Podział punktów narobił sporego bałaganu w tabeli Ekstraklasy, chyba nawet większego, niż można się było spodziewać. Sporo dzieje się na górze, gdzie o trzecie miejsce na podium walczą cztery zespoły, ale jeszcze ciekawiej sytuacja wygląda na dole. Do niedawna bardzo poważnie zagrożone spadkiem Podbeskidzie, dzięki świetnej postawie wiosną i podziałowi punktów, dziś mierzy raczej w pierwszą dziesiątkę i to bezpośredni rywale z dołu stawki – Zagłębie, Śląsk czy Piast – zmuszeni są do oglądania pleców bielszczan, a nie odwrotnie.
Jeszcze przed rozpoczęciem rundy wiosennej kandydatów do spadku było przede wszystkim trzech: Widzew, Podbeskidzie i Zagłębie. Bielszczanie wraz z „Miedziowymi” mieli aż siedmiopunktową stratę do trzynastego Śląska, ale szybko ten obraz uległ zmianie. „Górale” postanowili bowiem oderwać się od strefy spadkowej i sprawić nam deja vu sprzed roku, rozpoczynając morderczą gonitwę, której celem miało być utrzymanie. W tym sezonie powinno im ono przyjść chyba trochę łatwiej niż w poprzednim, głównie z powodu reformy. Nikt bowiem na tę chwilę nie stawia bielszczan w roli kandydatów do spadku, tym bardziej, że w tej roli dzielnie wspierają ich piłkarze Widzewa, Piasta, Zagłębia, a nawet wspomnianego Śląska.
Ci, którzy jeszcze zimą sondowali spadek „Górali” zapomnieli o jednym – ich trenerem jest Leszek Ojrzyński, który czego się nie dotknie, zamienia to w… No dobra, może nie złoto, ale bielszczanie wiosną wyglądają na drużynę, której naprawdę na utrzymaniu zależy. Pokazują, że ambicją i determinacją niekiedy można nadrobić umiejętności stricte piłkarskie. Ojrzyński zdaje sobie sprawę, że wykonawców do gry kombinacyjnej nie ma, więc swoim podopiecznym wpaja do głowy mało złożoną taktykę – grę prostymi środkami i wykorzystywanie stałych fragmentów i dośrodkowań. A żeby było trudniej i śmieszniej niż przed rokiem, Podbeskidzie nie ma w kadrze choćby pół napastnika.
Przejdźmy do konkretów. Jak wiosną wygląda zdobycz punktowa „Górali”? RE-WE-LA-CYJ-NIE. Na 33 możliwe do zdobycia punkty Podbeskidzie zgarnęło 20 „oczek”, w jedenastu meczach notując tylko jedną porażkę, i to w dodatku niezwykle pechową, w spotkaniu z Lechem. Bielszczanie potrafili wygrać z ligową czołówką (Wisła, Ruch) na wyjeździe, a w starciu z Pogonią zanotowali bezbramkowy remis. Idąc dalej, Podbeskidzie ma trzeci bilans punktowy w lidze w tym roku – więcej oczek uzyskała tylko Legia i Lech – znajduje się także na trzecim miejscu, jeśli chodzi o stosunek bramek strzelonych do straconych (+4). Kulminacja formy „Górali” przyszła chyba na rundę finałową, bo w pięciu ostatnich spotkaniach zdobyli oni aż 13 punktów, swoich rywali z walki o utrzymanie zostawiając daleko w tyle:
zwycięstwo nad Ruchem 1:0 (W)
remis ze Śląskiem 3:3 (D)
zwycięstwo nad Wisłą 1:0 (W)
zwycięstwo nad Cracovią 1:0 (W)
zwycięstwo nad Jagiellonią 2:1 (D)
Dziś Podbeskidzie zajmuje już dziesiąte miejsce w tabeli, z jednopunktową stratą do Jagiellonii i z siedmioma oczkami przewagi nad Widzewem i Zagłębiem. Tak, jak rok temu pogoń Podbeskidzia była zasługą Czesława Michniewicza, tak teraz – chyba nikt nie ma wątpliwości – głównym ojcem sukcesu bielszczan, oczywiście jeśli ich forma się nagle nie załamie, będzie Leszek Ojrzyński. Kontrakt charyzmatycznego szkoleniowca wygasa wraz z końcem sezonu, a sam zainteresowany nie podjął jeszcze decyzji, czy pozostanie w Podbeskidziu. Jeśli odejdzie, scenariusz dla „Górali” na następne rozgrywki Ekstraklasy chyba już znamy – jesienią kolejny zjazd, a wiosną, już pod wodzą nowego cudotwórcy, marsz w górę tabeli.
Chyba, że Ojrzyński w Bielsku zostanie. Wtedy nie zdziwiłbym się nawet, gdyby Podbeskidzie wylądowało w grupie mistrzowskiej.
WIKTOR DYNDA
fot. Łukasz Laskowski/Pressfocus