Mecz kolejki. Jak przez mgłę

Od samego wejścia na stadion można było poczuć atmosferę wyczekiwania. Na wielką firmę, która ostatnio podupadła, ale także na emocje i święto po ewentualnym sukcesie. Kilka dni przed meczem nie było już szans na dostanie wejściówki, dziennikarzy chcących się akredytować było dwa razy więcej niż miejsc prasowych. Całe Bielsko mówiło o tym meczu, w każdej możliwej gazecie tematem dnia było starcie tamtejszego Podbeskidzia z Legią Warszawa.

Już na kilkadziesiąt minut przed pierwszym gwizdkiem rozpromienieni fani „Górali” walili drzwiami i oknami na lokalny obiekt. Nie grało tylko coś w Legii. Jan Urban kilka minut po swojej drużynie wyszedł wyraźnie zmarnowany na płytę boiska. Usiadł na ławce rezerwowych i siedział tak dobrych parę minut patrząc się w jakiś, nieokreślony punkt. Doskonale zdawał sobie sprawę, że każdy inny wynik niż zwycięstwo groziło gilotyną. Przed samym meczem pocieszyć chciał go chyba komentator Canal Plus, Wojciech Grzyb, ale na miłej pogawędce się skończyło. Legioniści – na czele z trenerem – byli niezwykle nerwowi, naładowani. To była ich ostatnia szansa na zmazanie plamy po wcześniejszych wpadkach.

Na meczu obecny był oczywiście selekcjoner Waldemar Fornalik, ale jego pojawienie się na stadionie nie wywołało większego zainteresowania. Prawdziwe oblężenie przeżył za to Bogusław Leśnodorski. Gdy ten zajął swoje miejsce, wszystkie oczy było zwrócone w jego stronę. Fotoreporterzy przerwali swoje dotychczasowe zajęcia. Podstawą była fotka medialnego szefa Legii. Nastrój budował także spiker, który co chwila zagrzewał do boju sympatyków bielszczan. Atmosfera na stadionie – po obu stronach – była tak napięta, że kwestią czasu było, kiedy to wszystko pęknie. Okazało się, że niebawem, bo wraz z pierwszym gwizdkiem arbitra.

W powietrzu wisiało coś, co można wyjaśnić tylko w jeden sposób. Dla wszystkich ludzi obecnych na stadionie, był to mecz prawdy. Coś z gatunku spotkania o być albo nie być. Ciśnienie rozładowała maskotka Podbeskidzia, czyli bajkowy Reksio, który wyprowadził obie jedenastki. Od razu dość licznie zgromadzeni kibice Legii (na sektorze fanów Podbe) zaczęli intonować Sen  o Warszawie, na co fani z gospodarzy odpowiedzieli Janosikiem.

O samym meczu pisać nie będziemy, bo i sensu większego nie ma. Koniecznie musimy jednak wspomnieć o Danijelu Ljuboi, jego kontaktach z drużyną i trenerem. Powszechnie wiadomo, że to tak zwana święta krowa, ale żaden zawodnik nie powinien zachowywać się tak, jak robi to Serb. Cięty jest szczególnie na Kubę Koseckiego, którego co rusz strofował za nieprecyzyjne zagrania. Warto jednak zaznaczyć, ze zepsutych podań najwięcej miał sam Ljuboja. Warto pomyśleć nad odesłaniem go w kolejnym meczu na ławkę, bo burzy on cały pomysł na grę Legii, co powoduje, że gra teamu Urbana jest przewidywalna. Ljuboja w aktualnej formie hamuje ten zespół.

IMG_9775

Najbardziej w pamięć zapadły nam dwa zdarzenia. Pierwsze, to rozmowa Jakuba Wawrzyniaka z reporterem Canal Plus, Piotrkiem Labogą.

Laboga: – W waszych oczach widać dziś było strach.

Wawrzyniak: – Najwidoczniej ma pan znakomity wzrok!

Druga to „młynowy” z krytej. Pan w średnim wieku biega po trybunie i nawołuje wszystkich do dopingu. Jako że znajdowało się tam wielu kibiców Legii, kibice nie byli chętni do zdzierania gardeł. Poczciwy pan w końcu nie wytrzymał i zaczął biegać i wołać: „Idzie, idzie Podbeskidzie. Wszyscy śpiewamy! Goście z Warszawy też!”

Największym plusem Podbeskidzia jest budujący się stadion. Sami przyznacie, że trybuna wygląda okazale. Niestety, to melodia przyszłości. Na dzień dzisiejszy – naszym skromnym zdaniem – bielszczanie nie zasługują na ekstraklasę. Słabe warunki infrastrukturalne, średni poziom piłkarski, nieciekawa organizacja, poza tym niska frekwencja. I choć kibice opuszczający stadion dodawali sobie otuchy wołając w kierunku sędziów „drukarze”, to jednak rzeczywistości takie coś nie zmieni. Podbeskidzie da się lubić, bo atmosfera jest familijna, ale fakty są takie, że lepiej przeczekać budowę nowej świątyni i powrót w blasku jupiterów już z nowym stadionem i nową drużyną. Póki co wygląda to wszystko bardzo mgielnie. Czyli tak, jak cały piątkowy hit…

* Co weekend wybieramy mecz kolejki i odsłaniamy jego kulisy. O wyborze nie decyduje tylko ranga spotkania, ale także obecna forma drużyn czy porachunki z przeszłości. Nie zawsze postawimy na ewidentny hit. Czasami możemy wytypować, dajmy na to, starcie Bełchatowa z Podbeskidziem, o ile ten zestaw drużyn będzie nam gwarantować ciekawy rozwój wydarzeń.

W 18. kolejce nie postawiliśmy na, zdawałoby się, naturalny hit: Górnik-Lech między innymi dlatego, że nie chcemy promować przegranych zespołów. A obie ekipy w ostatniej kolejce poniosły klęski. W dodatku na własnym boisku…

Pin It