Pawłowski podbije La Liga? W przeszłości kolorowo nie było

Debiut Bartka Pawłowskiego w lidze hiszpańskiej już za nami. Wiemy, że od Marki Bartek dostał marną trójeczkę, że z Jordim Albą się nie zaprzyjaźnił i że zeżarła go ambicja. Ale niech go zżera. Niech go męczy, dręczy i uwiera w cztery litery, bo jeśli to ma spowodować, że Bartek będzie z taką bezczelnością i zapałem hasał po hiszpańskich boiskach jak robił to w meczu z Barcą, to ta nienażarta ambicja 20-letniego skrzydłowego stanie się polskim dobrem narodowym. Pawłowski jest polskim ewenementem na skalę hiszpańską. Niewiele raczej mamy nad Wisłą pociechy z rodaków kopiących piłkę na półwyspie Iberyjskim. I nie ma się co dziwić, bo La Liga, podobnie jak Premier League ma swoją specyfikację. Tutaj liczy się mocna, szalona głowa i technika. Tego niestety matka natura poskąpiła w naszych słowiańskich, piłkarskich genach. Ale do domu Bartka Pawłowskiego przychodził chyba listonosz hiszpańskiego pochodzenia, bo właśnie on, jako jeden z niewielu piłkarzy w Polsce ma naprawdę papiery na grę w Primiera Division. Wejdzie w drybling, gdy trzeba podać, pociągnie do przodu, gdy trener każe bronić, strzeli gdy powinien zagrać partnerowi patelnię i odwrotnie. Dryblingi są finezyjne i nieprzypadkowe. Podania wirtuozerskie i nieszablonowe. Jak każdy dobry skrzydłowy w La Liga, ma trochę nierówno pod sufitem.

Bardzo przyjemnie chwali się polskich piłkarzy, szczególnie gdy jest za co, ale paradoksalnie to nie Pawłowski będzie bohaterem tego tekstu. Wróćmy do kwestii genetycznego zwyrodnienia wśród polskich piłkarzy w kontekście hiszpańskiego futbolu. Ilu było tych, którzy na własnej skórze doświadczali specyfiki La Liga? Ilu było takich, którzy zdołali się w niej zaadaptować? Czy w ogóle tacy byli?

Naturalnie, że byli. I są oni w dużej mierze ciągle obecnie w polskim futbolu. Na pierwszy ogień idzie absolutny rekordzista. Człowiek, który przyciąga sukcesy. Niewielu mamy takich w polskim futbolu, dlatego powinniśmy chuchać i dmuchać na Janka Urbana, żeby nam z gniazdka nie wyleciał uskrzydlony wyczynami z Legią. O poczynaniach Urbana w Hiszpanii niedawno mieliśmy okazję sobie przypomnieć, gdy po występie marzeń Lewandowskiego przeciwko Realowi media starały się znaleźć w historii jeszcze jakiegoś Polaka, który sprawił, że Królewskim się korona na głowie zachwiała. I znaleźli Urbana. W 1990 roku wychowany na Śląsku napastnik zaaplikował prowadzonej przez Alfredo di Stefano drużynie Realu cudownego hat-tricka udekorowanego asystą. Spójrzcie sami:

Obecny opiekun Legii bilet do Hiszpanii znalazł również na murawie Santiago Bernabeu, kiedy razem z Górnikiem Zabrze walczył z Realem Madryt jak równy z równym w Pucharze Mistrzów (Ostatecznie wynik dwumeczu – Real 4:2 Górnik). Wtedy dostrzegli go skauci klubu z Nawarry i w 1989 r. polski (jeszcze wtedy) skrzydłowy wylądował w Pampelunie. Tam szybko przekwalifikowano go na napastnika, choć sam bohater twierdzi teraz, że lepiej na boisku czuł się na skrzydle. Urban potrzebował roku, żeby stać się ulubieńcem fanów Osasuny. I następnych pięciu lat, żeby tę miłość podtrzymać i uczynić nieśmiertelną. Urban był wtedy w La Liga kimś w rodzaju dzisiejszego Lewandowskiego w Bundeslidze. Zmienił postrzeganie Hiszpanów na polski futbol. Zespoły zza Pirenejów zaczęły częściej zarzucać wędkę do Polski w poszukiwaniu nowych graczy. Polskim piłkarzom było łatwiej, gdy ich kraj pochodzenia był identyfikowany z jedną z gwiazd ligi.

Hiszpański licznik Urbana zatrzymał się na 189 występach i 52 bramkach. Przed jego erą w Hiszpanii w najwyższej klasie rozgrywek udało się wystąpić tylko trzem Polakom : Janowi Tomaszewskiemu, Cezaremu Kucharskiemu i Bogusławowi Kwiecieniowi jednak żaden z nich furrory nie zrobił. Dwaj pierwsi zaliczyli po dwanaście występów a Kwiecień tylko siedem.

