Tym razem będzie o modzie. Nie będzie jednak o czerwonej marynarce, w której Michał Efir podpisywał kontrakt (świetna!), ale modzie na piłkarzy w Polsce, a konkretniej o modzie na piłkarzy z danego kraju.
Maor Melikson, Aviram Baruchyan, Dudu Biton, Liran Cohen, Tamir Kahlon, Mosze Ohayon, Liad Elmalich, Idan Shriki – Oded Gavish. To, jeśli społeczność twitterowa się nie pomyliła, cały nasz zaciąg z Izraela. W oczy rzucają się głównie dwa nazwiska: Melikson i Biton, których posiadacze bez wątpienia w Polsce się sprawdzili. To właśnie ten pierwszy wyrobił taką markę rodakom i to w czasie, gdy brylował w Wiśle Kraków, menedżerowie z Izraela (określenie „izraelscy agenci” kojarzy się bardziej z Mossadem) zrozumieli, że jest w Europie kolejna liga, gdzie ich klienci są pożądani. Lawina ruszyła i wkrótce licznik wskazywał już 9 zawodników. Patrząc na nazwiska i ich „polskie osiągnięcia”, nasuwa się jeden wniosek – niewiele z tych transferów było udanych. Co ciekawe, gdy rozmawiałem z Nirem Inbarem, dyrektorem wykonawczym Hapoelu Tel Aviv, ten nie mógł się nadziwić, że w Polsce Melikson zrobił większą karierę niż Ohayon, który przed wyjazdem z kraju był uważany za dużo lepszego piłkarza. Właśnie za ten transfer, za dostrzeżenie potencjału Meliksona, na wielkie słowa uznania zasłużył Stan Valckx. Jednakże to że sprawdził się jeden zawodnik, to że sprawdziło się dwóch, nie znaczy, że biorąc kolejnych na ślepo, będzie dobrze. Gdy to już sobie w Polsce uzmysłowiono, Izraelczycy poszli w odstawkę. Trochę jak z brzydkimi rzeczami, które są tylko przez chwilę modne, a nie są ponadczasowe.
Pasieczny: Szara codzienność okienka transferowego
Ponadczasowi są Brazylijczycy. W zeszłym roku w najwyższych ligach w Europie było ich 515. Moda na nich raczej nie przeminie, nawet w przypadku kilku czy kilkunastu nieudanych transferów do jakiejkolwiek ligi. Każdy zdaje sobie sprawę, że nie zawsze można sprowadzić Rogera czy Edsona, czasem zdarzy się Beto, Daniel Lopez Cruz czy inny Fabinho. To nie zmieni jednak ogólnej opinii: Brazylijczycy grać w piłkę potrafią i nawet po kilku nieudanych transferach będą w T-Mobile Ekstraklasie mile widziani. Tak samo jak nie wyobrażam sobie, żeby w jakimś polskim klubie nie chciano Hiszpanów tylko dlatego, że Descarga i Arrubarrena się nie sprawdzili. Coś o tym wiem, bo sam bardzo chciałem sprowadzić Quintanę. To są nacje o uznanej marce, zawsze w modzie. Miną lata zanim jakikolwiek polski klub będzie w stanie kupić hiszpańskiego czy brazylijskiego piłkarza o już uznanej marce, ale wierzę, że tak się kiedyś stanie. W tym akapicie próbuję powiedzieć dwie rzeczy. Nie wyobrażam sobie, żeby oferta ciekawego brazylijskiego czy hiszpańskiego piłkarza została przez jakikolwiek polski klub z miejsca odrzucona, natomiast wyobrażam sobie, że stałoby się tak z ofertą za piłkarza izraelskiego. Moda przeminęła, tyle… I choć narodowość nie powinna mieć tu żadnego znaczenia, to niestety ma. Mniejsze lub większe, ale ma…
Dowiedz się więcej o futbolu - skautingowe szkolenia u Tomasza Pasiecznego!
