Jeśli ktoś liczył na to, że Adam Nawałka jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki sprawi, iż Rafał Kosznik będzie wirtuozem, a Robert Lewandowski nagle zacznie strzelać jak z karabinu maszynowego, musi być okropnie zawiedziony. Wynik jest oczywiście sprawą zdecydowanie drugorzędną. Natomiast miała liczyć się sama gra, momenty, schematy, organizacja. Tego nie było za grosz. Jeśli opuszczający kadrę Waldemar Fornalik mógł powiedzieć, że jego drużyna potrafi w ciągu spotkania zagrać dobre pół godziny, to wnioski Adama Nawałki muszą być druzgocące. Słowacja zlała nas jak chciała. My się tylko przyglądaliśmy.
Do pierwszych spotkań eliminacyjnych dziesięć miesięcy. Przed Nawałką zadanie piekielnie trudne: zbudować zespół z niczego. To jak wejście zimą na Mount Everest.
Zwykła amatorka
Największe pretensje można mieć za brak logiki przy powołaniach, a później zmianach. Zwrócili już na to uwagę eksperci w studio Polsatu Sport i – zdaje się – mieli stuprocentową rację. Nawałka powołał Łukasza Teodorczyka? No i co z tego, skoro pierwszym jego wyborem był wczoraj Marcin Robak? Identyczna sytuacja miała miejsce w przypadku pary Tomasz Hołota i Krzysztof Mączyński. To taka luźna dygresja, bo jednak z ocenami czysto personalnymi należy wstrzymać się do majowego spotkania z Niemcami. To będzie pierwszy mecz weryfikujący półroczną pracę nowego selekcjonera. Do tego czasu warto poczekać z przesadną krytyką.
Jedynym plusem jest to, że będziemy mieli wielką łatwość oceny. Kadra zagrała najgorzej, jak tylko mogła. Wystarczy teraz obserwować, czy będą jakieś symptomy poprawy. Żal tylko tych 43 tysięcy ludzi, którzy nie dość że wydali ciężko zarobione pieniądze, to jeszcze musieli marznąć oglądając poczynania tych patałachów. To była kompletna amatorka. I nie powinniśmy mieć o to pretensji do Kosznika, Olkowskiego, czy Kamińskiego. Najwięcej zastrzeżeń trzeba mieć do Kuby Błaszczykowskiego, Roberta Lewandowskiego, Grzegorza Krychowiaka, czy Waldemara Soboty. Zaraz powiecie, że się starali. I co z tego? To niech Nawałka powoła Bońka, Latę i Szarmacha. Zaręczam, też się będą starać.
Szczerze wolę przegrywającą reprezentację młodziaków, którzy dojrzewają robiąc błędy, niż wielkich gwiazdorów, którzy nie oddają reprezentacji wszystkiego, co mają.
Co dalej?
Dziś emocje już trochę opadły i krytyka zmalała, ale to był chyba najgorszy mecz polskiej kadry od pamiętnej wtopy z Kamerunem 0:3 pod rządami Franciszka Smudy. Gorzej już być nie może. Sięgnęliśmy dna, z którego albo się szybko odbijemy, albo ugrzęźniemy na dobre. Mateusz Borek podczas wczorajszej transmisji zwrócił uwagę na rzecz oczywistą: polska liga jest amatorską, w której grają amatorzy. Możemy podniecać się walkami pomiędzy Lechem i Legią, ale gdy komukolwiek przyjdzie wyściubić nos na zewnątrz, od razu dostaje po pysku. Tak to trzeba nazwać.
Nawałka stworzył na Słowację mieszankę wybuchową, która okazała się niewypałem. Jeśli szybko jej nie ulepszy, to ona już nigdy nie wybuchnie. Zaufanie polskich kibiców było jeszcze wczoraj duże, ale sygnalizowaliśmy, że to tylko pozory. Tak naprawdę porażka diametralnie zmieni optykę. I zmieniła. Jeszcze parę dni temu mieliśmy utalentowanych zawodników z dużym potencjałem pod wodzą prawdziwego trenera. Teraz znowu okazuje się, że to tylko banialuki, a zamiast oglądać kompromitujący występ Lewandowskiego i spółki lepiej było pójść do kina, czy z psem na spacer.
I gdy dziś jesteśmy wściekli jak rzadko, to we wtorek znów masowo siądziemy przed telewizorem i będziemy liczyć na cud…
KAMIL SZENDERA