Nie ma co ukrywać, że pojedynki Wisły z Legią są najbardziej prestiżowe. Wiadomo, pierwsze są Derby Krakowa, ale zaraz za nimi plasują się potyczki z legionistami. Chociaż patrząc na obecną sytuację, czyli wysokie pozycje obu klubów w lidze, to nie wiem czy właśnie to starcie nie stanie się najistotniejszym. Mecz obejrzy komplet widzów, co w Krakowie się jeszcze nie zdarzyło. Ewentualna wygrana nad Legią, w dłuższej perspektywie może mieć ogromny wpływ na stały wzrost frekwencji.
Przed sezonem różnie się mówiło na temat przyszłości Wisły. Sam prezes Jacek Bednarz dał sygnał, że „Biała Gwiazda” ma finansowe problemy. Zespół więc budowany był na minimalnym budżecie. Był to ewidentny znak dla kibiców, że czekają ich cięższe czasy. Różnie też oceniana była nominacja na trenera Wisły Franciszka Smudy. Nieudane Euro i praca w Regensburgu na pewno nie mogła napawać pozytywnie. Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Wiadomo, że trener Smuda ma swoje ambicje. Chce odbudować pozycję i ją ugruntować. Teraz patrząc na grę swojej drużyny może czuć satysfakcję i z podniesioną głową chodzić po Krakowie. Nikt złego słowa mu nie powie.
Najlepszą formacją Wisły – co jest dla mnie paradoksem – jest obrona, prowadzona przez Arka Głowackiego. „Głowy” w takiej formie nie widziałem od czasu jego wyjazdu na podbój Europy. Jeżeli tylko będą go omijać kontuzje, to będzie on stoperem nr 1 w Ekstraklasie. Pod jego dowództwem świetnie wyglądają również Jovanović, Burliga i Bunoza. Wysoką formę złapał ponadto Miśkiewicz – bramkarz wcześniej niedoceniany i często krytykowany. Teraz filar Wisły. Cała defensywa spisuje się perfekcyjnie – zaledwie pięć straconych bramek mówi samo za siebie. Legia to z kolei najlepsza ofensywa. Zobaczymy, co wyjdzie z tego zderzenia.
Jedynym problemem Wisły dziś jest zdrowie Pawła Brożka. Różnie się mówiło na temat przydatności Pawła, ale po kilku meczach już nikt na ten temat nie dyskutuje. Jest to absolutnie najpewniejszy piłkarz z ataku, który był w coraz lepszej formie. Nie ma co się oszukiwać, że trener Smuda ma jakąś alternatywę w miejsce 30-letniego napastnika. Boguski jest całkowicie innym typem zawodnika i on na pewno Brożka nie zastąpi. Można więc stwierdzić, że Paweł jest dziś niezastąpiony. Z drugiej jednak strony wychodzę z założenia – i myślę, że trener Smuda też – że jeżeli zawodnik nie będzie w pełni sił, to lepiej puścić w bój zdrowego chłopaka, a Brożkowi dać odpocząć, żeby nie zerwał tej kontuzjowanej „dwójki”.
Legia natomiast ma jeszcze większe problemy kadrowe. Absencja Radovicia, Koseckiego, czy Saganowskiego bezsprzecznie osłabi siłę ognia warszawian. Na szczęście dla trenera Jana Urbana, ma on na tyle szeroką kadrę – w przeciwieństwie do Wisły – że będzie mógł skompletować równie silną jedenastkę. Do tego legioniści będą musieli się zrehabilitować za cypryjską wpadkę, a mecz z Wisłą będzie do tego znakomitą okazją.
Będąc jeszcze zawodowym piłkarzem bardzo ciężko grało mi się przeciwko warszawskiej drużynie – szczególnie u siebie. Moja generacja wolała grać w stolicy. Legia u siebie grała bardzo otwarcie, a nam się łatwiej wyprowadzało skuteczne kontry. W niedzielne popołudnie będzie odwrotnie. Wydaję mi się, że to Legia będzie próbowała − zza podwójnej gardy − przechwycić piłkę Wiśle, kiedy ta będzie prowadzić atak pozycyjny. Oba zespoły lubują się w grze z kontry, ale to legioniści będą w uprzywilejowanej sytuacji. Wisła u siebie musi prowadzić grę.
Wierzę, że Wisła ten mecz co najmniej zremisuje. Na pewno go nie przegra. Jeżeli wiślacka defensywa i jej bramkarz zagrają tak jak do tej pory, to o wynik jestem spokojny. Inną kwestią pozostanie gra do przodu. Jeżeli nie będzie Brożka, to będzie o wiele trudniej. Jestem natomiast przekonany, że piłkarze „Białej Gwiazdy” wyzwolą siebie maksimum umiejętności, sprytu i zdołają przechytrzyć obrońców Legii i o jedną bramkę będą lepsi.
MAREK MOTYKA