Najmłodszy trener w Polsce: Jestem gotowy na wszystko!

1 października został samodzielnym trenerem rezerw drugoligowego Rozwoju Katowice, które występują w okręgówce. Wcześniej był asystentem w tym śląskim drugoligowcu. I nie byłoby tu zupełnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Adrian Siemieniec – bo o nim mowa – ma dopiero 21 lat! Jak się okazuje, Rozwój Katowice nie promuje tylko młodych piłkarzy, ale też ma w swoich szeregach najmłodszego trenera w kraju na szczeblu centralnym. Jak sam mówi w rozmowie z serwisem FootBar.pl, jeszcze na dobre nie został pełnoletni, a już kończył trenerski kurs. To niewątpliwy wyjątek, powiew świeżości w polskim futbolu. Czy mu się uda? Czy nie za wcześnie na trenerkę? Czy aby na pewno prawie dwa razy starsi zawodnicy będą traktowali go poważnie?

***

Jak to jest być najmłodszym trenerem w Polsce? Dziwne uczucie, co?
Nie grzebię w statystykach. Może to rzeczywiście dość dziwna sytuacja dla opinii publicznej. Niektórzy dziwią się, pytają, jak to może być, że taki młody trener. 21-letni szkoleniowiec zaczyna swoją pracę – dość nienaturalne. Ale muszę zaznaczyć, że wcześniej przez trzy lata trenowałem z młodzieżą. Mimo wszystko mój wiek powoduje, że ludzi zastanawia, jak to jest możliwe. Przez rok pracy w roli asystenta na szczeblu centralnym, w drugiej lidze, wyleczyłem się z kompleksu wieku, który nie jest dla mnie w tej chwili żadnym problemem. Nie przeszkadza mi w pracy. Można wręcz powiedzieć, że paradoksalnie mi tę pracę ułatwia. Mam jeszcze bardzo dużo czasu na zdobywanie doświadczenia, na to, żeby się rozwijać i wyciągać wnioski. Te lata na tym poziomie są dla mnie bezcenne. Dodatkowo możliwość prowadzenia samodzielnie drużyny na dorosłym poziomie jest czymś wspaniałym. Ktoś najwidoczniej jest zadowolony z tego, co robię i nie pozostaje mi nic innego, jak podziękować tym ludziom za danie mi szansy. Będę robił wszystko, żeby ich nie zawieść.

Mówi pan, że trzy lata pracował z młodzieżą. Czyli osiemnastka i do roboty?
Tak było. Zresztą w trakcie robienia kursu UEFA B warunkowo dostałem możliwość podjęcia samodzielnej pracy z dzieciakami. Od razu zacząłem trenować w APN Czeladź, a do końca września pracowałem w Zagłębiu Sosnowiec prowadząc rocznik 2004. Trzy ostatnie lata poświęciłem na pracę, rozwój i pogłębianie moich wiadomości. Ostro w siebie zainwestowałem i teraz zbieram tego owoce.

Okej, ale co z graniem w piłkę? Trener mający 21 lat miał czas, żeby w ogóle zacząć w nią grać?
Nie jest to wynik żadnej kontuzji. Jest to świadomy, dojrzały wybór ambitnego faceta. Jak każdy człowiek, mam marzenia. Zawsze moim wielkim celem było osiągnąć w piłce coś konkretnego. Chyba każde dziecko chce być w przyszłości wielkim piłkarzem. Do pewnego momentu też robiłem wszystko, aby tak było. Jednocześnie, od kiedy pamiętam, miałem zaciąg do tego, aby być trenerem. Pociągało mnie to. Życie zweryfikowało mnie jako zawodnika i gdy okazało się, że nigdy nie będę grał wyżej niż czwarta, trzecia liga, powiedziałem sobie pas. Nie chciałem być jednym z wielu. Stąd też tak odważna decyzja. Była to kwestia uderzenia się w piersi i pójścia va banque. Na tę chwilę uważam, że była to bardzo dobra decyzja, punkt zwrotny w moim życiu. Wygląda to wszystko bardzo obiecująco, ale staram się twardo stąpać po ziemi. Uważam, że jakaś sodówka mi nie grozi. Znam swoją wartość, ale jestem skromny, normalny chłopak. Bardzo mocno doceniam to, co mam. Jestem wdzięczny ludziom, którzy mi ufają. Próbuję im się zrewanżować. Praca i studia to całe moje życie.

