O nienawiści, która przesłania resztki racjonalnego myślenia – (anty)kibicowanie polskim klubom w pucharach

„No i kozacko, legła już przegrywa!”, „Mam nadzieję, że Śląsk jak zwykle się skompromituje”,  „Oby leszek dostał od tych lamusów! Tylko Legia” – to tylko niektóre z ubiegłotygodniowych komentarzy, znajdujących się pod relacjami ze spotkań polskich drużyn w pucharach europejskich. I niestety, mimo tego, że sam jestem zagorzałym kibicem, to po prostu zrozumieć takich odzywek nie potrafię, a właściwie nie chcę… Czy naprawdę kibicowi Lecha będzie lżej na sercu, jak Legia odpadnie z Ligi Mistrzów już w eliminacjach? Czy fan stołecznej drużyny będzie szczęśliwszy, gdy poznaniacy skompromitują się w Lidze Europy? Jeśli tak, to wyjścia są dwa. Albo u obu występują braki w logicznym myśleniu, albo ich nienawiść do przeciwnika jest silniejsza niż miłość do własnego klubu…

Zajmijmy się tylko tym pierwszym wyjściem, bo drugie – ze sportem i rywalizacją ma niewiele wspólnego.

Być może taki złorzeczący kibic nie wie, że sukces, ba, w tej chwili każdy punkcik, polskiej drużyny na arenie międzynarodowej jest na wagę złota dla całej  naszej piłki, również dla jego ukochanej drużyny. Niestety, nie jesteśmy Anglią, Włochami czy Niemcami, żeby móc sobie pozwolić na wybrzydzanie. Wszyscy, jednym głosem, na całego, powinniśmy dopingować wszystkie nasze drużyny grające w pucharach europejskich. Przypomnijmy, że nie tak dawno opublikowano ranking FIFA, w którym Polska zajęła historyczne, bo w naszej historii… najniższe, 75. miejsce.

Wyobraźmy sobie teraz sytuację, że Legia rzeczywiście do Ligi Mistrzów się w tym roku dostaje. Co się dzieje w takiej sytuacji? Pomińmy już fakt, którego mam nadzieję, że nikomu tłumaczyć nie trzeba – warszawianie, jak każda inna drużyna dobrze grająca w pucharach, zbierają niezbędne, a w sytuacji w jakiej się znajdujemy, można by rzec, że na wagę złota, punkty do rankingu UEFA dla polskich drużyn. Ale dzieje się coś jeszcze. Pojawia się ogromna, w typ wypadku naturalna, zazdrość w Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie. Zazdrość, która już po krótkim czasie, szczególnie w Poznaniu czy Wrocławiu, (bo Liga Mistrzów, czy nawet puchary europejskie w Krakowie to w tej chwili, niestety, kompletne science fiction), przeradza się w ambicję. Taki prezes Lecha, czy Śląska, myśli sobie – nie jesteśmy gorsi, pokażemy im! W tym samym czasie, Legia zbiera doświadczenie i pracuje na markę, a jadący na spotkanie do Warszawy chłopaki z takiego Ruchu czy Podbeskidzia myślą sobie: – Cholera, jeszcze kilka dni temu oni grali z Manchesterem czy Realem, a dzisiaj możemy pokazać, że i w Bielsku Białej takich gości golimy.

Niech każdy kibic, a szczególnie ci źle życzący polskim drużynom w pucharach, odpowie sobie na następujące pytania. Czy w momencie, kiedy Wisła Kasperczaka goniła Schalke czy Parmę, a poznański Lech jak równy z równym grał z Juventusem i Manchesterm City, nie czułem zazdrości? Czy jak Legia w fantastyczny sposób odwracała losy spotkania w Moskwie, nie chciałem, żeby to była właśnie moja ukochana drużyna?

Odpowiedź, chyba dla każdego, rzeczywiście przedkładającego miłość do swojego klubu nad nienawiść do przeciwnika, będzie oczywista. I zapewniam was, że im szybciej takie momenty, w których, nawet znienawidzony przez was, klub wygrywa choćby z europejkism średniakiem, tym większa szansa, że i wasz kiedyś takich chwil doczeka.

Dlatego drodzy kibice, w środę wszyscy za Legią. W czwartek za Lechem, Śląskiem i Piastem!

W innym przypadku, na zawsze zostaniemy tam gdzie jesteśmy. Na 75. miejscu rankingu FIFA…

JAKUB FILA

fot. Kwejk.pl

Pin It

  • Gheorghinho

    Emmmm
    Wszystko fajnie, pochwalam ducha artykułu. Jedno ale. Ranking na który powołuje się autor dotyczy reprezentacji Polski, a nie drużyn klubowych… Te są nieco wyżej. :)

  • Kamil Rogólski

    Dodałbym jeszcze to, że zmieniłoby się myślenie zagranicznych piłkarzy o naszej lidze. Tak jak wszyscy kojarzyli Lecha z meczów w Pucharze UEFA, a potem w Lidze Europy, tak teraz kojarzono by Legię z Ligi Mistrzów.

    Łatwo można to wyjaśnić na innych przykładach. BATE Borysów sprawiło, że na ligę białoruską nie patrzy się już jak na kelnerów, choć w dalszym ciągu bida tam aż piszczy.

    Pozdrawiam

  • Michał Szczęch

    Wszystko fajnie, ale nie ma słowa o najważniejszym – pieniądzach. W Poznaniu i Wrocławiu zdają sobie sprawę, że w przypadku awansu Legii do LM, Ci odskoczą o lata świetlne od reszty. Policzmy: minimum 30 mln zł od UEFA, trzy mecze u siebie z kompletem, czyli lekko licząc 10 mln z dni meczowych, to jest więcej niż roczny budżet Śląska. Wiadomo, że bez tego piłka nasza nie ruszy do przodu i taki impuls jest potrzebny bo może ruszyć inne kluby. Tylko skąd te kluby mają wziąć pieniądze na postawienie się Legii, która wszystkich nadpłaci, przepłaci, przebije jak mawiał klasyk. Więc nie dziwmy się, że kibice Legii i Śląska nie czekają w tym sezonie z utęsknieniem na LM w Polsce.

  • jacku0

    W rankingu krajowym UEFA nasze kluby wywalczyły 21 miejsce w Europie. Autor artykółu w ogóle nie wie o czym pisze. Najważniejsze tu jest to, że nasze kluby graąc jak najdłużej dobywają punkty, które dają większa liczbę klubów startujących w pucharach (15miejsce to 2 w LM i 3 w LE) oraz rozpoczynanie ich w późiejszych rundach. Ponadto punkty te wraz z punktami wywalczonymi przez sam klub decydują o rozstawieniach, czyli teoretycznie łatwiejszym przeciwniku