Przed Arsenalem i Milanem istna mission impossible . Odrobienie strat z własnego boiska, ze świetnie dysponowanymi w tym sezonie zespołami, będzie trudne do osiągnięcia. Ale dopóki piłka w grze, dopóty wszystko jest możliwe…
Powtórzyć wyczyn sprzed roku
Arsenal przed dzisiejszym meczem potrzebuje przede wszystkim pewności siebie i zarówno ostatnie wypowiedzi, jak i postawa w meczu z Evertonem wskazują na to, że Kanonierzy są nią przepełnieni. W przedmeczowych wypowiedziach Arsene Wenger podkreśla, że awans jest możliwy. Francuz wierzy w sukces, bo przecież rok temu Arsenal sprawił niespodziankę i w rewanżu pokonał Bayern na wyjeździe 2:0. Teraz taki wynik dawałby dogrywkę. Niestety dla fanów londyńskiej drużyny okazało się, że kontuzji doznał Kieran Gibbs i na lewej obronie zagra najprawdopodobniej Thomas Vermaelen.
Po drugiej stronie barykady jest potężna bestia z Monachium, która ostatnio rozbiła 6:1 Wolfsburg. Ale to, że Bayern wygrywa mecz za meczem nie sprawia, że jego piłkarze nie czują respektu przed gośćmi z Londynu. Przecież to na Emirates pierwszy raz Guardiola miał wrażenie, że gra z zespołem lepszym, silniejszym niż jego własny. Szczególną uwagę hiszpański trener zwraca przede wszystkim na Mesuta Özila, który dzięki odpoczynkowi powrócił do formy sprzed czterech miesięcy. Bezbłędny w rozegraniu, pomocny w obronie. To właśnie niemiecki zawodnik będzie dzisiaj w zdziesiątkowanym Arsenalu najgroźniejszy. Jego zatrzymanie i nie pozwolenie mu na rozgrywanie piłki jest kluczowym elementem planu, który ma pozwolić Bayernowi na spokojny awans do ćwierćfinału i czekanie na kolejnego przeciwnika.
Przerwać złą passę
Jeśli spojrzymy na karty historii to faworyt rewanżu Atletico – Milan jest tylko jeden. Mediolańczycy nie radzą sobie z hiszpańskimi zespołami, słabo prezentują się ostatnio w fazie pucharowej, a Mario Balotelli jeszcze nigdy nie strzelił wiosną bramki w Lidze Mistrzów. Ale kiedy przełamać złą passę, jak nie dzisiaj?
Dla Milanu jest to mecz niezwykle ważny. Włoskie media określają go jako starcie o osiem milionów euro. Tyle otrzymuje każdy klub za awans do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Dla znajdującego się w środku tabeli zespołu, w którym liczą każde euro, są to pieniądze, którymi nie można pogardzić. Clarence Seedorf już na początku stanął przed zadaniem niezwykle trudnym. Jak z takiego materiału piłkarskiego stworzyć zespół mogący walczyć w Serie A o coś więcej? Wpływy z dzisiejszego awansu niewątpliwie ułatwiłyby mu pracę
Otrzymanie rozbitej mentalnie szatni, pełnej przeciętnych graczy, to jeszcze nie koniec świata. Holender powinien zacząć podpatrywać Diego Simeone, którego autorski projekt zagraża duopolowi hiszpańskich gigantów, a który też nie otrzymał zespołu gotowego i wszystko musiał budować tak naprawdę na Vicente Calderon od zera. Teraz pozostaje Argentyńczykowi zbierać jedynie plony swej pracy i wysłuchiwać na jej temat licznych pochwał. Jeśli dziś awansuje do ćwierćfinału, jedno jest pewne – na Atletico nikt trafić nie będzie chciał.