Pogoń ma (h)Aka na resztę ligi, Wisłę jednak da się zawrócić, a Bydgoszcz odpowiada na toruńskie pierniki, czyli momenty były.
NA PLUS
+ Pogoń ma na resztę haka, bo dla niej gra Aka. Moglibyśmy podobne rymowanki sklecać do czasu kolejnego gola Lewandowskiego w kadrze, ale i tak nie przebilibyśmy kreatywnością japońskiego pomocnika „Dumy Pomorza”. Akahoshi piękną bramką i asystą odebrał Ruchowi nadzieje na szybkie pogodzenie się ze zwycięstwami, a celownik Pogoni ustawił na europejskie puchary. Azjacie udało się utrzymać fenomenalną dyspozycję z jesieni i – raczej dość nieoczekiwanie – wraz z kolegami może być największym wygranym reformy ligowej.
+ Spragniony wrażeń? Skocz na Lecha. Ale tylko, jeśli gra w Poznaniu. „Kolejorz” na wiosnę u siebie wygrywa wszystko, a ponadto przeważnie robi to w efektownym stylu. Tym razem bez problemów (mimo paniki w końcówce po trafieniu Tuszyńskiego) uporał się z Lechią, dzięki czemu wskoczył na drugie miejsce w tabeli. Dobre zawody zaliczył Szymon Pawłowski, przyzwoicie zaprezentował się Hamalainen, trochę poszarpał Lovrencsics, tylko Teodorczyk znowu częściej pudłował niż trafiał. Tym samym mimo obijania band reklamowych przez „Teo”, wizytę Rumaka w pośredniaku znowu odłożono w czasie. Pytaniem pozostaje na jak długo…
+ Toruń słynie z pierników, a Bydgoszcz z… „Masła” . Co prawda chleba nim nie posmarujesz, ale za to wygra ci mecz. W spotkaniu z Wisłą Michał Masłowski – bo oczywiście o nim mowa – może i nie był non-stop pod grą, jednak kiedy już dostał piłkę, w szeregach defensywnych „Białej Gwiazdy” robił się bałagan niczym w Warszawie po marszu niepodległości. Szybkość, drybling, ostatnie podanie – wszystko na absolutnie najwyższym poziomie. Gdyby Geworgian z Wójcickim byli w piątek ciut bardziej rozgarnięci, 24-latek miałby nie jedną, a trzy asysty. Na szczęście dla Zawiszy, debiutant Kadu wiedział po co wszedł na boisko i jako jedyny nie zniweczył wysiłku Masłowskiego, co okazało się wystarczające na Wisłę.
NA MINUS
– Spowolnienie Ruchu. Źle się dzieje w państwie Kociana. Oczywiście, w tym momencie nie należy jeszcze bić na alarm, aczkolwiek również nie ma co udawać, że jest jak w piosence Zdzisława Maklakiewicza – dobrze. Dwie porażki „Niebieskich” z rzędu są czymś nowym dla słowackiego szkoleniowca i jesteśmy niezmiernie ciekawi, jak sobie z tym fantem poradzi. Tym bardziej, że na razie ze składu wypadł mu Grzegorz Kuświk, czyli jeden z dwóch napastników w zespole z Cichej. Łatwo raczej nie będzie, ale przecież gdy wchodzi się na szczyt, musi być pod górę, prawda?
– Zawrócona Wisła.
Marzec nie służy „Białej Gwieździe” jak pączki cukrzykowi. Cztery mecze i ledwie dwa punkty – bilans godny Podbeskidzia czy Widzewa, ale na pewno nie zespołu, który miał walczyć o mistrzostwo. Całe szczęście dla Wisły, że ten feralny miesiąc dobiega końca. Pozostał jeszcze tylko mecz z Zagłębiem…
– D(r)waliszwili. Gruzin odleciał wyżej niż piłki po pudłach Krzynówka czy Ramosa. 27-latek wykorzystał sytuację, której po prostu nie dało się nie wykorzystać, po czym niby Władysław Kozakiewicz wszystkim swoim krytykom pokazał soczystego wała. Patrzcie, chamy, jaki ze mnie napadzior! Że ja niby nie strzelam? Wolne żarty. A prawda jest taka, że Kuba Kosecki przy niewielkiej pomocy Radosława Murawskiego po prostu trafił w Dwaliszwiliego, a on już nie miał jak tego spartolić. Obrońca był za daleko, stąd Gruzin nie mógł dać się wyprzedzić i tym samym zablokować. Z kolei Szumski leżał gdzieś obok, więc nawet Wlado nie był w stanie kopnąć prosto w niego, tak jak tydzień temu huknął w Miśkiewicza. Litości, niestrzelenie gola w takim układzie było równie prawdopodobne, co niezaliczenie w burdelu. Tymczasem Dwaliszwili celebrował bramkę, jakby przynajmniej powtórzył akcję Maradony z mundialu w Meksyku. Chłopie, zejdź na ziemię i weź się do roboty. Takie okazje wykorzystują nawet piekarze z B-klasy.
MATEUSZ JANIAK
fot. pogonszczecin.pl