Pellegrini kolejnym tymczasowym trenerem Chelsea?

Dzisiaj rano Chelsea zaprezentowała przygotowany na następny sezon nowy komplet strojów. Koszulki jak koszulki, łakomy kąsek dla fanów i mało wyrafinowany sposób na nabicie klubowej kasy kolejnymi funtami. Dużo ważniejszą kwestią jest kto poprowadzi odzianych w nowe trykoty graczy do boju, bo raczej nikt nie ma wątpliwości, że los Rafy Beniteza jest przesądzony. Raz, że Hiszpanowi wyjątkowo opornie idzie nadanie „The Blues” efektownego stylu, dwa, że mimo braku wizualnych fajerwerków, wyniki pozostawiają wiele do życzenia, trzy, kibice go nienawidzą. Więc kto po nim zasiądzie na niebieskim tronie?

I tu zaczynają się schody, których nawet pieniądze wszechwładnego Abramowicza mogą nie pokonać, co już w styczniu przytomnie zasygnalizował Gary Neville. No bo kogo może zatrudnić Rosjanin? Kto jest najlepszy w najmocniejszej według wielu La Liga? Tito Vilanova, ale jego się raczej z Katalonii nie wyciągnie. Drugi? Jose Mourinho, którego „Boski Roman” bezceremonialnie pogonił.

Idźmy dalej. Może leżąca nieopodal Francja? Numerem jeden jest Carlo Ancelotii, którego – oczywiście – Abramowicz zdążył zwolnić. Dobra, czas poszukać na krajowym podwórku. Menedżerowie pierwszych dwóch ekip są nie do wyrwania. Trzeci? Będący na wylocie Benitez. Czwarty jest Wenger, którego także raczej trudno namówić do opuszczenia Arsenalu, a piąte miejsce okupuje Andre Villas-Boas, śmiertelnie obrażony na właściciela Chelsea za ubiegłoroczne zwolnienie.

Oczywiście cała wyliczanka jest ogromnym uproszczeniem, jednak kapitalnie unaocznia sposób działania rosyjskiego bogacza. Doskonale wiedział o tym Pep Guardiola, który – mimo natarczywych umizgów ze strony Chelsea – wybrał spokojną posadę w Bayernie. Po nadaniu Benitezowi mało chwalebnego tytułu „tymczasowego menedżera”, część ekspertów słusznie zauważyła, że na Stamford Bridge każdy trener jest tymczasowy. Współpraca z każdym opiekunem – poza Guusem Hiddinkiem – prędzej czy później kończyła się konfrontacją z humorzastym właścicielem, którego efektem było przedwczesne rozstanie.

Właśnie dlatego Guardiola dał sobie spokój z zachodnim Londynem. Garnitur szyto pod niego (Hazard, Oscar, Mata), lecz emocjonalna chwiejność krawca okazała się nazbyt odstraszająca.

Tak więc kto następny? Dziś rano na łamach brytyjskiego Guardiana Dominic Fifield poinformował o zakusach londyńskiego klubu na Manuela Pellegriniego. Wybór jak najbardziej uzasadniony, zważywszy, że Chilijczyk ma na koncie sporo sukcesów, preferuje efektowny – tak pożądany przez Abramowicza – styl gry i swobodnie operuje językiem angielskim. Ponadto praca w Chelsea dla Pellegriniego byłaby wybawieniem od borykającej się z kłopotami finansowymi i w związku z tym systematycznie rabowanej Malagi. W „The Blues” sytuacja by się odwróciła – to nie jego zespół by grabiono, tylko on łupiłby innych.

Poza tym wymienia się nazwisko Davida Moyesa, robiącego fantastyczną robotę w Evertonie, którego można by wyciągnąć w pakiecie z niemal kompletnym piłkarsko Fellainim. Tyle że powstaje pytanie – czy Szkot jest gotów zamienić pewną posadę w „The Toffees” na chybotliwy stołek w Chelsea?

Tylko za naprawdę gruby hajs.

To samo można powiedzieć o Kloppie, natomiast raczej nie należy poważnie traktować plotek o możliwym angażu Gianfranco Zoli. Jasne, Włoch fantastycznie radzi sobie w Watford, tylko czy po kłopotach z Di Matteo Abramowicz ściągnie sobie na głowę kolejną legendę? Po – nie oszukujmy się – nieuchronnym zwolnieniu Zoli, kolejny menedżer nie tylko przeklinałby szesnastą minutę każdego spotkania, kiedy to trybuny skandowałyby mu „There’s only one Di Matteo”, lecz także 25., bo wówczas fani sławiliby pod niebiosa filigranowego Włocha.

Być może na stare śmieci wróci wielki Jose Mourinho, tylko czy to aby na pewno dobre rozwiązanie? W ciemno można obstawiać, że budowana przez ostatnie lata struktura klubu zostałaby wywrócona do góry nogami. Portugalczyk musi być najważniejszy i nie zniósłby chuchających mu na kark Michaela Emanelo czy Rona Gourlaya.

Poza tym, znając sposób pracy „The Special One”, na pewno zażądałby transferów, które niekoniecznie są teraz potrzebne. Chelsea ma całą armadę wypożyczonych młodych gniewnych, którzy robią furorę w swoich klubach. By daleko nie szukać – Lukaku, De Bruyne, Chalobah, Courtois. Ponadto w klubowej akademii rośnie pokolenie szalenie utalentowanej, głodnej sukcesów młodzieży, z supersnajperem Islamem Feruzem i najlepszym graczem NextGen Series Lewisem Bakerem na czele. Czy dostaliby u „Mou” szansę? Raczej nie, no bo ilu gołowąsów z Castilli zameldowało się w pierwszym zespole Realu? Przecież jej najlepsi adepci, jak najbardziej oklepany przykład Dani Carvajal, zostają bez żalu sprzedawani, a na ich miejsce sprowadza się kosztujące miliony gwiazdy.

Czy na coś takiego przystanie Abramowicz? W końcu to on inwestował swoje pieniądze w akademię, bazę klubową i sprowadzanie futbolowych perełek jak Lukaku czy Courtois. To on bulił za to, by Chelsea miała plan długofalowy, a nie jedynie doraźny.

Moim zdaniem nie podpali zbudowanego przez siebie gmachu, co w tym przypadku absolutnie skreśla Mourinho.

Tak więc najświeższy z kandydatów, Manuel Pellegrini, wydaje się być faworytem całego konkursu. Klub postanowił nie składać żadnych ofert aż do momentu, kiedy Chelsea zapewni sobie udział w Lidze Mistrzów, toteż na w 100% potwierdzone informacje będziemy musieli poczekać się kilka tygodni. Tym niemniej, kto nie obejmie „The Blues”, zapewne i tak będzie jedynie tymczasowym menedżerem, niestabilnie siedzącym na karuzeli kierowanej przez Romana Abramowicza.

***

A dla zainteresowanych, w takich strojach w przyszłym sezonie będą biegać piłkarze Chelsea.

Pin It