typom (czyli reprezentantom gracza) w siatce na zakupy, siedząc na tylnym siedzeniu jakiegoś samochodu.

W swym ostatnim sezonie w Manchesterze, Kanczelskis był najskuteczniejszym strzelcem “Diabłów”, ale początki miał trudne.
Po treningach znikał i nikt nie wiedział gdzie jest. Narkotyki, prostytucja, haracze, wymuszenia? Klub zatrudnił detektywów, którzy odkryli, że przyczyna była o wiele bardziej prozaiczna.

Otóż po treningach, piłkarz pędził prosto do centrum miasta, gdzie godzinami kręcił się w okolicy sklepów przy Arndale Centre. Z otwartą buzią i cieknącą jak z wodospadu śliną, przez godziny wpatrywał się w wystawy pełne sprzętu elektronicznego i bajeranckich ciuchów. W końcu przyjechał ze Związku Radzieckiego…

5) No to teraz lecimy na niebieską stronę Manchesteru. Kolo Toure grając w Arsenalu bardzo chciał schudnąć, jeszcze bardziej niż Jakub Wawrzyniak. W efekcie uzależnił się od tabletek odchudzających. Schudł tak bardzo, że kobieta, z którą miał wówczas dwuletni romans, uwierzyła, że ma do czynienia ze sprzedawcą używanych odkurzaczy. No tak, ale ona była z Norwich…

6) Nieco wcześniej, w Arsenalu grał szwedzki skrzydłowy Anders Limpar. Tego z kolei wkręcili w jednym z telewizyjnych show, że samolot, którym leciał…przemieścił się w czasie. Heca była tak dobrze spreparowana, że żonę piłkarza ucharakteryzowano na starszą, tak samo jak jego psa (!), wyprodukowano również “przyszłościową” wersję sztokholmskiej gazety “Aftonbladet”. Nic dziwnego, że biedak dał się nabrać. Poniższy link niestety po szwedzku.

7) Inny skrzydłowy, ciemnoskóry John Barnes grał w czasach, gdy kibice na Wyspach Brytyjskich ciskali bananami w kolorowych piłkarzy, a najbardziej hardkorowi fani prowadzili tabele, w których „czarne” gole nie były zaliczane.

Wigilia klubowa przy Anfield w roku 1986. Ówczesny obrońca „The Reds”, Alan Hansen (dziś ekspert BBC) robił za odźwiernego, wpuszczając i wypuszczając gości. Nagle przy wejściu pojawił się gość w białym, spiczastym kapturze, jaki noszą członkowie Ku Klux Klanu. „Nie możesz w tym wejść człowieku, John Barnes będzie tu za chwilę.”

Gościem we wdzianku KKK okazał się być sam… John Barnes.

I przy okazji. Zapomnijcie o „Three Lions” z roku 1996. To właśnie John Barnes wraz z zespołem New Order nagrał najlepszy kawałek z okazji piłkarskiej imprezy. Było to przed mistrzostwami Italia`90.

8) A teraz hyc do Afryki. Oddajmy głos byłemu napastnikowi Coventry City i reprezentacji Zimbabwe, Peterowi Ndlovu (czyta się to: Endlof).

„Mimo że pokonaliśmy silną drużynę Ghany w naszym ostatnim meczu w Pucharze Narodów, odpadliśmy z turnieju i musieliśmy się zwijać do domu. W hotelu po meczu, zdecydowaliśmy się wypić parę drinków dla uczczenia zwycięstwa. Dosiadł się do nas Tony Yeboah z ekipy Ghany. Moi koledzy z drużyny zaczęli mocno dokuczać Tony’emu z powodu przegranej, a brylował w tym nasz selekcjoner. Widać było, że cierpliwość Yeboah jest na wyczerpaniu, ale nic to, siedzieliśmy i piliśmy dalej.

