Ołeksij Szlakotin: Ukraina gra o życie

Z ukraińskim bramkarzem Korony Kielce – Ołeksijem Szlakotinem rozmawiamy o sytuacji w reprezentacji Ukrainy, nowym selekcjonerze, problemach kadrowych i szansach w starciu z Polską.

* * *

- Zanim przejdziemy do rzeczy, czy przeżywa pan spotkanie z Polską jakoś bardziej niż inne mecze Ukrainy?

- Z pewnością jest to dla mnie ciekawe, wyjątkowe spotkanie. W Polsce gram już czwarty rok, rzadko zdarza się spędzać większość czasu w kraju, w którym reprezentacja Ukrainy będzie rozgrywała swój mecz. Dostrzegam, jak bardzo w Polsce szykują się do tego starcia, jak głośno mówi się o tym w mediach. Jest to więc wyjątkowa sytuacja, czuję całą atmosferę. Koledzy z Korony absolutnie nie dają zapomnieć. Wszyscy wiemy jaki jest poziom żartów w Koronie, jak zachowujemy się po meczach, czy przed meczami. Niejedna legenda już o nas krąży. Także na ten temat nie brakuje żartów. Oczywiście tylko pozytywnych. Każdy ma świadomość rangi spotkania: Ukraina gra przecież o życie, a Polska przed własną publicznością. Remis dla każdej z tych drużyn będzie porażką, nie mówiąc o zerowej zdobyczy punktowej.

- Wybiera się pan do Warszawy?

- Niestety nie. Mam w Koronie swoją działkę do wykonania. Akurat w tym okresie przechodzę mocną rehabilitację po operacji. W środę zacząłem truchtać, spędzam ogólnie dużo czasu w klubie na treningach. Nie mam więc jak się wybrać, ale na pewno zasiądę przed telewizorem. Nie ma mowy, żebym przegapił takie starcie.

- Ukraina fatalnie rozpoczęła eliminacje. Dwa punkty w trzech spotkaniach – to dorobek pozostawiający wiele do życzenia.

- Na pewno nie tak to sobie wyobrażaliśmy. Największy proble leżał według mnie w odejściu Olega Błochina do Dynama Kijów. Jeszcze pod jego wodzą zaczęliśmy znakomicie: zabrakło nam trzech minut do zwycięstwa na Wembley. Anglia wyrównała dopiero w końcówce i to z karnego. Potem Błochin przestał być selekcjonerem, a przed nami były dwa mecze, w których nic innego jak sześć punktów po prostu się nie liczyło. Nagle wszystko się posypało, z tych spotkań przywieźliśmy raptem jedno „oczko”. W czym więc kłopot? W zwolnieniu Błochina i zbyt wolnym poszukiwaniu następcy. Ktokolwiek by to nie był, należało to szybko załatwić. Tymczasem powołano duet trenerski, który tak naprawdę zebrał się z ekipą parę dni przed meczami o punkty. Wiedzieliśmy, że nikt z tych szkoleniowców nie ma nic wspólnego z przyszłością.

- Niektórzy mówią, że z Ukrainą jest trochę jak z Polską. Z mocniejszymi rywalami potraficie sobie radzić co pokazał przykład Anglii, natomiast z tymi mniej faworyzowanymi niekiedy macie problem. Podziela pan tę opinię?

- Ja tak nie uważam. Każdy chce zdobywać punkty, nawet w meczach z najsilniejszymi rywalami. Nie ważne czy to będzie Mołdawia, Czarnogóra czy Anglia, Francja, Brazylia… Oczekiwania zawsze są wysokie. Sytuacji Polski i Ukrainy na pewno nie można porównywać. U was zaraz po Euro przyszedł nowy trener, zdążył rozegrać wiele spotkań towarzyskich, znał sytuację od środka, przygotowywał kadrę krok po kroku. U nas trener przyszedł dopiero w grudniu, pod jego wodzą zdołaliśmy rozegrać raptem jeden sparing. To zupełnie co innego. Gdy Polska była zaznajomiona z selekcjonerem, my z Mołdawią i Czarnogórą graliśmy prawdę mówiąc bez trenera. Jestem w stu procentach pewien, że gdyby Oleg Błochin pozostał wtedy na stanowisku, nigdy nie przegralibyśmy z Mołdawią na wyjeździe, ani tym bardziej z Czarnogórą na wypełnionym po brzegi Stadionie Olimpijskim w Kijowie.

