MOMENTY BYŁY. Zagrali jak za dawnych lat

Pierwsza kolejka rundy wiosennej niespodziewanie się do nas uśmiechnęła. Były emocje, kontrowersje, walka, piękne bramki i ekwilibrystyczne parady bramkarzy, a dwa spotkania starszym kibicom przypomniały dawne lata świetności polskiej ligi.

***

NA PLUS

+ ZA szybki, ZA silny, ZA skuteczny, po prostu ZACHARA. 23-latek okazał się bohaterem fantastycznego meczu, który nieoczekiwanie zaserwowali nam piłkarze Wisły i Górnika. W tym spotkaniu było wszystko, czego tylko kibic mocnej ligi mógłby sobie zażyczyć, a o czym fan naszej T-Mobile Ekstraklasy nie śmiałby nawet marzyć. Jakość, tempo, taktyka (Wisła przez ponad godzinę świetnie się broniła), nieoczekiwane zwroty akcji, walka, a na koniec bohaterem został gość, na którego jeszcze kilka tygodni temu nawet Art Binkowski nie postawiłby złamanego dolara.

Mateusz Zachara w ostatnich siedmiu meczach zdobył sześć bramek i niespodziewanie zameldował się w czołówce strzelców TME. W piątek niczym legendarny Wasilij Zajcew z zimną krwią dwa razy pociągnął za spust, wygrywając Górnikowi wydawało się już przegrany mecz.

Z nim w składzie, a także z Sobolewskim, Nakoulmą czy Olkowskim, piłkarze Górnika mogą odebrać swoim kibicom wątpliwą przyjemność intonowania tej oto przyśpiewki…

+ Ruch Jána Kociana. Oczywiście nie chodzi nam o sposób poruszania się słowackiego szkoleniowca czy też o jego taneczne umiejętności, a o chorzowską drużynę, którą Ján zza południowej granicy cudownie odmienił. Tak, wiemy, że w sobotni wieczór to Lech zgarnął trzy punkty, ale jeśli Kuświk zdobywa dwie bramki w jednym meczu, a w sumie w poprzednich trzech ustrzelił już cztery gole, to wiemy, że coś się dzieje i nie możemy przejść obok tego obojętnie.

Swoją drogą poziom emocji w minionej kolejce najwyraźniej niektórych przerósł, przez co ewidentnie stracili kontakt z rzeczywistością.

Fakt, Kuświk rozegrał kolejne fajne spotkanie i ma już na koncie sześć trafień, ale zachowajmy umiar. Chłop we wszystkich poprzednich sezonach w ekstraklasie zdobył w sumie siedem bramek. Siedem! Może się nie znamy, jednak inaczej rozumiemy pojęcie talentu w piłce nożnej.

Wracając do spotkania Ruchu – potyczka chorzowian z Lechem, podobnie jak mecz Górnika z Wisła, okazała się długim, ponad półtoragodzinnym momentem, który na długo zapadnie nam w pamięć. Zapytacie dlaczego wyróżniamy przegrany Ruch? Bo mimo wszystko po zespole Kociana prędzej niż dobrego meczu, spodziewalibyśmy się wynalezienia leku na raka, a od Lecha – z takim składem i potencjałem – wymagamy tego co tydzień.

+ Hubert Wołąkiewicz. Obrońca „Kolejorza” przywrócił nam wiarę, że na boisku piłkarskim wciąż można znaleźć twardziela z prawdziwego zdarzenia. Były reprezentacyjny obrońca już 2.minucie meczu złamał szczękę, a mimo to wytrwał na murawie do końca pierwszej połowy. Niezniszczalni John Rambo, John McClane czy Indiana Jones chylą czoła i pokornie robią miejsce przy stole.

NA MINUS

Piotr Stawarczyk. Jeśli ktoś zastanawia się, dlaczego Ruchowi brutalnie przerwano passę meczów bez porażki, oto odpowiedź. Stoper „Niebieskich” zawalił dwa gole, a i przy trafieniu Murawskiego mógł zachować się lepiej. Gdyby Piłsudski bronił naszej niepodległości jak Stawarczyk dostępu do bramki Buchalika, dzisiaj nie mielibyśmy czego świętować.

Defensywa Lechii Gdańsk. Tutaj krótko – dziurawa jak budynki w Iraku. Dostać trzy sztuki od Podbeskidzia, to jak będąc w szóstej klasie zostać spranym przez pierwszaka. Wstyd.

Wladimer Dwaliszwili. Karykatura napastnika. Niezgrabny, niezdarny, ociężały jakby ważył co najmniej tyle, ile pierwsza lepsza Grycanka. Symbol marazmu Legii. Nie wiemy, czy jego fatalna dyspozycja jest spowodowana brakiem rywalizacji o skład, czy może nieodpowiednimi treningami Jana Urbana, ale coś jest nie tak. Kiedy przenosił się na Ł3 wielu upatrywało w nim najlepszego snajpera ekstraklasy. Dzisiaj ponad połowa ligi dysponuje lepszą „dziewiątką”.

***

A które momenty 16. kolejki zapisały się w Waszej pamięci?

***

fot. gornikzabrze.pl/lechpoznan.pl

Pin It