Legia Warszawa pokonała na własnym boisku Ruch Chorzów 2:1 i zagra w wielkim finale Pucharu Polski. Niczego szczególnego warszawianie nie pokazali i niech się nie dziwią, że spadnie na nich mała falka krytyki. Tak nie gra drużyna aspirująca do zdobycia mistrzostwa Polski!
***
Legia Warszawa – Ruch Chorzów 2:1
Wladimer Dwaliszwili 52′, 60′ (k) – Starzyński 55′ (k)
Jeśli ktoś myślał, że półfinałowe starcie pomiędzy Legią a Ruchem będzie wielkim widowiskiem, mylił się okrutnie. Legia dostosowała się do mizerii Ruchu i obie ekipy zagrały nudno, sztampowo i – co gorsza – niemrawo. W tej ogólnej obojętności ciut lepiej zaprezentowały się indywidualności Legii (a konkretnie Dwaliszwili) i przechyliły szalę triumfu na korzyść warszawian. Jak bardzo nikt nie chciał skrzywdzić rywali, widzieliśmy podczas strzału z karnego Miro Radovicia. Uderzył piłkę najgorzej, jak tylko potrafił, dzięki czemu golkiper ”Niebieskich” pozostawał niepokonany. Gruziński snajper Jana Urbana miał dwa przebłyski (jeden z karnego…), które zamienił na gole. Tylko tyle i aż tyle.
Sędzia Tomasz Musiał trochę stracił kontrolę nad całym spotkaniem i pozwolił zawodnikom na parę teatralnych padów. Dzięki temu oglądaliśmy aż trzy rzuty karne i kilka bezsensownych decyzji tego arbitra, który przecież na co dzień zbiera bardzo pochlebne recenzje. Dziś się trochę pogubił.
Legia zawodzi na całej linii. Wciąż wygrywa, strzela gole, ale brakuje temu zespołowi jakości, wartości dodanej, która pozwalałaby zamykać jakiekolwiek marzenia rywalom. Legia – wręcz odwrotnie – daje przeciwnikom nadzieję na uciułanie dobrego wyniku przez swoje koszmarne błędy w defensywnie, ale też nieporadność w ataku. Na takiego „mistrza” trudno patrzeć z otwartą buzią. Zdecydowanie lepsze wrażenie robi ostatnio Lech Poznań i jeśli teraz choć raz powinie się noga warszawianom, to „Kolejorz” może poczuć krew i majster odjedzie do Poznania. Nie chcemy być złymi prorokami dla Legii, ale coś nam się wydaje, że z taką grą jak ostatnio, będzie „Wojskowym” niezwykle ciężko walczyć z Lechem jak równy z równym. Wciąż pozostaje jednak przewaga punktowa, ale za chwilę bezpośrednie starcie i… tak naprawdę jeszcze wszystko może się zdarzyć.
Chcielibyśmy parę słów napisać o ambitnym dzisiaj Ruchu, ale dla nich ten sezon już się skończył. Wciąż jednak trwa dla prezesa Dariusza Smagorowicza, który coraz bardziej próbuje upodabniać się do swojego kuma Ireneusza Króla i tak jak on nie dotrzymuje wcześniej złożonych obietnic. Kilku graczy już złożyło oficjalny protest sądowy, ale z takim zamiarem nosi się kolejna grupa piłkarzy Ruchu. Ciężkie czasy przed chorzowianami…