Przez cały turniej nasz trener nachodził spóźnialskich piłkarzy, gdy nie stawiali się na śniadanie i gonił ich na trening. Jako że była to zielona noc, postanowiliśmy się zemścić. Zdobyliśmy klucze do trenerskiego pokoju i o czwartej nad ranem, zakradliśmy się tam. Z krzykiem wpadliśmy do trenerskiego lokum, po czym odkryliśmy, że w łóżku leży nie trener, a Tony Yeboah! Co gorsza – uprawia seks z żoną trenera!

Szybko naradziliśmy się z chłopakami co robić. Na szczęście trenera udało się szybko znaleźć w jednej z hotelowych toalet. Za dużo wypił i źle się poczuł.

Następnego dnia przy śniadaniu zapytałem Tony’ego o jego wersję wydarzeń. On odpowiedział tak, że zapamiętam do końca życia:
“Gdy ktoś obraża mój kraj, ja się zrewanżuję, zabierając mu kobietę!“.

Po jakimś czasie trener dowiedział się o wszystkim. Byli z żoną w stanie separacji.”

To mi przypomina tytuł z „Gazety Gdańskiej”, która kiedyś wychodziła w Trójmieście. Otóż po pamiętnej klęsce Widzewa Łódź – 0:9 z Eintrachtem Frankfurt gazeta ta dała tytuł: „Jeb, jeb, jeb, Yeboah”. Tony strzelił cztery…

9) I jeszcze trochę afrykańskich klimatów. Jakieś 10 lat temu, Steaua Bukareszt została zagrożona wyrzuceniem z ligi po serii chuligańskich wybryków jej kibiców. Szczególnie chętnie fani bukaresztańskiej „Gwiazdy” urządzali sobie wycieczki na płytę boiska.
Ówczesny prezydent Steauy, wymyślił, że najlepszym sposobem na powstrzymanie oszołomów będzie wybudowanie rowu z wodą pomiędzy trybunami, a boiskiem. To jeszcze nic. Wymarzył sobie, że w tym rowie z wodą będą pływać…krokodyle!

„To nie żart. Zrobimy ten rów tak szerokim, że nikomu nie uda się przeskoczyć i raz na zawsze skończą się idiotyczne wybryki”.
Z drugiej strony, któryś z mniej udolnych graczy mógłby wpaść do rowu i co wtedy? Władze lokalne również nie były zachwycone pomysłem, który ostatecznie spełzł na niczym….

pa3

10) I na koniec, znów coś z moich ulubionych Wysp Brytyjskich. Republika Irlandii po raz pierwszy awansowała na wielką imprezę mistrzowską w roku 1988. Stało się tak pod wodzą Jacka Charltona, którego brat, Sir Bobby, nigdy tak naprawdę nie doszedł do siebie po lotniczej katastrofie „Dzieci Busby’ego” w Monachium. Było to widoczne szczególnie pod prysznicem, ale to temat na inny raz.

Był wówczas w irlandzkiej telewizji komentator, który nazywał się Jimmy Magee. Z racji swej niezawodnej pamięci nazywany był „The Memory Man”.

W poranek po meczu ze Związkiem Radzieckim w Hanowerze, Jimmy przechadzał się po parku obok stadionu. Gdy tak się przechadzał, natknął się na trzech mocno zmęczonych irlandzkich fanów, którzy leżeli na ławce owinięci irlandzkimi flagami.

Jeden z nich wypalił: – Hej Jimmy, ty słyniesz z nieprzeciętnej pamięci, prawda?

- W rzeczy samej – odparł Jimmy.

- Wiesz właściwie wszystko, tak? –  kibic nie ustępował.

- Ha ha ha, to prawda –  Jimmy’emu dopisywał humor tego poranka.

- Zatem mam dla ciebie pytanie.

- Strzelaj – Jimmy nie przeczuwał podstępu.

- Powiedz nam w takim razie, gdzie jest nasz pierdolony hotel?

***

Jedynie część z tych opowieści jest zmyślona. Wiecie, które?

MACIEJ SŁOMIŃSKI

Artykuł pochodzi ze SLOWFOOT.pl

Pin It