Siedem lat. Tyle czasu zajął Górnikowi Łęczna powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Kiedy Górnicy tułali się po niższych ligach, Jerzy Buzek jako pierwszy obywatel Europy środkowo-wschodniej został przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, w Egipcie odbył się „Marsz Miliona”, a Michael Jackson przeniósł się do lepszego świata, chociaż ciągle nagrywa nowe płyty. Wielbiciele teorii spiskowych twierdzą, że mieszka on w bunkrze razem z Elvisem Presleyem. Prędzej postawilibyśmy na comeback mieszkańców podziemia, aniżeli awans Górnika do Ekstraklasy…
W lutym 2007 roku Wydział Dyscypliny PZPN wszczął postępowanie dyscyplinarne wobec Górnika Łęczna, by później zawiesić klub na miesiąc. Następnie, za ustawianie 20 meczów od sezonu 2007/08, został zdegradowany o dwie klasy rozgrywkowe. Ponadto drużynie wlepiono karę pieniężną w wysokości 70 tysięcy złotych oraz karę punktową. Kolejny sezon Górnicy rozpoczęli nie tylko od sześciu ujemnych oczek, ale i uśmierconych nadziei na lepsze jutro. Później przyszły spory o nazwę klubu.
W Łęcznej tylko Górnik, w Bogdance węgiel
18 lutego 2011 roku. Człon „Górnik” zastąpił inny: „Bogdanka”. Miejsce akcji ciągle to samo, jednak zdecydowanie bardziej skonfliktowane. Dyrektorzy Bogdanki jasno deklarowali, że piłka w Łęcznej bez ich kopalni powstałej w latach siedemdziesiątych nie przeżyje nawet kilku dni. Zginie śmiercią tragiczną, a jej skutki będą odczuwalne wśród mieszkańców, którzy z czasem ślepo podążą za pieniędzmi sponsora, aniżeli barwną historią zielono-czarnych. Przynajmniej takie były nadzieje włodarzy Bogdanki. Sądzili, że Łęczną mają w garści. Nie spodziewali się buntu, tym bardziej ze wszystkich stron Polski. Jedni mniej, drudzy okazalej, ale niemalże wszyscy solidaryzowali się z miastem liczącym 20 tysięcy mieszkańców. W Łęcznej zabrakło miejsca dla Bogdanki. Tam istniał tylko Górnik.
Historię można stworzyć od nowa
Petycję o zmiany nazwy klubu na pierwotną podpisało ponad 20 tysięcy osób, ale nawet to nie zrobiło na dyrektorach Bogdanki większego wrażenia. Przynajmniej w świecie medialnym. Gdy kresu dobiegały kolejne wywiady, których tematem przewodnim było porozumienie z
kibicami, włodarze kopalni wiedzieli, co się święci. Opór był zbyt silny, aby same pieniądze – chociaż one też, nawet jak na polskie warunki, nie były, delikatnie mówiąc, gigantyczne – mogły wygrać tę sprawę. Ponad trzy dekady razem Bogdanka i Górnik perfekcyjnie się uzupełniały, póki ci pierwsi nie postanowili stać się krajowym potentatem, tym razem w dziedzinie futbolu. (
TUTAJ CZYTAJ
o prezesach na miarę naszych możliwości)
Zniszczyli tradycję na tyle mocno, że kibice zielono-czarnych stworzyli własny klub pod nazwą „Górnik 1979 Łęczna”, który, nie bójmy się tego powiedzieć, lał każdego jak leci w B-klasie i A-klasie, by – tym razem w ćwierćfinale rundy okręgowej Pucharu Polski – spotkać się z… rezerwami Bogdanki Łęczna.
Górnik 1979 Łęczna przegrał 0:3, jednak to właśnie oni zostali moralnymi zwycięzcami, kiedy coraz więcej osób zaczęło się z nimi identyfikować, a tym samym śmielej krytykować postępowanie Bogdanki.