- To Polska jest faworytem tego spotkania.

- A dlaczego Polska?

- Gra u siebie, ma lepszą sytuację kadrową, lepiej spisywała się w poprzednich spotkaniach. Jest parę argumentów przemawiających za nami…

- Widzi pan, ja nie uznaję czegoś takiego jak faworyt. Gdyby tak było i wszystko rozstrzygałoby się na podstawie tego co się pisze w prasie, co jest na papierze, niepotrzebne byłoby rozgrywanie jakichkolwiek spotkań. Po co wychodzić na boisku, jak można od razu dopisać punkty? Przed pierwszym gwizdkiem szanse zawsze są równe, nigdy nie wiemy co się może wydarzyć.

- To jednak Ukraina gra o życie…

- Dlatego nie możemy się obawiać niczego, tylko wyjść, grać za kraj, za miliony ludzi przed telewizorami, oddać całe serce. Jestem pewien, że pójdziemy na całość. Koniecznie musimy to wygrać i zdobyć bramkę. Nie ważne w jaki sposób; czy z metra, czy z szesnastu, czy po ładnej akcji, czy po stałych fragmentach. W nasze sytuacji liczy się tylko wygrana, nikt nie będzie patrzył na styl. Jak wygramy w Warszawie, trzy punkty ucieszą każdego. Co z tego, że zagramy jak Barcelona, skoro nic nam to nie da.

- Z przedmeczowych wypowiedzi jasno wynika, że najbardziej obawiacie się polskiego trio z Borussii Dortmund. To jedyne zagrożenie po polskiej stronie?

- Czytałem te wypowiedzi, nie jest to z pewnością okazywanie strachu. Niemniej trzeba uważać na prawą stronę Polaków. Jeżeli uda się zamknąć prawe skrzydło, to 60-70 procent polskiej kadry będzie wyłączone. Pomóc powinno doświadczenie Szachtara Donieck z Ligi Mistrzów. To klasa sama w sobie, główne bronie reprezentacji. Wszyscy wiemy, gdzie grają ci piłkarze, jaką jakość prezentują. Chłopacy z kadry patrzyli na video, analizowali, jak wyłączyć z gry tę trójkę. Zresztą nie tylko ich, ale też całą reprezentację. Oczywiście wszystko zweryfikuje boisko. Może tego dnia, to akurat nie oni się spiszą, ktoś zagra mecz życie na lewym skrzydle, bądź w środku i zadecyduje o wyniku?

- Przed meczem o „być, albo nie być” nie omijają was problemy. Po raz pierwszy w oficjalnym spotkaniu, Ukrainę poprowadzi nowy selekcjoner Anatolij Fomenko. Gdy go zatrudniono, nie obyło się bez narzekań. Słusznie?

- Wie pan, zawsze będzie komuś coś przeszkadzało. Jednak jeśli ktoś ocenia człowieka, zanim zrobi pierwszy krok, to przepraszam, ale według mnie jest niedorzeczny. Dopiero po eliminacjach będzie można wystawić prawdziwą ocenę pracy trenera. Póki co, zagraliśmy z nim na ławce zaledwie jeden mecz, w dodatku towarzyski. Zagraliśmy świetnie, więc jak można teraz narzekać? To jakieś nieporozumienie. Wszystko co było przedtem jest nieważne. Liczy się tu i teraz.

- Fomenko to niewątpliwie duże zaskoczenie, gdy weźmiemy pod uwagę, że rozpatrywano kandydatury Harry’ego Redknappa czy Svena-Gorana Erikssona…

- Muszę się zgodzić. To było pewne zaskoczenie. Kandydatura Fomenki została bowiem opisana w mediach, dopiero pod sam koniec. Wcześniej cały czas negocjowano z Redknappem, był nawet w Kijowie, ale koniec końców nie wyszło. Co do reszty. Sam pan wie jak to w mediach bywa. Coś rozpuszczą agenci, coś usłyszą dziennikarze. Tak naprawdę nie wiemy czego się spodziewać.

- A jak pan postrzega nowego selekcjonera?

- Nigdy z nim nie pracowałem, ale z tego co wiem, to bazuje na dyscyplinie. Na pewno poukłada kadrę pod względem mentalnym, będzie potrafił zmotywować chłopaków tak, by gryźli trawę, gdy będzie trzeba. Kto wie, czy to nie będzie naszym największym atutem. W Ukrainie mają nadzieję, że będzie potrafił zjednoczyć drużynę, by udało się spełnić zwycięski cel w dwóch zbliżających się meczach.

