MOMENTY BYŁY. „Figo” przywraca wielkość derbom Śląska

Za oknem śnieg, w galeriach handlowych dudni „Last Christmas”, a nasi dzielni ligowcy wciąż nie schodzą z murawy. Co prawda, jak w piosence Jerzego Stuhra – jednym wychodzi to trochę lepiej, innym trochę gorzej, ale MOMENTY BYŁY…

***

NA PLUS

+ Chorzowski „Figo”, czyli Filip Starzyński. Przez ostatnie półtora roku 22-letni pomocnik Ruchu nie zawsze grał godnie swojej dumnej ksywy. Prawdę mówiąc , wiele razy wydawało nam się, że wychowanek Wichra Przelewice przydomek zyskał nie w związku z podobieństwem do wielkiego Luisa, ale przez bliskie konotacje z szalejącymi na discopolowej scenie Braćmi Figo Fagot. W zasadzie nie zdziwiłoby nas, gdyby po kolejnej nonszalanckiej stracie Starzyński zatrzymał się i zaczął machać ręką, śpiewając przy tym: „Patrzcie świnie, król parkietu, ręka jak złamana! Naku**iam węgorza, nana, nana, nana!”. No, nie zaskoczyłoby nas to do września tego roku, to jest do ściągnięcia na Cichą Jána Kociana, bo od momentu objęcia sterów Ruchu przez słowackiego szkoleniowca, „Figo” rozkwita. W końcu bliżej mu do byłej gwiazdy Barcelony i Realu, a nie do bycia trzecim bratem autorów takich hitów jak „Bożenka” czy „Wóda zryje banie”. Tym razem Starzyński bramką i asystą przywrócił derbom Śląska określenie „wielkie”, a wcale nie było to łatwe zadanie. Największa gwiazda „Niebieskich” po raz kolejny błyszczała i w ciemno stawiamy, że jeśli utrzyma dobrą dyspozycję, długo w Chorzowie nie zabawi.

+ Zimowa forma Kaspera Hamalainena. Fiński rozgrywający Lecha od dobrych kilku meczów gra co najmniej solidnie i to w dużej mierze dzięki niemu (i chimerycznej postawie Górnika, Wisły i Legii) „Kolejorz” wciąż może myśleć o odzyskaniu mistrzowskiego tytułu. Trudno nie dostrzec w występach Hamalainena prostego mechanizmu – im jest zimniej, tym gra on lepiej. Nie wiemy, czy ma to związek z mroźna pogodą w Finlandii, którą przypominają mu ostatnie temperatury w Polsce, czy może w związku z ziąbem po prostu musi się więcej ruszać, żeby nie zamarznąć, ale zapewne na Bułgarskiej chwalą nadejście chłodnych dni jak emeryci przybycie listonosza. W piątkowym spotkaniu Fin dwiema asystami pogrążył Wisłę, dzięki czemu Lech traci do „Białej Gwiazdy” już tylko punkt. Z tak grającym Hamalainenem „Kolejorz” nie musi obawiać się nikogo.

+ Lewandowskich ci u nas dostatek, ale i dla Mateusza znajdzie się miejsce. Kiedyś w Lidze Mistrzów hasał Grzegorz, potem z dobrej strony pokazał się Mariusz, następnie rozstrzelał się Robert, a teraz przyszedł czas właśnie na Mateusza. Lewy obrońca Pogoni nie tylko zapewnił „Portowcom” prowadzenie, ale przede wszystkim przez cały mecz zasuwał w tę i z powrotem niczym zegarowe wahadło. Jeden z najbardziej obiecujących piłkarzy młodego pokolenia krok po kroku zbliża się do powołania do pierwszej reprezentacji Polski. Najpierw na klubowej ławce posadził Pietruszkę, a teraz szykuje się do wypchnięcia z kadry warzywniaka, znaczy się Wawrzyniaka.

NA MINUS

Coming out Patryka Mikity. Prezes Leśnodorski miał rację – 20-letni napastnik to jednak kosmita. Kiedy wczoraj Jan Urban ściągał młodego zawodnika z boiska już w 40. minucie meczu, zrobiło się nam go żal. Tak po ludzku. Chyba wszyscy wiemy, że zmiana w pierwszej połowie jest jedną z najbardziej haniebnych rzeczy, które mogą spotkać piłkarza, dlatego żadnemu tego nie życzymy. Jednak nasze współczucie wyparowało jak pół miliona z konta ojca Rydzyka, gdy tylko odwiedziliśmy fejsbuka Mikity.

Nic dodać, nic ująć. Cała sprawa jest tym smutniejsza, że „ssanie” będzie się ciągnęło za chłopakiem do końca kariery i większość kibiców będzie go kojarzyć właśnie z homoseksualnych propozycji wysyłanych pod adresem kolegów. Co prawda sam zainteresowany szybko stwierdził, że ktoś mu się włamał na konto, jednak brzmi to dość groteskowo, a poza tym smród i tak pozostał. Zresztą po co ktokolwiek miałby to zrobić? Przecież Mikicie wciąż bliżej do anonimowego kopacza niż do gwiazdy futbolu. Podobno gość ma talent, więc może kiedyś uda mu się golami zatrzeć fatalne wrażenie, ale droga przed nim daleka. Choć musimy się przyznać, że gdy słyszymy, iż Mikita ma talent, nie wiemy, czy chodzi o asyryjsko-babilońską walutę, czy o nadzwyczajne predyspozycje piłkarskie. Biorąc pod uwagę liczbę minut, które rozegrał w TME, stawiamy na pierwszą wersję…

– Domatorstwo Wisły Kraków. ”Biała Gwiazda” Franciszka Smudy jest do bólu przewidywalna – u siebie gra fantastycznie, na wyjeździe katastrofalnie. Wystarczy powiedzieć, że Garguła i spółka ostatni raz zwycięstwo poza Krakowem odnieśli pod koniec lipca, czyli pięć miesięcy temu. Nie wiemy, co się dzieje z piłkarzami Wisły na innych stadionach, ale Smuda ma nie lada orzech do zgryzienia.

Legia Warszawa. Mistrzowie Polski już teraz przegrali więcej meczów (6) niż w całym poprzednim sezonie (3), a przed nimi jeszcze sporo grania. W tym momencie jako komentarz do postawy „Wojskowych” przychodzą nam do głowy tylko słowa majora Walendy z „Psów 2″: „Co tu gadać?! Tu trzeba lać!”. Oczywiście nie w sensie dosłownym, jak robi się to Lubinie, ale ktoś na Ł3 powinien za to beknąć. I chyba nawet wiemy kto…

***

A które momenty 20. kolejki zapisały się w Waszej pamięci?

Pin It