Zamiast meczu w telewizyjnej jedynce leciało „ Miejsce zbrodni. Czas odwetu” , z kolei na TVP 2 można było obejrzeć „Salę samobójców”. Przed rewanżowym meczem polskiej drużyny w europejskich pucharach atmosfera nigdy nie była pozytywniejsza. Szkoda tylko, że finalne zwycięstwo w dwumeczu warszawskiej Legii musieliśmy oglądać na streamach lub wysilając w nocy swój wzrok, nieustannie spoglądając na relację meczową. Albo suchy wynik w telegazecie. Co kto lubi.
Henning Berg nie kombinował i na Celtic Glasgow wystawił identyczną jedenastkę, jak w pierwszym spotkaniu. Dusan Kuciak – Łukasz Broź, Inaki Astiz, Jakub Rzeźniczak, Tomasz Brzyski – Tomasz Jodłowiec, Ivica Vrdoljak – Michał Żyro, Ondrej Duda, Michał Kucharczyk – Miroslav Radović. Mimo tego mecz od początku wyglądał tak, jak w Warszawie. Celtic nieustannie atakował, rozgrywał piłkę, ale powtórki sprzed tygodnia nie było. Słowacki golkiper nie skapitulował w pierwszych minutach, Brzyski nie dał się przepchnąć, a wynik pozostawał bez zmian. Astiz miał dużo pracy ze szkocką drużyną, był chyba tym najbardziej widocznym zawodnikiem warszawskiego zespołu. Celtic atakował, przeważał. Wszystko wyjaśnia ta grafika.
Mecz wyrównał się dopiero po kwadransie gry. Kucharczyk i Radović zaczęli śmiało atakować bramkę strzeżoną przez Frasera Forstera, Żyro również był widoczny w ofensywie, czego nie można niestety powiedzieć o Dudzie. Pierwszy mecz także nie był najlepszy w jego wykonaniu. Ale nawet mimo tego, że legioniści zaczęli stwarzać sobie sytuacje podbramkowe, to Szkoci przeważali. Aż do 36. minuty. Wtedy właśnie na listę strzelców wpisał się Żyro, który definitywnie przekreślił szanse Celtiku na awans do kolejnej rundy eliminacji. Vrdoljak zanotował asystę przy tym, jak „Żirou” przedarł się przez obrońców i posłał piłkę obok bezradnego bramkarza. Kibice, oczywiście ci miejscowi, zaczęli wychodzić ze stadionu. Zdało się słyszeć liczne głosy dezaprobaty i krytyki wobec mistrzów Szkocji, bo panie, z takim Celtikiem do Europy? Bezradni nawet w trzeciej rundzie el. LM. Ale to nie nasz problem. Gorycz przelała się w momencie strzału kończącego pierwszą odsłonę spotkania. Dobrze, że mamy takich ludzi jak Franek Smóda na Twitterze. Przynajmniej jest barwnie.
W drugiej połowie Celtic nie zamierzał już odrobić strat. Szkoci chcieli zdobyć chociażby honorową bramkę, która pozwoliłaby im na zachowanie twarzy przed własną publicznością. Można przegrać wysoko z Barceloną, można ulec Fiorentinie, ale chyba nikt nie spodziewał się, że takie lani sprawi im Legia. Mówię oczywiście o fanach dzisiejszych rywali „Wojskowych”. Oczekiwali gładkiego, aczkolwiek niewysokiego zwycięstwa. A tu cały misterny plan poszedł na spacer i wrócić nie zamierza. Z taką grą nawet awans do fazy grupowej Ligi Europy będzie dla nich błogosławieństwem. Bo, uwierzcie, tak słabego Celtiku po prostu nie da się oglądać. Szkoda trochę ich, jasne, ale nie dzisiaj. Zwłaszcza w 61. minucie, kiedy bramkę zdobył „Kucharidze”. Piętka „Rado” do Vrdoljaka, który oddał futbolówkę Żyrze, by następnie ten z pierwszej piłki zagrał do wbiegającego „Kucharza”. Czy mogło być piękniej?
Nie wspominajcie tylko o karnych Ivicy. One będą ciągnąć się za nim latami.
Po drugiej bramce dla Legii, coraz więcej kibiców Celtiku zaczęło opuszczać stadion. Historia stara jak świat, albo poszli do baru opić smutki i trochę sobie poprzeklinać, albo wrócili do domów opić smutki i troszkę sobie poprzeklinać. Ci kulturalniejsi nadal wyzywają swoich na żywo. Bo skoro się kupiło bilet, to się zostaje do końca. Mama uczyła, żeby niczego nie marnować. Nawet biletu do kabaretu. Piłkarze pewnie także zamierzali już opuścić boisko, no ale co zrobić, kiedy płacą za grę. Zbytnio nie ucieszyli się także, kiedy na boisku zobaczyli Kubę Koseckiego, który zmienił Kucharczyka. „Kosa” już kilka minut po zapoznaniem się ze stanem murawy wkręcił w ziemię dwóch rywali, zatrzymał się niestety na trzecim.
W ostatnich minutach Celtic ponownie zaatakował, ale wszystko kontrolowali legioniści. Warszawiaków witamy w czwartej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów. Raj już dawno nie był taki blisko.
ŁUKASZ KLINKOSZ
Czy Legia potrzebuje wzmocnień przed czwartą rundą eliminacji Ligi Mistrzów i ewentualną grą w fazie grupowej tych rozgrywek? O tym przeczytacie u nas jutro.