Na początek kolejnego dnia mistrzostw czekało na nas kolejne europejskie starcie. Do walki o prymat w grupie H stanęli Belgowie i Rosjanie. Mecz nie zachwycił, żadna ze stron nie potrafiła przez długi czas zagrozić rywalowi. To był mecz, po którym chciałoby się po prostu napisać: „BEZ KOMENTARZA!”. Na szczęście dał znać o sobie Eden Hazard.
1. Plan na dziś – dośrodkowanie
Mało kombinacyjnej gry, mało strzałów, mało wszystkiego. Tak można ogólnie podsumować plan gry i możliwości ofensywne obu zespołów. Wszystko to połączone z dobrym ustawieniem linii defensywnych sprawiło, że oglądaliśmy dzisiaj wiele dośrodkowań. Szkoda tylko, że większości z nich była niedokładna i albo padała łupem obrońców, albo lądowała poza końcowymi liniami boiska.
2. Doświadczenie przede wszystkim
W reprezentacji Rosji wyróżnić trzeba duet środkowych obrońców. Pewni w obronie, niepopełniający prostych błędów, skoncentrowani przez całe spotkanie. Dobrze poradzili sobie pod koniec spotkania, gdy Belgowie kontrowali. To ich postawa sprawiła, że Belgowie przez długi okres meczu byli w ataku niewidoczni, nie potrafili zagrozić bramce Akinfeeva, a Lukaku zanotował kolejny fatalny występ. W powietrzu nie do ruszenia.
3. Opóźnione przebudzenie Hazarda
Miał być liderem, lecz przez długi okres czasu trudno było dostrzec jego obecność na boisku. Dopiero w drugiej połowie, gdy mecz zbliżał się ku końcowi był w stanie pokazać swój kunszt – dryblerskie umiejętności, przebojowość, dokładne podanie, boiskową inteligencję. To on zaliczył asystę przy debiutanckim trafieniu Origiego w reprezentacji. Jednak ten plus nie może przysłonić nam minusów w grze zawodnika o takim potencjale.
4. Lukaku – forma pozostawiona w Londynie
Napastnik, który zachwycał w Premier League podczas tegorocznych mistrzostw jeszcze ani razu nie otrzymał piłki w polu karnym przeciwnika. Rosły snajper był statyczny, miał problem z podejmowanie prawidłowych decyzji i często zachowywał się, jak przysłowiowe dziecko we mgle. Cofał się do środka pola, by dostać piłkę, ale nie wpływało to w żaden sposób na grę Belgii. Jedno z największych personalnych dotychczas rozczarowań turnieju. Może mecz z Koreą coś zmieni.
5. Koń, który stępa
Przed mundialem ochrzczeni jednogłośnie mianem „czarnego konia” mistrzostw w pierwszy meczu już zostali prawie okiełznani. W starciu z Rosjanami Belgowie może i wygrali, ale znów nie zachwycili. W ataku tak naprawdę istniał jedynie Dries Mertens, który dryblował i starał się się zagrozić rosyjskiej defensywie. W środku rozgrywać próbował Fellaini, ale przy ogólnej postawie kolegów była to syzyfowa praca. Niewidoczny długi okres czasu Hazard, beznadziejny De Bruyne. Belgowie nie mieli pomysłu na grę, przebojowości, szybkości. Czyżby stali się ofiarą klimatu i nieprawidłowych przygotowań? Za wcześnie na jednoznaczną odpowiedź. Belgijski koń stępa i ani przez moment nie biegł kłusem, o cwale nie wspominając. Na razie cel minimum – awans został osiągnięty.
***
Przed nami jeszcze dwa spotkania, po których nastąpi zakończenie drugiej kolejki grupowej. O 21:00 Korea zmierzy się z Algierią, a stawką meczu będzie przedłużenie nadziei na awans do następnej fazy turnieju. Na zakończenie mundialowego dnia, o 0:00 czasu polskiego zdeptana przez Niemców, Portugalia zmierzy się z niemiecką wizją w amerykańskim wykonaniu. Brak zwycięstwa podopiecznych Paulo Bento przekreśli tak naprawdę ich szanse na awans. Choć matematycznie takie będą istniały, to trudno wierzyć, że Portugalczykom uda się osiągnąć korzystny bilans bramkowy.
TOMASZ MILESZYK
fot.fifa.com