Na końcu zawsze przegrywa trener

Rumak Tak słabego Lecha w Poznaniu nie widziano od dawna. Zespół Mariusza Rumaka wprawdzie wygrał w rewanżu z Żalgirisem, ale zwycięstwo wyrwane w końcówce spotkania nie daje oczekiwanego awansu do kolejnej rundy.

***

Kiedy podczas losowania trzeciej rundy Ligi Europy ślepy los połączył Lecha z Żalgirisem, chyba nikomu nie przyszło na myśl, że poznaniacy natrafią na przeszkodę nie do przejścia. Mecz w Wilnie obnażył wszelkie słabości zespołu. Piłkarzom zabrakło ambicji, charakteru, woli walki. Tydzień później na Bułgarskiej było pod tym względem ciut lepiej, jednak brak jakiegokolwiek pomysłu pod „szesnastką” rywala nie mógł przynieść korzystnego wyniku.

Wylewa się wiadra pomyj na trenera Rumaka. Można go nie lubić za sposób bycia i wypowiedzi, ale w tym konkretnym przypadku trzeba się zastanowić nad tym, co mógł zmienić. Niektórzy twierdzą, że nie trafił ze składem. Tymczasem na ławce zasiedli Gergo Lovrencsics, który strasznie irytował w ostatnim czasie bezradnością w pojedynkach z rywalami; Łukasz Teodorczyk, w którego chyba już nikt nie wierzy, że jest lekiem na problemy Lecha w ofensywie (po prostu nie ten kaliber), Patryk Wolski, niedoświadczony, młody zawodnik, który zresztą dopiero co wrócił po kontuzji; Kamil Drygas, który może pasował do pierwszej ligi, ale Ekstraklasa i gra w Lechu wyraźnie go na tę chwilę przerasta; Bartosz Ślusarski, któremu daleko do formy sprzed roku, a i sam napastnik doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Aha, no i bramkarz. Sześciu zawodników do zmiany miał Rumak. Na boisku musieli podjąć walkę Szymon Drewniak, Mateusz Możdżeń, czy Łukasz Trałka, ale ci zawodnicy już dawno chyba potwierdzili, że do takiego klubu z ambicjami jak Lech, to chyba im trochę jakościowo brakuje.

W obronie znowu swoją obecnością popisał się Manuel Arboleda, który przy akcji Rytisa Leliugi bardzo długo zwlekał na powstrzymanie rywala, nie wystawiając nawet nogi do strzału. Defensywa „Kolejorza” momentami przypominała pachołki. Ale i tym razem trudno winić Rumaka, kiedy nie miał na ławce ANI JEDNEGO obrońcy. Przed meczem wylecieli ze składu Kebba Ceesay i Tomasz Kędziora.

Po meczu piłkarze miny mieli nietęgie. Najgoręcej przyjął porażkę Krzysztof Kotorowski, który prosto z mostu powiedział co czuje po meczu. – Jestem w***ony, głowę jeszcze mam gorącą, dlatego nie chcę komentować postawy obrońców. Nie tak to miało wyglądać – mówił w strefie mieszanej bramkarz „Kolejorza”. Swoje emocje pokazali także kibice, którzy w momencie, kiedy „Kotor” wraz z zawodnikami ruszył w stronę trybun podziękować za wsparcie, ci pożegnali ich głośnym „w***alać!”. – Długo jestem w Lechu, ale jeszcze nigdy taka sytuacja mnie nie spotkała. Mieli prawo wyrazić swoje zdanie, ale uważam, że na takie słowa nie zasłużyliśmy – przyznał Kotorowski.

Zagotowało się w Poznaniu, a kolejna wpadka Lecha może przysporzyć sporo problemów trenerowi. Już słychać głosy na trybunach, że niektórzy sympatycy „Kolejorza” nie pojawią się na meczu, dopóki trenerem jest Mariusz Rumak. Niestety, choć być może zawinił ze wszystkich najmniej, takie są zasady. Jak mówił Jose Mourinho – kiedy wygrywamy, wygrywa zespół, kiedy przegrywamy, przegrywa trener.

RAFAŁ SAHAJ

Pin It