Michał Janota – wyższy level świadomości

AAA_0041

Oglądając wczorajszą Ligę+ Ekstra naszła nas refleksja, że Michał Janota należy dziś do bardzo wąskiego grona piłkarzy, których świadomość nie ogranicza się do treningów i meczów. To ten rodzaj zawodnika, do którego zadzwonisz z prośbą o wywiad, a on od razu spyta kiedy i ile czasu ma ci poświęcić.

Ostatnio przy okazji reportażu o KoronaTV, dość długo rozmawialiśmy z członkami biura prasowego kieleckiego klubu. Nie mogli się nachwalić zaangażowania Michała we wszelkie akcje. Wśród piłkarzy dominuje podejście na zasadzie: przecież byłem ostatnim razem, czemu znowu ja? Janota zawsze zgłasza się sam, na ochotnika. Nie grymasi. Przyczyny tego są też często prozaiczne. Michał opowiadał, że najzwyczajniej w świecie nudzi się w Kielcach, gdzie nie ma jeszcze – przynajmniej nie miał w październiku – zbyt wielu znajomych. A wiadomo, że lepiej wyjść pośmiać się z dzieciakami niż oglądać kolejny odcinek serialu.

Wiążą się z tym różne zabawne historie. Na przykład ostatnio, podczas wizyty w jednym przedszkoli, zorganizowano konkurs. Był wyznaczony plac gry, ustawiona bramka, której bronić miał jakiś młody chłopiec. Zwykła zabawa. Paweł Sobolewski strzelił dzieciakowi w nogi, Zbigniew Małkowski nie trafił w bramkę, Janota zaś przykiwał i wepchnął piłkę do pustaka. Zupełnie, jakby grał właśnie mecz. Dzieciak w płacz, przeżywa swój osobisty dramat. Michał przeprasza, podnosi chłopaka na duchu, ale to nie takie łatwe zadanie. W końcu musi mu udowodnić, że i tak jest świetnym bramkarzem – w kolejnej próbie trafia prosto w jego nogi.

A koledzy docinali. – Łe, nie umie się bawić!

Zupełnie inne wychowanie, zupełnie inna świadomość. Próbowałem kiedyś namówić na wywiad Pawła Sobolewskiego. Pardon, Pana Piłkarza Pawła Sobolewskiego. Próbował mi wmówić, że trenuje od rana do dziewiętnastej. Dzień w dzień! A później – wiadomo – regeneracja.

- No sam pan widzi, że nie ma się kiedy spotkać!

W Lidze+ Ekstra widzieliśmy piłkarza wyluzowanego, otwartego, uśmiechniętego. Bez żadnych kompleksów. Świetny kontrast dla polskiego kopacza – zwykle naburmuszonego, kiedy przychodzi mu powiedzieć parę słów do kamery. Albo panicznie bojącego się powiedzieć cokolwiek, co wyłamuje się poza piłkarską nowomowę typu „wszystko zweryfikuje boisko”. Bojącego się o to, co powiedzą w klubie – swoją drogą jak świadczy to o samych klubach?

Michał Janota – bardzo pozytywna postać, jeśli chodzi o kontakt z mediami. Kiedy był jeszcze w Holandii, udzielił kilkadziesiąt bliźniaczo podobnych wywiadów. Jak się trenuje w Holandii? Jak trafiłeś do Feyenoordu? Wiadomo, że każdego strzeliłaby nerwica, gdyby miał opowiadać tysięczny raz to samo. Ale „Janot” cierpliwie każdemu odpowiadał. To w końcu część jego pracy.

Zupełnie inny poziom mentalności.

jb

Fot. Mateusz Pietrasiewicz

Pin It