Na mapie piłkarskiej istnieli zaledwie 14 lat. Sprowadzali najsłynniejszych piłkarzy, jednak dla amerykanów większość z nich i tak pozostawała anonimami. Jako cel założyli sobie rozsławienie futbolu w Ameryce Północnej. Poznajcie New York Cosmos. Zespół, który ponownie zamierza wskoczyć na sam szczyt i pisać swoją historię w MLS.
Na początek nie zaszkodzi nam przydatna lekcja historii. New York Cosmos został założony w 1971 roku przez Ahmeta Erteguna oraz Nesuhi Erteguna, dwóch Amerykanów tureckiego pochodzenia. Finansowo wspierał ich właściciel Warner Brothers, Steve Ross. Był on współczesnym Romanem Abramowiczem, lub, jak kto woli, Józefem Wojciechowskim. Z tą różnicą, że nieszczególnie wtrącał się w sprawy stricte piłkarskie. To właśnie dzięki niemu klub ten stał się najbogatszy na świecie.
Dosyć szybko narodził się pierwszy spór, a dotyczył on… nazwy drużyny. Dopiero konkurs rozstrzygnął finalną nazwę zespołu. The New York Cosmos. „Cosmopolitanie” jeszcze w tym samym roku rozpoczęli rywalizację w NASL. Pierwszym zawodnikiem, który został zakontraktowany był Gordon Bradley. Anglik wcześniej bronił barw New York Generals. Co ciekawe, przez 4 lat pełnił on jednocześnie funkcję pierwszego trenera drużyny. (Czy David Moyes to zły trener? TUTAJ Przeczytaj wywiad z Rafałem Nahornym dotyczący szkoleniowca Manchesteru United!)
Pierwszy sezon miał był wyłącznie przetarciem szlaków przed kolejnymi latami, tymczasem The New York Cosmos zajął drugie miejsce w sezonie zasadniczym dywizji północnej. Po przeprowadzce na Hofstra Stadium w 1972 roku (wcześniej swoje mecze rozgrywali na Yankee Stadium) zdobyli mistrzostwo kraju. W finale pokonali 2:1 St. Louis Stars. Wówczas najbardziej wartościowym zawodnikiem był Randy Horton, który zdobywał kolejno nagrodę „Rookie of the Year” oraz „Most Valuable Player”. Napastnik bermudzkiego pochodzenia początkowo swoją karierę sportową rozpoczął od gry w krykieta, lecz po ukończeniu studiów postanowił spełniać się w roli piłkarza.
Kryzys miał dopiero nadejść. Kolejna zmiana stadionu, tym razem z siedzibą w Downing okazała się bolesna w skutkach dla ekipy z Nowego Jorku. W pierwszym roku po przenosinach, drużyna zajęła ostatnie miejsce w sezonie zasadniczym dywizji północnej, nie kwalifikując się do fazy play-off. Tym samym postanowiono sprzedać Randy’ego Hortona, swojego najlepszego zawodnika do Washington Diplomats. Z pozoru mogłoby się wydawać, że strata Bermudczyka unicestwi siły włożone w budowę nowej drużyny. Nic bardziej mylnego. Steve Ross widząc gasnące promienie nadziei na twarzach kibiców i zawodników, postanowił zrewolucjonizować piłkarski świat. Tam nie było co trenować, tam trzeba było dzwonić.
New York Cosmos potrzebował lidera. I na boisku, i w szatni. Ross wiedział, że nikt nie zespoi w całość obydwu funkcji lepiej, aniżeli Pele. 10 czerwca 1975 roku Brazylijczyk dołączył do Cosmosu. Transfer stulecia. Rocznie miał zarabiać 1 400 000 dolarów, co było wówczas wynagrodzeniem mocno przesadzonym, jednak godnym takiego sportowca, jakim był nowy nabytek drużyny z Ameryki Północnej. ( TUTAJ czytaj wywiad z „Jurasem”, który krytykuje zarobki piłkarzy!) Poza tym Pele rozgrywał swoje własne „mecze” również poza boiskiem. Klub wykorzystywał jego wizerunek w celach marketingowych perfekcyjnie. Mecze z jego udziałem cieszyły się również niebywałą popularnością, pierwsze spotkanie rozegrane przeciwko Dallas Tornado transmitowano do 22 krajów, a na miejsce akcji przybyło ponad 300 dziennikarzy z całego świata.
Piłka nożna wówczas stała się alternatywą dla baseballu, koszykówki oraz futbolu amerykańskiego. Kibicom dostarczono kolejne źródło rozrywki sportowej, a piłkarzom raj. Raj, w którym zarabiano krocie. Śladami Brazylijczyka poszli kolejni, m.in. George Best, Johan Cryuff czy Kazimierz Deyna. ( TUTAJ przypomnij sobie Deyna Cup!). New York Cosmos podróżował po całym świecie niczym współcześni Globetrottersi. Wszyscy chcieli ujrzeć ich w akcji. Biznes połączony z futbolem stworzył mieszankę wybuchową.