Nowe rozdanie, te same karty
Latem 2013 roku nastąpił powrót nie tylko do szyldu „Górnik”, ale i do kibiców. Przez dwa lata kopalnia zrozumiała swoje błędy lub, co jest znacznie prawdopodobniejszą wersją, zwyczajnie odpuściła. Wszak marketingowo tylko tracili na podzieleniu miasta na zwolenników i przeciwników Bogdanki Łęczna. Tych ostatnich było trochę więcej. Bogdanka przestała być niewykończonym artystycznie tworem i powróciła do symboliki łączącej mieszańców 20-tysięcznego miasteczka. (Wakat w Celticu, czyli szkocki gorący kartofel – CZYTAJ TUTAJ )
Wraz z rozpoczęciem sezonu 2013/14 w Górniku nastąpiło nowe rozdanie. Wcześniejszy rok przyniósł w głębi oczekiwane niekorzyści, których skutkiem okazało się pożegnanie z dotychczasowym trenerem Piotrem Rzepką. Zastąpił go Jurij Szatałow, który sprowadził do siebie „sprawdzonych inaczej” ligowców. U wielu z nich widniała w CV nazwa klubu Ekstraklasy. Nowe rozdanie rozegrano tymi samymi kartami, które w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce nie potrafiły zwyciężać. Drużyna piłkarzy niechcianych. Niemalże każdy z nich dotknięty altruizmem ze strony byłych pracodawców, aczkolwiek ciągle głodny gry i sukcesów.
Po dwóch kolejkach Górnicy zajmowali ostatnie miejsce w tabeli, co zaowocowało nie tyle krytyką, co brakiem wiary w odniesienie sukcesu. Zawiało obojętnością. Nie awanturami, nie roszadami kadrowymi, a zupełnym brakiem uczuć – czy to pozytywnych, czy negatywnych. Z czasem Szatałow umiejętnie skleił rozbitą porcelanę i sprzedał ją w okazałej cenie. Dokonał niemożliwego. 15 meczów bez porażki? Z Patrikiem Mrazem i Grzegorzem Boninem w składzie? To robiło wrażenie.
Futbol w Łęcznej tylko dla opornych
Wielbiciel napojów wysokoprocentowych Patrik Mraz, potrafiący nawet przyjść w stanie nietrzeźwym na trening swojej drużyny. Julien Tadrowski, 21-latek, który jeszcze grając we Francji narzucany był selekcjonerowi reprezentacji Polski. W końcu można by z niego skorzystać – skoro występuje za granicą, to dobry! Paweł Sasin – człowiek legenda. Skorumpowany Łukasz Mierzejewski, który, miejmy nadzieję, wyleczył się ze sprzedawania meczów i nie prowadzi już nielegalnych transakcji. Grzegorz Bonin, kolejna charakterystyczna postać, o której wiemy już niemal wszystko. Podobnie jest z Miroslavem Bożokiem czy Sebastianem Szałachowskim. Nieśmiało z tego grona wybija się Łukasz Zwoliński wypożyczony z Pogoni Szczecin, choć w dłuższej perspektywie jest on raczej materiałem na solidnego ligowca. (Moda na piłkarza według Tomasza Pasiecznego – CZYTAJ TUTAJ )
Ekstraklasa wita nowych-starych znajomych. Kilku dopiero w niej zadebiutuje, jednak wielu jest już po przejściach. Nie mamy wątpliwości, że powrót w ich wydaniu będzie znaczniej emocjonujący, aniżeli ostatnie walki braci Kliczko. Ich mecze nie będą widowiskowe. Eksperci nie będą zachwycać się zmysłem taktycznym oraz fantazją w ofensywie. W Łęcznej króluje futbol bez reguł. Tam każdy wynik może wzbudzić sensację bądź wykreować całkiem zróżnicowany wizerunek Górnika.
Piotr Bałtroczyk zwykł mawiać, że dobry konferansjer jest jak biustonosz – niby niepotrzebny, ale umiejętnie podtrzymuje całość. Może i niesmaczne porównanie, ale podobnie jest z Górnikiem – Ekstraklasie brakowało tak zjawiskowych kibiców oraz atmosfery wypełniającej prowincjonalne miasteczko zwane Łęczną. Racja, frekwencja na i tak małym stadionie nie jest zadowalająca, jednak ci prawdziwi fanatycy znajdą się zawsze. Minusik jest tylko jeden, za to dość pokaźny – jak zareagujemy na Boninów i innych Bożoków? Czy oni są po raz kolejny potrzebni Ekstraklasie?
ŁUKASZ KLINKOSZ
Fot. Łukasz Laskowski\Pressfocus