Najemnik o duszy artysty. Robin van Persie wróci do Arsenalu?

Angielska prasa od kilku tygodni wspomina o możliwości sensacyjnego powrotu na Emirates Stadium Robina Van Persiego. Rzecz jest na tyle poważna, że uznane włoskie media informują na temat spotkania, do jakiego w tej sprawie doszło na Półwyspie Apenińskim.

HDP-RGOL-640x120

***

- Pielęgniarka mówiła, że jest pan piłkarzem, choć widzę, że w wypełnionym formularzu wpisał pan „najemnik”.

- W moim przypadku różnica jest niewielka.

Cyrograf z Diabłem

Parafraza sceny ze świetnej powieści Carlosa Ruiza Zafona, „Głos Anioła”, już za kilka miesięcy być może znajdzie odzwierciedlenie w realnym świecie, podczas badań lekarskich pewnego gracza. Nie w parnej Katalonii, lecz na północnym krańcu płaczącego deszczem Londynu. Już w czerwcu bowiem, drugi raz w ciągu 24 miesięcy, istnieje prawdopodobieństwo odezwania się kondotierskiej natury Robina van Persiego. Holender ponoć rozważa powrót na Emirates. Stadion, z którego zdezerterował do odwiecznego rywala Arsenalu. Manchesteru United. TUTAJ czytaj o zaskakującej wymianie Manchesteru United z Borussią Dortmund!

Piłkarze dzielą się na romantyków i najemników. Ci pierwsi, kierujący się raczej uczuciami niż portfelem, jak Totti, Giggs czy Gerarrd, są na wyginięciu. Gatunek wymarły przez meteoryt pieniędzy, skutecznie dewastujący takie wartości jak lojalność, a także  cierpliwość w oczekiwaniu na sukces. Najemnik nie myśli sercem. Najemnik wykonuje powierzone zadania. Najemnik odbiera wypłatę. Najemnik, po spełnieniu misji, rusza dalej, szukając nowego dobrodzieja, który z chęcią napełni jego sakwę.

Taki podział zawodników nakreśliłem już kiedyś w innym tekście, podając jako futbolowego romantyka Alana Shearera, natomiast za ideał piłkarskiego kondotiera uznając Zlatana Ibrahimovicia. Cały tekst można przeczytać TUTAJ. Szczerze mówiąc, nigdy bym nie przypuszczał, że Van Persie, poza umiejętnościami, znajdzie się w jednym sorcie ze Szwedem. Pamiętam jak dobrych kilka lat temu czytałem o Holendrze obszerny materiał w Ś.P. „Piłce Nożnej Plus”. Przytoczono tam kilka wypowiedzi byłego gracza Excelsioru, w których podawał się on za pasjonata malarstwa, traktującego futbol jako sztukę. Idealistę, ponad finansami stawiającego piękno gry. Artyzm ten idealnie pasował do wengerowskiego Arsenalu. Okazało się, że każdy wirtuoz z czasem łaknie sławy i zaszczytów. To kwestia ceny. Van Persie i tak wytrzymał jak na londyńskie warunki długo. Osiem lat. Niemal dekadę naznaczoną ciągłymi porażkami, nie licząc Pucharu Anglii zdobytego w 2005 roku, zaraz po inauguracyjnym sezonie od momentu przybycia z portowego Feyernoordu. Kolejni liderzy, kolejni geniusze, kolejne ważne ogniwa opuszczały pierw Highbury, potem Emirates. RVP ciągle trwał, dostępując nawet zaszczytu przywdziewania kapitańskiej opaski. Silną wolę Holendra złamał dopiero Mefistofeles wśród trenerów, Sir Alex Ferguson. Szkot pragnął zemsty na Manchesterze City za sprzątnięcie mu sprzed nosa mistrzowskiego tytułu w ostatnich minutach kampanii 2011/2012. Fergie dla realizacji celu posunął się poza niepisane granice piłkarskiej etyki. Przekabacił na swoją stronę gracza nr 1 wielkich rywali. 29-letniemu wówczas snajperowi wlano do ucha truciznę w postaci obietnic triumfów. Przysięgę zrealizowały obie strony. Van Persie przywdział koronę najlepszego strzelca, dzieląc się jednocześnie z pryncypałem tytułem hegemonów Premier League. Ferguson wykonał jednak chwilę później niespodziewany, tak dla podopiecznego jak i dla całego świata, ruch. Odszedł na emeryturę.