W pierwszym sezonie swojej gry w Ameryce nawet słynny Brazylijczyk nie potrafił wznieść na wyżyny swoich możliwości. Cosmos zajęło dopiero trzecie miejsce w sezonie zasadniczym, nie kwalifikując się przy tym do play-off. Właśnie wtedy, w 1976 roku nastąpiły pierwsze roszady na ławce trenerskiej. Ken Furphy został nowym szkoleniowcem „The Mos”, a Gordonowi Bradley’owi grzecznie podziękowano za czas spędzony przy tworzeniu potęgi z Nowego Jorku. ( TUTAJ czytaj o karuzeli kręcącej się wraz z polskimi trenerami) Niedługo później zespół wzmocnił kolejny napastnik – Giorgio Chinaglia, który zamierzał grać w Ameryce do końca swojej kariery, jednocześnie wpisując swoje nazwisko do kart historii futbolu.
Kolejne sezony nie zaskoczyły nas absolutnie niczym. Frekwencja na stadionie wzrastała, stąd też zdecydowano się po raz kolejny przenieść się na Yankee Stadium. Wyniki sportowe? Trudno było zauważyć większe zmiany. Zespół ciągle nie potrafił zdobyć tytułu, co było ich nadrzędnym celem od kilku lat. Ciągle niespełnionym od 1972 roku.
A, zapomnielibyśmy. W 1977 roku Cosmos New York przeniósł się do East Rutherford, gdzie powstał stadion Giants Stadium. Jednocześnie z nazwy klubu usunięto człon „New York”, przez co zawodnicy zaczęli grać jako drużyna Cosmosu. Pod taką rozgrywali swoje spotkania do 1978 roku.
1 październik 1977 roku – ta data również powinna trafić do waszego kajecika. Tego dnia Pele rozegrał swoje ostatnie spotkanie w zawodowej karierze. Jak się okazało, jego odejście wcale nie musiało oznaczać końca wielkiej sławy Cosmos. Do drużyny dołączyli Carlos Alberto Torres, Franz Beckenbauer, Giuseppe Wilson oraz Vladislav Bogićević. Wcześniej trenerem został Eddie Firmani. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zdobyte mistrzostwa kraju w 1977, ’78 oraz ’80 roku nie były przypadkiem, lecz efektem wpakowanych w rozsławienie klubu na całym globie niebotycznej ilości pieniędzy. Średnia frekwencja wynosiła ponad 40 tysięcy, a rekordowa, podczas konfrontacji z Tampa Bay, osiągnęła blisko 78 tysięcy.
„Czasami w szatni myślę, że jestem w Hollywood” – mawiał Franz Beckenbauer o atmosferze panującej w szatni Cosmosu, jak i zainteresowaniu ze strony publiczności rozgrywkami z ich udziałem.
Z czasem frekwencja zaczęła gwałtownie spadać, zainteresowanie mediów rozgrywkami piłkarskimi było bliskie zeru. Telewizje przestały transmitować spotkania, a skutkiem wszystkich działań zostało rozwiązanie ligi w 1984 roku. ( TUTAJ czytaj o Premier League, najlepszej lidze na świecie) Klub próbował ratować Giorgio Chinaglia, który kupił jedną ze spółek działających dla Cosmosu, jednak jego kapitał nie był tyle silny, aby utrzymać kontrakty podpisane przez Warner Communications. Postąpiono wówczas podobnie, jak z Randy’m Hortonem – sprzedano wszystkich czołowych zawodników drużyny. Niektórzy odeszli sami, mając w pamięci rok 1982, kiedy to zdobyli swój ostatni tytuł.
I choć próbowali funkcjonować jako niezależny klub, podejmując rywalizację w Majon Indoor Soccer League, po rozegraniu 33 spotkań wycofali się z rozgrywek. Powód zdawał się być oczywisty niczym wzór na wyliczenie delty. No, może nie dla wszystkich. Śpieszymy z wyjaśnieniem – chodziło o niską oglądalność spotkań. Piłkarze grają dla kibiców, bez nich są nikim. Brak publiczności doprowadza do gry czysto rekreacyjnej, bez emocji. Drużyna seniorów została zlikwidowana w 1985 roku, a w jej miejsce powstała organizacja szkoląca młodzież. Funkcjonowała pod nazwą Cosmos Soccer Camps i miała na celu uchronić przed zapomnieniem słynny zespół z Nowego Jorku.
Nawet gdy Cosmos New York nie grał, cieszył się ogromnym zainteresowanym. Świadczyć może o tym pełnometrażowy dokument o tym klubie i jego wpływie na rozwój piłki nożnej w Stanach Zjednoczonych. Nazwany on został: „Once in a Lifetime: The Extraordinary Story of the New York Cosmos”.
