W nadchodzącym tygodniu Waldemar Fornalik ogłosi powołania do reprezentacji Polski spośród zawodników występujących w ekstraklasie. Wobec problemów, z jakimi zmaga się Eugen Polanski w nowym klubie, zdziwiłbym się bardzo, gdyby w kadrze na mecz z Ukrainą i San Marino zabrakło miejsca dla Przemysława Kaźmierczaka.
Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale tak skutecznego defensywnego pomocnika w biało-czerwonych barwach nie mieliśmy od czasów… Radosława Kałużnego. Gdy tylko „Kazik” jest zdrowy, gwarantuje wysoką jakość. Dlatego cieszę się, że selekcjoner naszej drużyny narodowej był obecny na stadionie przy ulicy Cichej. Mam nadzieję, że nie miał żadnych wątpliwości, kto był wyróżniającym się zawodnikiem w meczu Ruch Chorzów – Śląsk Wrocław.
Powołanie autorowi najpiękniejszej bramki kolejki należy się jak psu kość. W reprezentacji Polski w tym momencie brakuje takich piłkarzy, którzy są obdarzeni tak potężnym i atomowym uderzeniem. Popularny „Kaz” już nie po raz pierwszy udowodnił zresztą, że potrafi zdjąć pajęczynę z bramki, a do tego jest świetnie ukształtowany technicznie, co przy jego wzroście nie jest łatwą sztuką. W talii Fornalika brakuje właśnie takiego przywódcy w drugiej linii, który potrafi w odpowiednim momencie zorganizować pressing. Do tego jest wytrawnym specjalistą od stałych fragmentów gry, który nie tylko wygrywa pojedynki główkowe, ale także – podkreślam – gra głową. Na poziomie ekstraklasy to niezwykle rzadko spotykana umiejętność, na polskich boiskach uchodząca za zjawisko.
Uważam, że Kaźmierczak to jeden z najbardziej niedocenianych polskich piłkarzy. Liczba jego występów w kadrze jest zupełnie nieadekwatna do jego sportowego dorobku, posiadanych umiejętności, a także niesprawiedliwa w porównaniu do innych graczy, którzy z orzełkiem na piersi występowali na pozycji defensywnego pomocnika (patrz Tomasz Jodłowiec). Być może ta statystyka jest zakłamująca, ponieważ wychowanka Łódzkiego Klubu Sportowego cechuje skromność, pokora i nigdy publicznie za pośrednictwem mediów nie upominał się o swoje prawa. Swoją wartość woli raczej udowadniać na boisku. I chwała mu za to.
Nie chcę mówić, że w chwili obecnej w reprezentacji Polski na pozycji numer sześć w środku pola mamy deficyt, ale na pewno nie możemy mówić o kłopocie bogactwa. Po prostu uważam, że polskiej piłki nie stać na pomijanie lidera wrocławskiego zespołu. Notorycznie próbował już to robić Franciszek Smuda (nazywał Kaźmierczaka drewnem) i wszyscy dobrze wiemy, jak skończył. Oby trener Fornalik nie poszedł jego śladami. W końcu swój rozum ma.
KONRAD „KAZ” KAŹMIERCZAK