Podwójna strata

Niedługo po Fergusonie Old Trafford na dobre opuścił asystent Szkota, Rene Meuelensteen. Człowiek słabo radzący sobie jako menedżer, jednocześnie niezastąpione w charakterze szeregowego członka sztabu. Przydatny do tego stopnia, że sam Van Persie nazywał go…jednym z najlepszych trenerów na świecie. Cóż, nie każdy widocznie nadaje się do wyjścia z cienia. Poza treningami, niedawny szkoleniowiec Fulham dodatkowo odegrał kluczową rolę w żmudnym procesie namawiania swojego rodaka do kontrowersyjnego zasilenia United. Gdy lider oraz przyjaciel zaczęli latem nowy rozdział w życiu, Holendrowi została pusta strefa. Przestrzeń, której nie potrafił wypełnić David Moyes.

Pierwsze zgrzyty z sukcesorem Fergiego miały nastąpić wczesną jesienią. Raymond Verheijen, trener od przygotowania fizycznego holenderskiej kadry, zarzekał się, że snajperowi nie odpowiadają średniowieczne ponoć metody treningowe Moyesa, nazywanego w rozmowie „dinozaurem”. I to bynajmniej nie ze względu na wiek. Kuleć miało również przygotowanie techniczne zajęć, a sam faktu, że RVP – po urlopie i dziewięciogodzinnym locie do Australii – na przedsezonowym zgrupowaniu z marszu rozpoczął treningi na wysokich obrotach, Verheijen uznał za nieszczególnie szczególnie mądre. Oględnie mówiąc. Pogląd zdaje się podzielać selekcjoner Oranje, Luis Van Gaal, który niedawno publicznie uznał grę Czerwonych Diabłów za „trudną”, stawiając wyżej techniczny futbol swojej kadry.

Potem nastąpił powolny regres United, wiodący powoli do sytuacji, w której mocno zagrożony jest nawet akces do Ligi Mistrzów. Walka w Lidze Europejskiej, a nawet taplanie się w eliminacjach do Champions League to nie cel, dla jakiego Najemnik zdecydował się na wiarołomny ruch między dwiema zwaśnionymi ekipami. Hekatomba plotek wybuchła na początku lutego. Tancredi Palmeri, dziennikarz La Gazetto dello Sport, poinformował, że Arsene Wenger na włoskiej ziemi, 28. stycznia, spotkał się z Keesem Vosem, nikim innym jak agentem Robina van Persie. Z relacji żurnalisty wynikało, że Francuz sondował ewentualny powrót syna marnotrawnego do Londynu. Fundamentalną kwestią miały być negocjacje w sprawie przedłużenia kontraktu Wayne’a Rooneya. Anglik kilka dni temu prolongował umowę. I to na takich warunkach, które tylko i wyłącznie zwiększają prawdopodobieństwo wewnętrznej reemigracji Holendra.

Wychowanek Evertonu, jeśli wierzyć brytyjskim źródłom, uzyskał na mocy nowego układu nadzwyczajne uprawnienia, takie jak wgląd w politykę transferową United, 300 tysięcy funtów tygodniówki i – co najważniejsze w tym wypadku – dodatkowe gratyfikacje finansowe za umieszczanie go w pomocy, poza nominalną dla niego pozycją napastnika. Interesy Van Persiego i Rooneya, choć drużynowo wspólne, indywidualnie czasem się krzyżują. Obaj chcą błyszczeć. Występować w pierwszej linii. Zdobywać seriami gole. Czerwone Diabły dawno jednak porzuciły system z dwoma klasycznymi napastnikami. Z racji większej uniwersalności, zarówno Ferguson jak i Moyes do tyłu wypychali Anglika, na szpicy delegując zaś Holendra. Teraz, dzięki zapisom w nowym kontrakcie Waazy, hierarchia prawdopodobnie ulegnie diametralnej zmianie.