W przypadku Izraela moda wzięła się z jakości (Melikson, Biton), gdy zaczęliśmy sprowadzać piłkarzy o słabszych umiejętnościach i jakość zniknęła, zniknęło również zapotrzebowanie. Obecnie mamy modę na piłkarzy portugalskich. Ze względu na kryzys w ich kraju (również na Cyprze) znacząco w dół poszły zarobki, co pozwala naszym klubom na pozyskiwanie piłkarzy, którzy mają potencjał na to, by w naszej lidze robić różnicę. Nie chcę się zbytnio pochylać nad tym tematem, każda gazeta w Polsce opisała już to zjawisko. Tacy piłkarze jak Paixao, Vasconselos czy Micael robią różnicę i dają swoim klubom jakość proporcjonalną do poniesionych kosztów (bo że piłkarze w Polsce są z założenia przepłacani to wiadomo). Chciałem jednak zwrócić uwagę na pewien paradoks: najgorzej na modzie na Portugalczyków wyszedł Mistrz Polski – Legia Warszawa. Orlando Sa i Helio Pinto to pewnie i piłkarze z dużym potencjałem, ale na tę chwilę to tylko niesamowicie dobrze opłacani rezerwowi. I tylko rezerwowi. Pozyskany z Portugalii Guiherme, kolejny z potencjałem, przez kontuzję rozegrał tylko 163 minuty. Można do tego zaciągu ewentualnie doliczyć reprezentującego Cypr Dossę Juniora, który zapełnił lukę po Jędrzejczyku, więc jego transfer można uznać za udany. Do czego zmierzam? Portugalczycy i zawodnicy sprowadzani z Portugalii dają jakąś (minimalną) gwarancję talentu, ale tak jak w przypadku absolutnie każdego transferu nie da się wyeliminować błędów. Nawet będąc najbogatszym w lidze i sprowadzając uznanych zawodników (Pinto, Sa). Moda na Portugalczyków pewnie minie, gdy ich kluby ustabilizują budżety i wtedy będziemy mieli dostęp do zawodników niższej klasy chcących zarabiać równie dużo – proporcja ceny do jakości więc spadnie. Nie ulega jednak wątpliwości, że polscy skauci jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt razy Portugalię i Cypr odwiedzą.
Kiedyś Lech upodobał sobie Amerykę Południową jako jeden z głównych rynków, a obecnie w piłkarzy z tamtych regionów celuje Wisła. Lech zmienił priorytety i szuka piłkarzy grających w Europie (niewątpliwie jest taniej, dodatkowo mniejsze są różnice kulturowe). Można tak długo. Na tej samej zasadzie młodzi polscy piłkarze są modni we Włoszech (trochę ze względu na nasze stare przepisy, które w praktyce oznaczały, że piłkarz w wieku 18 mógł być wolnym zawodnikiem – rekompensata za szkolenie to dla włoskich klubów cena jak najbardziej do zaakceptowania, a trochę ze względu na osobę menedżera łączącego oba kraje – Gianlukę Di Carlo). Tak samo jest dla mnie oczywiste, że logicznym krokiem dla Borussii Dortmund będzie pozyskanie w niedługim czasie Polaka. Oprócz niewątpliwej jakości sportowej, którą dawał Lewandowski, którą dają Błaszczykowski i Piszczek, Borussia ma bardzo dużo polskich kibiców. Jeśli się więc znajdzie polski zawodnik o odpowiednim potencjale, będzie potraktowany priorytetowo. Kluby w tym względzie nauczyły się bardzo szybko na własnych błędach, marketingowa wartość zawodnika musi iść w parze z jego piłkarskimi umiejętnościami, Dong Fangzhuo im to uświadomił.
Pasieczny: Słów kilka o testowaniu zawodników
Moda się zmienia i zmieniać się będzie. Teraz czerpiemy z Cypru i Portugalii, zapewne kiedyś przyjdzie czas na bardzo piłkarsko rozwijającą się Belgię. Niezależnie od metod z których korzystamy, choć trafność transferów może być większa lub mniejsza, to nigdy nie będzie stuprocentowa. To, że można zminimalizować ryzyko nieudanego transferu, nie znaczy, że można go uniknąć. Priorytetem powinna pozostać jednak jakość piłkarza (stosunek ceny do jakości), a nie jego narodowość. Jeżeli znajdziemy odpowiednio dobrych zawodników, niezależnie czy zrobimy to w Kazachstanie, RPA czy II lidze polskiej, to osiągniemy sukces. Jeżeli znajdziemy słabych zawodników w Portugalii, to go nie odniesiemy. Dowodzą tego wszelkie badania, które mówią o oczywistej korelacji między płacami w klubie a wynikiem sportowym. Jeżeli więc płacimy za realną jakość, a nie przepłacamy ze względu na modę, to mamy realne szanse na sukces sportowy.
TOMASZ PASIECZNY
fot. Jan Szurek / Legia.Net