Pierwszy dzień TME za nami… I bardzo dobrze!

Smuda

Czekaliśmy na powrót naszych krajowych kopaczy na ligowe boiska długie 47 dni. O ile pierwsze dwa tygodnie minęły dość bezboleśnie, to każdy kolejny już taki miły nie był. Gdzieś z tyłu głowy czaiła się bowiem tęsknota za rodzimą ekstraklasą, która coraz mocniej dawała o sobie znać. Pocieszające było to, że przerwa w tym sezonie była wyjątkowo krótka i na start ligi nie trzeba było czekać do połowy sierpnia.

I wreszcie nadszedł ten dzień. Ekstraklasa wystartowała. Na pierwszy ogień mecz Zagłębia z Pogonią, czyli spotkanie bogatego z biednym. Patrząc na składy obu drużyn Portowcy nie mieli prawa wygrać tego meczu, ale z drugiej strony liga polska ma to do siebie, że jest – delikatnie mówiąc – nieprzewidywalna. Dlatego też trzy punkty jadą do Szczecina.

Zagłębie zagrało tak słabo, że w pewnym momencie zaczęliśmy się zastanawiać czy aby nie oglądamy jakiegoś innego meczu, bo liczba niedokładnych podań w wykonaniu gospodarzy już w pierwszych 45 min oscylowała gdzieś wokół setki, a po przerwie wcale nie było lepiej. W ogóle, to trener Hapal jest dla nas jednym z najbardziej przereklamowanych szkoleniowców w ekstraklasie. Facet ma do dyspozycji całkiem niezły skład, świetne zaplecze i całkiem niezłych wychowanków, a nie potrafi sklecić drużyny, która będzie walczyć o grę w europejskich pucharach. Co prawda to dopiero pierwszy mecz w nowym sezonie, ale jakoś nie widzieliśmy w grze Miedziowych nic, co pozwalałoby stwierdzić, że będzie lepiej.

Mizeria – to pierwsze słowo jakie przychodzi nam do głowy, kiedy chcemy opisać grę Zagłębia.

A Pogoń? Pogoń nam zaimponowała. Goście mieli pomysł na grę i potrafili go zrealizować. Zresztą najlepszym podsumowaniem gry Portowców w tym meczu była uśmiechnięta twarz wyluzowanego i opalonego Dariusza Wdowczyka.

Ogólnie mecz był słaby i momentami lekko przysypialiśmy. Czasem musieliśmy uciekać się do tak radykalnych środków jak podniesienie się z krzesełka i zrobienie kilku przysiadów i pompek, żeby się obudzić. Na szczęście udało się przetrwać i nie zasnąć.

I pewnie słaba inauguracja nie zabiłaby w nas entuzjazmu związanego z pierwszą kolejką, gdyby nie fakt, że za chwilę na murawę miały wyjść zespoły Wisły i Górnika. Pierwsi nie mają w kadrze zdrowego napastnika, a drudzy w meczach sparingowych nie byli zbyt skuteczni, więc bezbramkowym remisem pachniało na kilometr.

Nie pomyliliśmy się.

Jedyny plus tego spotkania, taki boiskowy, to występ Pawła Stolarskiego. 17-letni zawodnik Wisły zagrał bardzo dobre spotkanie i może z niego wyrosnąć bardzo, bardzo dobry grajek.

Drugi, już nie związany z wydarzeniami boiskowymi, to oprawa kibiców Wisły, którzy we wspaniały sposób pożegnali Radosława Sobolewskiego.

Jutro drugi dzień… patrząc na zestaw par, jesteśmy lekko sceptyczni, ale to polska liga, więc zdarzyć może się wszystko.

Pin It