Muszę przyznać, że nie spodziewałem się, że możemy zremisować z Mołdawią. Byłem przekonany, że jednak z tym przeciwnikiem wygramy. Dla nas to fatalny wynik. Tym bardziej, że pierwsza połowa – szczególnie jej początek – wypadła całkiem dobrze. Polacy solidnie prezentowali się w tyłach, dobrze spisywali się w pomocy i wykazywali się dużą ruchliwością w ataku, zarówno w bocznych, jak i środkowych strefach boiska. Lewandowski znakomitym podaniem obsłużył Błaszczykowskiego, co dało nam prowadzenie. W pozostałych sytuacjach brakowało dobrego ostatniego podania i skutecznego wykończenia. Wydawało się jednak, że w drugiej połowie bramki dla naszej kadry są tylko kwestią czasu.
W drugiej części meczu w Kiszyniowie brakowało mi przede wszystkim ofensywnych wejść bokami. Boczni obrońcy w ogóle nie podwajali pomocników. Zamiast tego ciągle pchaliśmy się środkiem, który Mołdawianie skutecznie zagęścili. Kuriozalną wydaje się sytuacja, w której non stop graliśmy długą piłkę na Lewandowskiego, gdy w obronie Mołdawii grali stoperzy mierzący ponad 190 centymetrów wzrostu. Aż prosiło się, aby grać dołem i wjeżdżać w pole karne, szukając chociażby rzutu karnego. W naszej grze panował niestety chaos.
Wszystko zawaliło się w momencie utraty bramki. Mołdawianie bezlitośnie wykorzystali ogromny błąd obrony, która do tego momentu prezentowała się solidnie i wydawało się, że trener Fornalik dobrze ją zestawił. Brak asekuracji i stało się. Mieliśmy w ogóle szczęście, bo sędzia mógł, a nawet powinien gwizdnąć karnego przeciwko nam. Arbiter zinterpretował jednak wejście Krychowiaka jako „bark w bark” i puścił grę.
Trener Fornalik próbował coś zmieniać i dość szybko zrobił zmiany, wprowadzając ofensywnych piłkarzy. Szczególnie rozczarował mnie Kuba Kosecki, który w Legii na skrzydłach robi rewelacyjne akcje. Zaskoczeniem dla mnie był fakt, że skrzydłowy nowego mistrza Polski znalazł się w środku pola, zamiast na skrzydle, gdzie jest z niego najwięcej pożytku. Młody „Kosa” powinien dryblować, szarpać, szukać faulu aby po jakimś stałym fragmencie gry poszukać zwycięskiego gola. Tak się jednak nie stało.
Nie wiem dlaczego gramy wciąż dwoma defensywnymi pomocnikami w przypadku, gdy musimy wygrywać. Niestety, ale kto by nie zagrał za Lewandowskim, to gwiazda Borussii w ataku jest wciąż osamotniona. Aż prosiło się żeby zagrać dwoma napastnikami. Dziwię się, że trener kadry lubiący przecież ustawienie 1-4-4-2 nie odważył się i nie zagrał drugim napastnikiem oraz defensywnym i ofensywnym pomocnikiem w środku. W trakcie gry można się przecież przesuwać graczy i modyfikować ustawienie, żeby skutecznie się bronić. Jednak nawet ta dwójka defensywnych piłkarzy w środku pola potrafiła stworzyć zagrożenie. Gdyby Polański w jednej sytuacji lepiej zagrał do świetnie wchodzącego Błaszczykowskiego, to dziś byłaby inna rozmowa.
Uważam, że dobrze się stało, że Waldemar Fornalik pozostanie na swoim stanowisku. Jestem zwolennikiem sytuacji, gdy trener może do końca wykonać swoją misję. Wtedy można wystawić konkretną ocenę za całe eliminacje. Jeżeli Fornalik nie zdoła awansować do brazylijskiego mundialu, będzie to jego osobista porażka, a fachowcy będą mogli wytknąć mu wszystkie błędy. Jeżeli zwolniono by selekcjonera w połowie drogi, zawsze mógłby powiedzieć, że był jeszcze w stanie uratować awans. Nowy selekcjoner w tym momencie niewiele by zmienił. Nie istnieją czarodzieje, którzy przy użyciu magicznej różdżki, odmieniliby oblicze naszej reprezentacji.
MAREK MOTYKA