Mówi pan, że podjął kluczową decyzję w życiu. Ale sama decyzja nie wystarczy. Ktoś musiał dać panu szansę. Bycie asystentem w drugiej lidze to nie zabawa…
Ja tego tak nie odczuwam. Nie zastanawiam się nad tym, gdzie jestem. Czas pierwszej fascynacji już minął i teraz skupiam się na pracy. Zgadzam się z tym, że to cholernie poważna sprawa. Mógłbym przecież pracować na to całe życie. Już teraz mogę powiedzieć, że część swoich marzeń spełniłem.

Jeszcze jako zawodnik Górnika Piaski pojawiłem się na stażu w Rozwoju Katowice. W moim życiu pojawił się ówczesny trener katowiczan, Mirosław Smyła. Człowiek, który jest moim piłkarskim ojcem. To u niego zdobywałem pierwsze doświadczenie. To on przekazywał mi pierwsze wskazówki. Trener Smyła jest bardzo oczytany, ma rozległą wiedzę, którą zechciał mi przekazywać. Jestem mu za to strasznie wdzięczny.

Musiał się pan sprawdzić, skoro nowy trener Rozwoju, Dietmar Brehmer wziął pana do swojego sztabu.
Mam w ogóle duże szczęście do ludzi. Na początku swojej drogi pracuję jako asystent i mam świetnych szefów z dużą wiedzą i doświadczeniem. Jestem w stanie od nich się bardzo dużo nauczyć. Teraz obserwuję pracę trenera Brehmera i wyciągam z tego wnioski. Dużo dyskutujemy, trener dzieli się swoimi spostrzeżeniami. To naprawdę bardzo pomaga. Za to, że mam 21 lat nikt mnie nie będzie chwalił. Za wiekiem musi iść też wartość merytoryczna mojej osoby. Widocznie szkoleniowcy, z którymi współpracowałem byli zadowoleni z mojej pracy, z czego się ogromnie cieszę.

Bycie asystentem jest niewątpliwie ogromnym wyzwaniem. Ale jednak – mam wrażenie – że samodzielne trenowanie dorosłych facetów to już inna sprawa.
Jasne, że tak. Na wynik zespołu pracuje jednak cały sztab. Pierwszy trener jest oczywiście odpowiedzialny za wynik, ale na ten wynik pracuje wielu ludzi. Też poniekąd czuję się odpowiedzialny za to, jak wygląda pierwsza drużyna. W momencie, w którym gracze, którzy będą musieli grać w rezerwach będą w pewien sposób urażeni, moim zadaniem będzie ich zmotywować do tego, żeby na boisku pokazali swoją klasę. Nie chcę, żeby zawodnik słuchał mnie dlatego, że musi. On ma chcieć mnie słuchać. Przede wszystkim trzeba być człowiekiem. Na meczach rezerw na trybunach zawsze zasiada pierwszy szkoleniowiec. Potem rozmawiamy, dyskutujemy. Pierwszy i drugi zespół ma być jednym teamem, który będzie pracował dla dobra klubu. A rezerwy są przecież przepustką do drugiej ligi.

Ale do tego potrzeba konkretnych umiejętności. Miał pan czas się uczyć?
To była szkoła życia. Podstawy merytoryczne, ta wiedza, którą zdobywam poprzez konferencje, rozmowy z trenerami, czytanie książek – to jedno. Najważniejsze jest jednak to, co dzieje się w treningu. Praca jest najlepszą nauczycielką. Żadna książka jej nie zastąpi. Jako asystent przechodziłem przyspieszony kurs z życia. Teraz czas na nowe wyzwania. Broń Boże nie uważam, że jestem doświadczonym trenerem. Ale wciąż chcę iść dalej, do przodu. Jestem gotowy na wszystko. Mam ogromny zapał do pracy, do tego, żeby robić ciągły postęp.

Jakieś konkretne marzenia?
Póki mogę, chcę być drugim trenerem. Jak najdłużej. Asystent ma trochę spokoju w swojej pracy, może przyglądać się z boku. Ma więcej czasu na podpatrywanie, wyciąganie wniosków, a takie doświadczenie jest dla mnie bezcenne. Mam na razie komfort pracy. Mogę się rozwijać. Z korzyścią dla zespołu.

Wieczny asystent? Nie wierzę!
Pewnie, że chciałbym być trenerem w Ekstraklasie. Ale życie jest nieprzewidywalne i wolę podchodzić do niego z pokorą.

Rozmawiał KAMIL SZENDERA

foto: rozwoj.info.pl

Pin It