Po kilkunastu latach nastała era Major Soccer League. Najwyższej obecnie klasa rozgrywkowa w USA zaczęła się rozwijać nie tylko sportowo, ale i marketingowo. Nie oszukujmy się, piłkarze tacy jak Thierry Henry nie przyjeżdżają tutaj wyłącznie dla gry w piłkę, ale na spędzenie spokojnej emerytury. A że – przy okazji – kasa na koncie się zgadza, to już całkiem odosobniona kwestia. W okresie wolnym od gry Francuz chętnie odwiedza też ukochany Arsenal Londyn.
Ktoś wpadł na pomysł, aby odbudować potęgę New York Cosmos. Reaktywacja nastąpiła zaskakująco szybko i sprawnie, bowiem 1 sierpnia 2010 roku poinformował o niej Pele. Ten sam, który został Honorowym Prezydentem swojego byłego klubu.
Odrodzenie Cosmosu spowodowało odświeżenie starszych nazwisk, które miały zarządzać klubem. Jego ambasadorami zostali Carlos Alberto Torres, Shep Messing oraz Giorgio Chinaglii, który niestety zmarł 1 kwietnia 2012 roku. Serce odmówiło mu posłuszeństwa. Dyrektorem sportowym został Eric Cantona, który po wieloletniej grze dla Manchesteru United, przygodzie z beach soccerem oraz planie filmowym, postanowił powrócić do futbolu. Spekulowano, jakoby David Beckham miał w przyszłości dołączyć do pracy z byłym reprezentantem „Trójkolorowych”, jednak ten postanowił założyć swój własny klub.
TUTAJ czytaj o klubie założonym przez Davida Beckhama!
W obecnej kadrze zespołu również nie brakuje znanych zawodników. Wystarczy wspomnieć, że dla „The Mos” gra Marcos Senna, mistrz Europy z 2008 roku, który rozegrał w Primera Division ponad 200 spotkań. Jego kolegą z drużyny jest Danny Szetela, 26-latek, który miał szansę grać dla reprezentacji Polski. Właściwie to z własnej woli zamierzał występować z orzełkiem na piersi, jednak naprzeciw stanął Paweł Janas, który stwierdził, że w naszym kraju ma dwustu takich, jak Szetela. W czasie swojej kariery ciągle trafiał na Polaków: w Columbus Crew trenował go Robert Warzycha, kopał również razem z Euzebiuszem Smolarkiem w Racingu Santander oraz z Bartoszem Salamonem w Brescii. W późniejszych latach nękały go problemy zdrowotne. Zapamiętać go możemy głównie dzięki dwóm bramkom strzelonym przeciwko… Polsce.
Wcześniej jednak również mieliśmy swoich przedstawicieli na amerykańskiej ziemi. Władysław Żmuda, Dieter Zajdel, Karol Kapciński, Konrad Kornek, Bronisław Sularz oraz Stanisław Terlecki. Wspaniała szóstka, która była galaktyczna. Dzisiaj w Ameryce kopie tylko Tomasz Zahorski, który na obczyźnie radzi sobie całkiem nieźle.
Nowy zarząd, nowe rozdanie. W przypadku Cosmosu nie trudno się domyślić, że w grę wchodził też nowy, supernowoczesny stadion, mogący pomieścić 25 tysięcy widzów. Zafundować go mieli saudyjscy właściciele za skromne 400 milionów dolarów, jednak transakcja na razie nie doszła do skutku. Taki stadion w drugiej lidze? Tylko pogratulować. ( TUTAJ czytaj o kolejnej awanturze o… Stadion Narodowy).
Ekipę z Nowego Jorku przydzielono do NASL, reaktywowanego zaplecza MLS. Za cel postawiono sobie powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej w USA. Na razie wszystko zmierza we właściwym kierunku, po 14 kolejkach New York Cosmos zgromadził na swoim koncie 31 punktów i okupuje pierwsze miejsce w tabeli. Druga Carolina Railhawks traci do niego osiem „oczek”.
Raul i Morientes z najlepszych czasów – KLIKNIJ TUTAJ .
Najbliższe spotkanie rozegrają z Atalantą w poniedziałek 14 kwietnia. Żałujemy, że nie będziemy mogli zobaczyć tego pojedynku na żadnej z polskich stacji. ( TUTAJ czytaj o rankingu telewizyjnych redakcji sportowych) Kto wie, czy do tego czasu nie wzmocni ich Raul. Były napastnik Realu Madryt ogłosił, że po tym sezonie wiesza buty na kołku, jednak włodarze New York Cosmos namawiają go do zmiany zdania. Jeśli sam zainteresowany zgodzi się na otrzymaną propozycję, dostaniemy żywy dowód na to, że siła pieniądza niszczy we współczesnym świecie wszelkie bariery.