W okolicach 1993 roku nastąpiła polska inwazja na ligę hiszpańską. Wtedy przybyli tu między innymi Roman Kosecki, Wojciech Kowalczyk, Jacek Ziober i Ryszard Staniek. Ale po kolei. Roman Kosecki, którego teraz jest co najmniej dwa razy więcej niż wtedy, dołączył w 1992 r. do Jana Urbana w Osasunie po dobrych występach w barwach  tureckiego Galatasaray. Pierwszy sezon zakończył z dorobkiem 34 meczów  i ośmiu bramek, co wyniosło go nieco wyżej w hiszpańskiej hierarchii, bo aż do Madrytu. Tej czerwono-białej części Madrytu. Na Vicente Calderon Kosecki tytułów nie zdobywał, ale widowiskową grą zapisał się w pamięci kibiców Atletico którzy, jak żartuje wiceprezes PZPN, o dziwo ciągle go poznają, mimo że nosi teraz troszeczkę szersze ubrania. Dla podłechtania naszej polskiej dumy  nie omieszkam zaznaczyć, że i on nadepnął na odcisk jednego z hiszpańskich gigantów. Kosa jednak za cel obrał Barcę. W sezonie 93/94 na własnym stadionie Atletico do przerwy przegrywało z drużyną Koemana i Stoiczkowa 0:3. Zawodnicy spodziewali się, że ówczesny ekscentryczny prezes klubu Jesus Gil (taki nasz J. Wojciechowski) przyjdzie w przerwie do szatni i nie omieszka rzucić kilku obelg i zmieszać z błotem całej drużyny. Ten jednak przyszedł i ze spokojem życzył dobrej gry w drugiej części spotkania. Jak wspomina Roman Kosecki to ich podbudowało. Mecz zakończył się wynikiem 4:3 dla Atletico a Kosa strzelił dwie bramki.

Wojciech Kowalczyk, który od zakończenia kariery,  rozwija się (w sensie bardziej dosłownym niż przenośnym) w tę samą stronę, co Roman Kosecki zapisał się z kolei w pamięci kibiców Betisu Sewilla, w którym teraz polską markę skutecznie i regularnie plami Damien Perquis. Kowalczyk do Hiszpanii dostał się dzięki świetnym występom w stołecznej Legii. Dla Betisu strzelił 14 bramek w 62 meczach.

To by było na tyle, jeśli chodzi godnych uwagi polskich graczy w La Liga z poprzedniego tysiąclecia. Przekroczymy teraz granicę trzeciego milenium i… i widzimy pustkę. Jeśli nie liczyć epizodu Mirosłąwa Trzeciaka w Osasunie z 2000 roku, to na pierwszych rodaków w Primiera Division czekamy aż siedem długich lat. 2007 rok, to czas kiedy Ebi Smolarek z Borussii  Dortmund w rozkwicie formy przechodzi do Racingu Santander za 4,8 mln euro. W debiucie przeciwko Barcy wchodzi z ławki i po parunastu minutach ogląda czerwień kartonika w ręku sędziego. Mimo, że Ebi podpisał kontrakt na pięć lat, po roku został wypożyczony do Boltonu, a po powrocie z Anglii rozwiązał kontrakt z Racingiem.

W 2008 roku na półwysep Iberyjski przyjeżdża po długiej kontuzji i degradacji swojej Borussi M’gladbach Eugen Polanski, który wtedy jeszcze nie miał polskiego obywatelstwa i nawet nie myślał o grze dla polskiej reprezentacji. 22-letni wtedy Eugen dopiero co zakończył występy w niemieckiej kadrze U-21, w której był kapitanem. Mało kto wiedział wtedy w Polsce o istnieniu takiego piłkarza, a co dopiero myślał o jego „zatrudnieniu” na Polaka. Ośmielę się stwierdzić, że w tamtym momencie kariery Polanski skwitowałby gromkim śmiechem choćby wzmiankę o ewentualnej grze dla Polski. Po jednym sezonie i 26 występach w Getafe Polanski został wypożyczony do niemieckiego Mainz, do  którego potem przeniósł się na stałe.

W tym samym roku co Polanski w Hiszpanii pojawił opuszczający Anglię na tarczy Jerzy Dudek. Jego historię wszyscy znamy. Trzy lata spędził na ławce Realu Madryt, po czym przeszedł na zasłużoną emeryturę otoczony ogromnym szacunkiem zarówno w Hiszpanii, jak i w Polsce.

