Mecz ostatniej szansy już dawno za nami, z Ukrainą zagramy bez presji

Tak, to już dziś. O 20:00 w Charkowie, reprezentacja Polski zmierzy się z Ukrainą i definitywnie straci szanse awansu na przyszłoroczny mundial w Brazylii stoczy bój, w którym w końcu zaskoczy i przedłuży nadzieje Polaków. Emocje związane z tym widowiskiem czuć w powietrzu już od kilku dni i jesteśmy pewni, że dzisiejszego wieczora cały naród zgodnie zasiądzie przed telewizorami, by dopingować naszych „Orłów” w drodze po trzy punkty.

Ok, ten wstęp był nieco przewidywalny, ale dłużej nie będziemy już szydzić z tej naszej biednej reprezentacji, bo i sytuację mamy mało zabawną. Przed nami dwa ciężkie mecze na wyjazdach, sytuacja w tabeli jest beznadziejna, a szanse na awans iluzoryczne. Ktoś tam nawet policzył, że wynoszą one 0,02%. Bukmacherzy na nas nie stawiają (dziwne, co?), nawet wąsaci kibice przestali już wierzyć w cokolwiek. Warunki do sprawienia niespodzianki nasi piłkarze mają więc idealne. Zero presji, naród pogodzony z klęską, a oczekiwania ograniczają się do nieprzyniesienia Polsce większego wstydu, niż wyjazdowy remis z Mołdawią.

Ale nie łudźmy się, meczów ostatniej szansy, czy jak kto woli tych „o wszystko” w tych eliminacjach mieliśmy już kilka. Ale ani z Ukrainą, ani z Mołdawią, ani w końcu z Czarnogórą, gdy 3 punkty niemal dopisywaliśmy sobie przed meczem, a mobilizacja była ogromna, Biało-Czerwonym nie udało się wygrać. Dlaczego więc teraz miałoby być inaczej? Odpowiedź niestety jest prosta – inaczej nie będzie, bo zwyczajnie nie mamy po swojej stronie argumentów, dzięki którym wierzylibyśmy, że jesteśmy w stanie Ukrainę na wyjeździe ograć.

Tylko zawodnicy skrupulatnie starają się nam przypomnieć, że eliminacje nie są jeszcze przegrane. W gruncie rzeczy nie mamy jednak nic przeciwko kolejnym wywiadom poszczególnych piłkarzy, powtarzających jak mantrę frazesy o walce do samego końca i wciąż zachowanych szansach na awans. Przecież oni muszą coś mówić tym mało rozgarniętym dziennikarzom, szukającym tylko tego typu stwierdzeń na newsa. Jak by to bowiem wyglądało, gdyby któryś z nich otwarcie powiedział, że do Charkowa nie mamy po co jechać, a Fornalik jest już zwolniony? No właśnie, jeszcze gorzej. Z dwojga złego wolimy więc te obietnice walki, a nuż jeden z drugim w nie uwierzą i dziś oglądać będziemy drużynę odmienioną (he he he).

No ale, ok, wróćmy do sedna, bo zboczyliśmy trochę z tematu. Dziś o 20 mecz z Ukrainą, w którym może wystąpi Mariusz Lewandowski, może Sławomir Peszko, nieważne. Reprezentację bowiem oglądaliśmy, oglądamy i oglądać będziemy, bez względu na wszystko. Z mniejszymi lub większymi emocjami, z szybszym lub wolniejszym biciem serca, ale będziemy. Eliminacje są już niemal przegrane, mecz o wszystko przerżnęliśmy już w marcu, ale po cichu jak zwykle mamy nadzieję, że tym razem nie będziemy musieli się wstydzić za naszych grajków.

Tylko tyle i aż tyle.

wd

fot. natemat.pl

Pin It