Po tygodniu przerwy wracamy do emocji związanych z Ligą Mistrzów! Już o godzinie 18:00 w Sankt Petersburgu Zenit podejmie Borussię Dortmund, która swoim ostatnim ligowym występem wlała mnóstwo otuchy w serca rosyjskich kibiców. W innym dzisiejszym meczu Olympiakos Pireus zagra u siebie z Manchesterem United. Dla „Czerwonych Diabłów” będzie to podróż do piekła, jednak mało prawdopodobne, by czuli się jak w domu. Zapraszamy na wtorek z Ligą Mistrzów!
Zbyt dobrzy, by ciągle przegrywać
Rok temu, tuż przed dwumeczem z Borussią Dortmund, gracze Zenita mieliby prawo mieć nogi jak z waty. Dzisiaj jednak nie mają powodów do obaw – Borussia już dawno nie grała tak słabo i nie była tak zdziesiątkowana przez kontuzje. O formie Schwarzgelben chyba najlepiej mówi porażka aż 0:3 z HSV, który w spektakularnym stylu odkuł się po najdłużej w historii klubu serii porażek. W zespole z Dortmundu nie wystąpią Subotić, Bender, Gundogan i Błaszczykowski, co w zestawieniu z w pełni zdrową kadrą gospodarzy nie napawa kibiców z Zagłębia Ruhry optymizmem.
Zenit Sankt Petersburg jest jednak jednym z dziwniejszych zespołów w europejskiej elicie. Gdy w 2008 roku piłkarze z Piotrogrodu w wielkim stylu wygrali Puchar UEFA oraz Superpuchar Europy, zdawało się, że jesteśmy świadkami narodzin nowej potęgi, która wkrótce będzie się liczyć w walce o najważniejsze klubowe trofeum na Starym Kontynencie. Spektakularne transfery finansowane przez Gazprom nie dały jednak zamierzonego efektu, co znajduje odzwierciedlenie w rankingu UEFA (20. miejsce), ale przede wszystkim – w pustej klubowej gablocie przeznaczonej na europejskie trofea.
Wydaje się jednak, że wydane na drużynę miliony i sprowadzone za nie gwiazdy muszą w końcu zaprocentować – Zenit jest po prostu zbyt dobry, by ciągle ponosić porażki. A z kim się przełamać, jak nie z najsłabszą od kilku sezonów Borussią?
Piekło dla Diabłów
Wydawać by się mogło, że do dwumeczu z Olympiakosem piłkarze Manchesteru United powinni przystępować w roli zdecydowanego faworyta o każdej porze dnia i nocy, jednak tegoroczna dyspozycja podopiecznych Davida Moyesa odejmuje całą wiarę w moc zawodników z Old Trafford. Liga Mistrzów jest dla „Czerwonych Diabłów” ostatnią szansą na uratowanie sezonu i zachowaniu wizerunku twardzieli.
Gracze United zagrają dziś wieczorem w najprawdziwszym piekle Karaiskais, zwanym też przez niektórych stadionem piłkarskim. Zawodnicy Olympiakosu Pireus mogą liczyć zarówno na owiany już legendą gorący doping swoich fanatyków, których trud w wspieraniu swoich ulubieńców jest doceniany wszędzie i przez wszystkich – nawet przez Zlatana Ibrahimovića, który tak wspominał wizytę w Grecji we wrześniu minionego roku:
Kibice Olympiakosu byli niesamowici. Olof Mellberg grał tutaj i opowiadał mi o fanach. Nigdy nie widziałem tego na żywo, ale teraz rozumiem. To jest niewiarygodne. To duża przewaga Olympiakosu.
Kibice to jedno, ale czy zawodnicy Mistrza Grecji są w stanie podołać zadaniu i powstrzymać United? Kadra Olympiakosu być może nie powala na kolana, niemniej kilka nazwisk zwraca na siebie uwagę – chociażby Saviola, wracający do europejskiego futbolu Valdez, czy też gracze wypożyczeni z uznanych marek: Arsenalu (Campbell), Atletico (Jimenez) czy Monaco (N’ Dinga). Dużym osłabieniem zespołu była jednak sprzedaż największej gwiazdy – Konstantinosa Mitroglou do Fulham Londyn. Jak na razie Olympiakos nie mierzył się z poważnymi rywalami, dlatego trudno ocenić, jak utrata snajpera wpłynie na grę zespołu. Dominacja w rodzimej lidze jest mimo wszystko niezagrożona. Podbój Europy? W zasadzie niemożliwy. Pokonanie United? Poczekajmy do wieczora.