Coś musi być na rzeczy. Spytany o te kwestię Wenger udzielił enigmatycznej, wymijającej odpowiedzi. Nie potwierdzając ani nie zaprzeczającej tym pogłoskom. Francuz, normalnie, w razie zerowej wiarygodności doniesień, natychmiast dementował wyssane z palca bzdury. Teraz jedynie rzucił jedynie, że to nie czas na takie rozmowy.

Syn marnotrawny czy bezpowrotny Judasz?

Ewentualne odrodzenie się Van Persiego na Emirates byłby mocnym kandydatem do transferowego hitu lata. I powrotu dekady. Istnieje jednak wiele barier, które ów przebój mogłyby zniweczyć. Wydanie kilkunastu – a raczej kilkudziesięciu – milionów funtów za 31-letniego zawodnika byłoby sprzeczne z polityką Wengera, promującą nieoszlifowane diamenty nad wyrzeźbione już kruszce. Jak słodki smak ma jednak odejście od sztywnych reguł Francuz przekonał się latem, gdy zainwestował ogromne jak na siebie nakłady gotówki w Mesuta Ozila. Ten okazał się głównym architektem fakt, że u progu marca Arsenal wciąż liczy się w walce o mistrzowski tytuł, nawet jeśli sam Niemiec ostatnimi tygodnia nieco zgasł. Czemu więc nie zrobić kolejnego wyjątku, tym bardziej, jeśli chodzi o starego znajomego?

Dla Van Persiego londyński renesans miałby skutki ambiwalentne. Z jednej strony, będąc graczem po trzydziestce, z wieloma kontuzjami na koncie, byłby to dla niego ostatni akord występów na piłkarskim Olimpie. Holender, napastnik z pewnością wybitny, jest jednakże dosyć jednowymiarowy. Gdy zdrowie nie będzie już te, a nogi nie będą nadążały za głową, nie wyobrażam sobie RVP za kilka lat w drugiej linii. Na jakiejkolwiek pozycji. Leo Messi prawdopodobnie kiedyś przejmie w Barcelonie buławę rozgrywającego, natomiast Wayne Rooney pójdzie zapewne z ślady Alana Smitha, dogorywającego w United jako środkowy pomocnik. Rotterdamczyk zaś piłkarską śmierć poniesie w takim samym położeniu jak dziś – jako środkowy napastnik. Inna sprawa, że w razie skuszenia się na propozycję Wengera, wychowanek Excelsioru po wieki w historii sportu zapisze się jako judasz. Najemnik. Chorągiewka przechylająca się tam, gdzie zawieje wiatr triumfów. Pytanie, czy bezczelny na murawie Holender z równą arogancją byłby w stanie poradzić sobie z tak niespotykanym dotąd w futbolu jarzmem podwójnego zdrajcy.

Największego wygranego tego, póki co, wirtualnego transferu już znamy. Arsenal. Zespół odzyskujący kapitana, wybornego snajpera. Wyczekiwanego zastępcy chimerycznego Oliviera Giroud. Co więcej, takie odkupienie najskuteczniejszego strzelca United stanowiłoby piłkarski hołd lenny Czerwonych Diabłów. Ekipy dotąd rozdającej karty na rynku, podbierających Kanonierom graczy, jak kiedyś choćby Cristiano Ronaldo. Sprowadzenie Van Persiego symbolicznie zamknęłoby zmianę biegunów na piłkarskiej mapie Anglii, zapoczątkowaną od momentu, gdy Sir Alex Ferguson ostatni raz poprowadził drużynę z Old Trafford. TUTAJ czytaj o skandalicznym zachowaniu Giroud!

Co na to wszystko Moyes? Niczym Sfinks, zamyślony stoi z boku. Analizuje, szuka alternatyw, błądzi w umyśle szukając odpowiednie drogi zapowiadanej na lato kadrowej rewolucji. Mediom wyznał, że o przyszłość Holendra zapyta w maju.

Na późną wiosnę to 31-latek może być już raczej zajęty odnowieniem poprawnych stosunków z najbardziej radykalnymi kibicami odwiedzającymi Emirates Stadium. Co będzie cholernie trudnym zadaniem. Trudniejszym niż obecnie wejście United do pierwszej czwórki Premier League

TOMASZ GADAJ

fot. bongda.com.vn

HDP-RGOL-640x120

Pin It