Niewykorzystana szansa Piasta, choć do szczęścia zabrakło niewiele

37157

Niestety, pierwszy z naszych eksportowych klubów zakończył właśnie swą przygodę w europejskich pucharach. Z jednej strony nikt po debiutancie z Gliwic fajerwerków nie oczekiwał, ale z drugiej pozostaje spory niedosyt, bo Karabach był w zasięgu Piasta. Zadecydowały niuanse i błędy indywidualne.

***

Pierwsza połowa mogła się podobać, na boisku działo się dużo i to zarówno pod jedną, jak i drugą bramką. Zdecydowanie lepszy początek meczu zaliczyli piłkarze Karabachu, którzy po indywidualnej akcji Reynaldo i trafieniu George’a prowadzili już po ośmiu minutach. Na szczęście z czasem Piast radził sobie coraz lepiej. W 29 minucie skutecznie przeprowadził rzut rożny, po którym gola strzelił Matras (akcja niemal identyczna jak z meczu z Cracovią), a chwilę później mógł cieszyć się już z prowadzenia. Po bardzo ładnej akcji i wrzutce Tomasza Podgórskiego, fantastycznym! golem z przewrotki popisał się Marcin Robak. Naprawdę stadiony świata.

Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ już zmianie, choć powinien, bo w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry, doskonałą akcję lewą stroną przeprowadzili goście, ale skierowanej wzdłuż linii bramkowej piłki, nie zdołał wepchnąć do siatki żaden z napastników Karabachu. Pierwszą część gry dobrze podsumowali komentatorzy Orange Sport – wynik lepszy od gry. Równie dobrze gliwiczanie mogli zostać skarceni za swą nonszalancję w obronie dostając bramkę na 2:0 (sytuacja sam na sam po akcji Reynaldo) i żegnać się z pucharami już po 45 minutach. W pierwszej części gry blado wypadła zwłaszcza cała prawa strona gliwiczan, zarówno z tyłu, jak i w ofensywie. Zbozień często dawał się ogrywać Reynaldo, a Izvolt był całkowicie bezużyteczny na skrzydle.

Druga połowa wyglądała już całkowicie inaczej. Podopieczni Marcina Brosza wyciągnęli  te przysłowiowe już, wyświechtane przez wszystkich wnioski z pierwszej połowy i na dobrą sprawę przez 45 minut nie dopuścili do ani jednej groźnej akcji Karabachu. Niestety, niewiele stwarzali też akcji ofensywnych. Poza uderzeniem Mateusza Matrasa (poza zagrożeniem przy stałych fragmentach, bardzo skuteczny w defensywie) w poprzeczkę nic ciekawego pod bramką Varvodica uświadczyć nie mogliśmy. Źle wyglądał Król, Izvolt znów nic nie dawał z przodu, a zmieniony później przez Docekala Hanzel był zupełnie bezbarwny. W 68 minucie boisko opuścił Ruben Jurado, który mimo tego, że był niewidoczny, parę razy pokazał, że dysponuje niezłą techniką użytkową i potrafi skutecznie przetrzymać piłkę. Moim zdaniem decyzja o zmianie Hiszpana była nieco przedwczesna.

Pierwsza połowa dogrywki nie przyniosła nam żadnych emocji, za to na początku drugiej wprowadzony Kapolongo wykorzystał najpierw złe ustawienie Zbozienia, a później Szumskiego i posłał piłkę do siatki. Fatalnie zachował się zwłaszcza młody golkiper Piasta, którego obowiązkiem jest pilnowanie w takich sytuacjach krótkiego rogu bramki. Do końca meczu niewiele się zmieniło. Piast chaotycznie szukał okazji bramkowej, ale niewiele z tego wynikało. W efekcie, kopciuszek z Gliwic żegna się z Europą już w lipcu. Szkoda, bo Karabach – poza początkiem, przez większość meczu był zespołem słabszym, a o jego awansie zdecydowały indywidualne błędy ekslegionistów. Cóż, w każdej sytuacji należy szukać pozytywów. Czekamy na pomeczowe komentarze dziennikarzy dotyczące silnego rywala i nieśmiertelne „przynajmniej teraz piłkarze Piasta mogą skupić się tylko na lidze”. Niech zatem się skupią i wrócą do Europy za rok, jako zespół silniejszy. I przede wszystkim dojrzalszy.

wd

Pin It