Obecnie poza Pawłowskim w Primiera Division przebywa jeszcze półtora Polaka. Dariuszowi Dudce w Levante się nie powiodło i nie przedłużono z nim kontraktu po sezonie 2012/13, a pozostałe pół Polaka strzela gole dla Realu. Grając w Betisie… Damien Perquis przez pewien czas zdawał  się być pewniakiem na lata w środku obrony reprezentacji Polski. Jednak w pewnym momencie wszystko się posypało. Zamieszanie z nim i Obraniakiem w kontekście znajomości języka polskiego i rzeczywistej polskości, tych Francuzów, połączone z pasmem problemów zdrowotnych Damiena zdecydowanie podkopało jego pozycję zarówno Polsce jak i w Hiszpanii.

W pierwszym meczu tego sezonu Betis przegrał z Realem, a Perquis strzelił dwa (nieuznane) samobóje i częściowo zawinił przy stracie gola. Drugi mecz sezonu to kolejne nieszczęście dla Perquisa. W pierwszej części meczu po pojedynku z rywalem upadł na murawę i nie wrócił już do gry. Naderwany mięsień i kolejna przerwa w grze podłamały Damiena. Mówił o tym szkoleniowiec Betisu, a wpis piłkarza na Twitterze też jest dość wymowny – Nic nie chce mi się nawet pisać. Wyrażę tylko wdzięczność za wyrazy wsparcia. Cóż… jak to się mówi – szkoda chłopa. Perquis w formie mógłby być jedną z poważniejszych kandydatur na partnera Kamila Glika w obronie reprezentacji Polski.

Polskich śladów w hiszpańskiej piłce można by się jeszcze doszukiwać w niższych ligach, jednak nie ma sensu się nad nimi dłużej rozwodzić. W spadkowiczu z Primiera Division – Deportivo la Coruna od kilku tygodni przebywa Cezary Wilk, który niedawno rozwiązał kontrakt z Wisłą Kraków. W poprzednim sezonie w Recreativo Huelva próbował występować Paweł Brożek, ale po niepowodzeniu obrał kurs odwrotny niż Czarek Wilk, czyli z powrotem na Reymonta.

W trzecim zespole Sewilli występuje 19-letni Adrian Wójcik, choć długo zajęło mi odnalezienie go w czeluściach struktur tego klubu. Wójcik to napastnik, który jeszcze w poprzednim sezonie był graczem rezerw Betisu Sewilla a po zakończeniu rozgrywek stał się wolnym zawodnikiem. Pojawiły się oferty z polskiej Ekstraklasy i z niższych lig innych krajów Europy. Decyzja młodego napastnika być może zahamowała na długie lata jego karierę, która akurat nabierała rozpędu. Wybrał on bowiem lokalnego rywala Betisu, bo… jest niedaleko od  jego domu. Gracz Sewilli brzmi naprawdę dumnie. Nie zaprzeczę. Ale gracz Sewilli C? Chyba już mniej.

Widzimy więc, że nasz młody Bartek Pawłowski jeśli chciałby w historii La Liga znaleźć jakąś motywację, czy pokrzepienie w walce o skład Malagi, to musi cofnąć się w dziejach hiszpańskiej ligi bardzo daleko. I cofając niech najlepiej zamknie oczy na ostatnie lata i otworzy je dopiero w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych.

Chociaż… po namyśle – niech lepiej w ogóle nie patrzy w historię. Niech po prostu gra tak jak umie najlepiej, a będzie z niego uciecha. I w Polsce i w Hiszpanii.

Oto wszyscy Polacy występujący w historii w Primiera Division:

Nazwisko – Klub – Okres – Występy – Bramki

Dariusz Dudka Levante UD

2012-13

3

0

Jerzy Dudek Real Madryt

2008-11

2

0

Roman Kosecki Osasuna Pampeluna

1992-93

34

8

Atletico Madryt

1993-95

59

14

Wojciech Kowalczyk Betis Sewilla

1994-97

62

14

Cezary Kucharski Sporting Gijon

1997

12

2

Bogusław Kwiecień CE Sabadell

1987

7

1

Grzegorz Lewandowski CD Logrones

1994

15

1

Damien Perquis Betis Sewilla

2012-

9

0

Eugen Polanski Getafe FC

2008-09

26

0

Jerzy Podbrożny CP Merida

1997

2

0

Euzebiusz Smolarek Racing Santander

2007-08

34

4

Ryszard Staniek Osasuna Pampeluna

1993-94

55

3

Jan Tomaszewski Hercules Alicante

1981-82

12

0

Mirosław Trzeciak Osasuna Pampeluna

2000-01

10

0

Jan Urban Osasuna Pampeluna

1989-95

168

49

Real Valladolid

1995

21

3

Jacek Ziober Osasuna Pampeluna

1993-94

31

10

Bartłomiej Pawłowski Malaga CF

-2013

1

0

Źródło: epilka.pl

MICHAŁ SIWEK

Pin It