- Po tym jak z kadrą pożegnali się Andrij Woronin i Andriej Szewczenko, Ukraina tak naprawdę nie ma prawdziwego lidera, doświadczonego przywódcy, który poprowadziłby młodszych do zwycięstwa w tak ciężkich meczach jak ten. Czy jesteście przez to słabsi pod jakimś względem?

- Ja tak absolutnie nie sądzę. Oczywiście opuścili nas doświadczeni piłkarze, z ponad dekadą w reprezentacji i ponad setką spotkań na kadrze, ale – jak wiadomo – zawsze ktoś musi przyjść na ich miejsce. Przychodzi więc młodzież, bardzo zdolna młodzież, która w swoim wieku pokazuje fantastyczną grę. Przy nazwiskach tych chłopaków już figurują wielkie kluby. Mówiło się przecież, że Aitor Karanka (asystent Jose Mourinho w Realu Madryt –  przyp. red.) oglądał Andrija Jarmolenko w meczu z Norwegią. Oni wszyscy mają w okolicach 23 lat, przed nimi cała kariera. Jeden mecz jednak nie wystarczy, by stać się liderem. O to trzeba się postarać. Wszystko zweryfikuje się na boisku.

- Na lidera kreuje się Jewhen Konoplanka. W piątek nie może jednak zagrać przez kontuzję. To poważne osłabienie. Jak ono wpłynie na zespół?

- Na pewno nas nie podłamie. To dobry piłkarz, potrafi sam sobie stworzyć okazje i je wykończyć, dograć do partnera. Rozwija się, ma swoje atuty. Niedługo – jeżeli będzie chciał – to przejdzie do jednego z najmocniejszych klubów w Europie. Jednak jego nieobecność na pewno nie podłamie zespołu. Stawka meczu jest za wysoka, żeby się podłamywać czymkolwiek. Myślę, że nic nie jest w stanie wyprowadzić Ukrainy z równowagi i zachwiać dobrego nastawienia.

- Kto w takim razie zastąpi Konoplankę?

- Ja bym zagrał skrzydłami Oleh Husiew – Andrij Jarmolenko. Oleh to gracz strasznie uniwersalny. Jak sięgam pamięcią, zaczynał jako napastnik, grał też na prawej i lewej obronie, obu flankach pomocy, także za napastnikiem. Zabrakło tylko bramkarza i środka obrony. Jest w dobrej formie, jego miejsce na pewno nie podlega żadnej dyskusji.

- Ale nie tylko na skrzydłach są problemy. Siłę rażenia zdecydowanie zatracił atak…

- Kiedy odchodzi ktoś taki jak Andrij Szewczenko, zawsze pojawia się problem. Tacy piłkarze nie rodzą się co rok, ani co miesiąc. Każdy, kto się za niego pojawi, od razu będzie opisywany przez jego pryzmat. Niemniej dysponuje młodymi zawodnikami, którzy mogą zrobić wielką karierę i zastąpić Szewczenkę. W chwili obecnej na szpicy widzę Romana Zozulję. Jest w o wiele lepszej dyspozycji niż Dević.

- Z Norwegią Ukraina zagrała z jednym napastnikiem. Ustawienie 4-5-1 jest dobre na Polskę?

- Wie pan, to był tylko mecz towarzyski. Nie wiadomo na co trenera skłoni się w oficjalnym spotkaniu. Ciężko cokolwiek powiedzieć na ten temat. Dla niego to będzie debiut, na pewno ma swoją koncepcję. Nie mamy powodu, żeby mu nie ufać. Ma 65 lat, własne wypracowane spojrzenie na piłkę. Sądzę, że nikogo nie będzie kopiował.

- W jak sposób Ukraina musi zagrać, by pokonać Polskę?

- Mamy szybkich piłkarzy na skrzydłach, z przodu kilku może uciec obrońcom. Nie brakuje również zawodników, potrafiących wrzucić prostopadłą piłkę za plecy. Sądzę, że kontry byłyby dobre, mamy ku temu warunki. Jak będzie? Przekonamy się. Pewne jest, że dla nas nie liczy się styl, tylko wynik. Mam nadzieję, że będziemy świadkami emocjonującego widowiska. W Polsce naprawdę czuć atmosferę zbliżającego się meczu.

Rozmawiał DANIEL KAWCZYŃSKI

Pin It