Mecz, który rządził się swoimi prawami?

15

Ten mecz rządził się swoimi prawami! – taki komunikat dobiegał do nas zewsząd. Logika podpowiadała, że wygra Legia. Z drugiej strony – wiadomo jak logiczne myślenie przydaje się w typowaniu wyników ekstraklasy. Mimo to wygrał faworyt – Legia, która po raz kolejny pokazała, że mistrz nie należy się nikomu innemu.

Spotkanie zaczęło nam się bardzo obiecująco – cios za cios, obie drużyny obejrzały chyba na przedmeczowej odprawie pierwszy kwadrans meczu Polska – Ukraina, bo zarówno Polonia jak i Legia chciały od początku „siąść” na rywalu. Nie udało się, siadło za to tempo meczu. Pierwsza połowa przypominała bardziej osiedlowy pojedynek o kratę piwa niż derby stolicy. Sporo niedokładności, a i serca do gry niewiele. Jedyną godną zapamiętania sytuacją był strzał… klatką piersiową Ljuboji. Sebastian Przyrowski instynktownie przypadkowo go jednak wybronił. W drugiej połowie Serb omal nie strzelił jeszcze dziwniejszej bramki, bo… dupą! Poszedł na piłkę na wślizgu, ale ta gdzieś pałętała się między jego nogami, aż po odbiciu od czterech liter prawie doturlała się do bramki. Prawie, gdyby nie słupek.

A propos dupy, parę razy padło z trybun życzenie – chyba nie musimy pisać pod czyim adresem – „pokaż dupę, pokaż dupę!”. Koleżanka, która oglądała z nami ten mecz, dziwiła się: – Czemu ten z jędrną dupą jest tutaj, przecież on gra dla Polski!

Eh, kobiety.

Druga połowa wyglądała odwrotnie proporcjonalnie niż pierwsza – z minuty na minutę robił nam się coraz lepszy mecz. Chwilę po wznowieniu Przyrowski – w swoim stylu – zawalił bramkę. Nie umiał złapać niezbyt groźnej wrzutki Łukasika, co wykorzystali Jodłowiec z Ljuboją. Kiedy na pięć minut do końca wyrównał Piątek (był na spalonym – pomyłka liniowego), Poloniści cieszyli się, jakby od wyniku zależało to, czy dostaną zaległe wypłaty. Zaczęli robić… pompki. Pozytywna cieszynka. Widać, że w tej szatni jest dobra atmosfera, nawet mimo jej wszystkich problemów.

Odpowiedź Legii przyszła po paru minutach. Dominik Furman głową z bliskiej odległości wepchnął piłkę do siatki.

Pochwalić musimy Bartosza Bereszyńskiego. O ile w Lechu ten młody napastnik, skrzydłowy, obrońca piłkarz wydawał nam się zupełnie niewyrazisty, anonimowy, o tyle w Legii, na nowej pozycji, zaczął grać w piłkę. Opowieści o nowym Łukaszu Piszczku brzmią co prawda równie wiarygodnie co zapewnienia Ireneusza Króla, mimo to zamierzamy bacznie się przyglądać temu zawodnikowi.

Po raz pierwszy w tym sezonie w pierwszym składzie wyszedł Jacek Kiełb – chłopak ze sporym talentem, ogromnym sercem do gry, ale… kompletnie niepiłkarską głową. Za każdym razem, kiedy go widzimy na boisku, mamy wrażenie, że jest przemotywowany. Że chce aż tak bardzo pokazać wszystkim, że jest coś warty, że się blokuje. Spala. Ambicja nie jest jego mocną stroną, choć jednocześnie nie można mu jej odmówić.

Ogólnie rzecz biorąc – derby na plus. Mimo że w pierwszej połowie trochę sobie poziewaliśmy, druga w pełni nam to zrekompensowała – żal było, że ten mecz już się kończy. A tego właśnie brakuje nam przecież w polskiej lidze.

***

Polonia Warszawa – Legia Warszawa 1:2 (0:0)
Piątek 86′ – Ljuboja 51′, Furman 90+1′

Fot. Mateusz Pietrasiewicz

Pin It