Śmiało można napisać, że Jose Mourinho jest ciągle żywy. I nie chodzi o to, że Chelsea rozgrywała ostatnio najważniejsze mecze sezonu w europejskiej piłce. Portugalczyk swoimi wypowiedziami, zachowaniami oraz decyzjami nadal wzbudza energiczne dyskusje i krańcowe reakcje. W myśl wyświechtanej już zasady kochaj albo nienawidź. Menedżera „The Blues” można nie lubić, ale kwestionowanie i nie docenianie jego osiągnięć jest trochę tendencyjne.
Rozstrzygający i wyeksploatowany zarzut to osławione już „parkowanie autobusu”, czyli pisząc inaczej zabijanie futbolu przez taktykę ultradefensywną. „Antyfutbol” w wydaniu Mourinho niszczy rzekomo oszałamiające widowiska i zdusza w zarodku przyjemność z oglądania piłki nożnej. Niektórym nie wystarczy już sympatyzowanie z drużynami prezentującymi przeciwnie ofensywną i piękną grę. Trzeba jeszcze kwestionować dokonania menedżera stawiającego bardziej na wyrachowanie i zachowawczość.
Catenaccio, czyli system taktyczny skupiający się na chronieniu własnej bramki bardziej niż zdobywaniu goli, nie było chyba aż do tego stopnia utożsamiane kiedyś z „antyfutbolem”. Znajdowały się nawet głosy, że jest to wybór gry bardziej wymagającej, przemyślanej i inteligentnej. Innymi słowy, catenaccio nie było postrzegane w sensie pejoratywnym. Futbol od dawna dzielił się przecież na zespoły nastawione ofensywnie, bardziej defensywnie i potrafiące znaleźć złoty środek.
Styl gry zespołów Mourinho bardziej pewnie podoba się kibicom, którzy oglądają dużo meczów, potrafią analizować grę i zachowania piłkarzy, wyciągać wnioski, smakować wielu stylów i rozumieć rozwiązania taktyczne. Z drugiej strony, przysłowiowy niedzielny kibic zawsze będzie bardziej zachwycony łatwiejszym w odbiorze futbolem efektownym i widowiskowym.
Tak często krytykowane „parkowanie autobusu” nie wydaje się jakimś uproszczeniem czy pójściem na skróty. Możliwe, że jest to nawet system bardziej wymagający od permanentnego atakowania. Do skutecznej gry defensywnej trzeba przecież mieć w składzie odpowiednich piłkarzy o dużym zaawansowaniu psychofizycznym. Nie wystarczy tylko ich znakomite przygotowanie motoryczne. Dochodzi jeszcze maksymalna koncentracja od pierwszej do ostatniej minuty, odporność, zdyscyplinowanie, determinacja oraz agresywność.
Wyprowadzanie błyskawicznych i skutecznych kontrataków, przy mistrzowskiej grze defensywnej, to także umiejętność dopracowana do perfekcji tylko przez drużyny prowadzone przez nielicznych menedżerów. Gra skupiona na obronie jest może i mniej przyjemna w oglądaniu, choć nie dla koneserów, ale trudniejsza i bardziej skomplikowana w odbiorze. Recepcja jej w sensie pogardliwym jest subiektywna, bez zachowania jakiegokolwiek dystansu w ocenie.
Największym uproszczeniem wydaje się już pojmowanie świata piłki nożnej w kategoriach dobra (Messi i spółka) oraz zła (defensywny Mourinho). Przypomina to tradycyjny, czarno – biały podział świata, chwytliwy, infantylny i odwołujący się do niższych emocji. Naprawdę trudno stwierdzić, żeby zróżnicowanie stylów gry i ich urozmaicenie źle wpływało na odbiór futbol przez szeroko rozumianą publikę. Przecież starcia zespołów Mourinho z Barceloną nieustannie cieszyły się ogromną popularnością i na zawsze zapiszą się w historii futbolu.
Nie jestem także zwolennikiem tłumaczenia wyników i piłkarskich osiągnięć przez przypadek czy zbieg okoliczność. Chociaż w Lidze Mistrzów akurat, przy szalenie wyrównanym poziomie w fazie pucharowej, gigantyczną rolę odgrywają szczegóły, dyspozycja dnia poszczególnych piłkarzy, rychłe decyzje podejmowane na boisku i minimalne błędy czy nieszczęsne decyzje sędziowskie.
Osiągnięcia Jose Mourinho w Champions League to nie jest dzieło przypadku porównywalne do symbolicznego poślizgnięcia się na skórce od banana. Nie ma wątpliwości, że obrane przez „The Special One„ metody pracy: psychologia, podejście do mediów i system taktyczny przynoszą sukcesy. Trofea, które zdobywał, sympatia piłkarzy z którymi pracował i rozgłos, który uzyskał dobitnie świadczą o tym, że zdecydowanie bliżej mu do geniusza niż zabójcy futbolu.