Oburzenie, zdziwienie i wiele innych klęsk obiegło nie tak dawno piłkarskie Niemcy zahaczając po drodze o Chorwację i (jak zawsze wścibską) Polskę. Mario Mandżukić nie znalazł się w kadrze Bayernu Monachium na mecz pierwszej kolejki rundy wiosennej z Borussią Moenchengladbach, ze Stuttgartem zaledwie wszedł z ławki na 30 minut. Pep Guardiola w zasadzie od samego początku swojego pobytu w Monachium dawał do zrozumienia, że Mandżukić to nie ten typ piłkarza, który Hiszpan preferuje i który pasuje do jego stylu…
Mandżukić zaś daje do zrozumienia, że też miłością do łysawego Katalończyka nie pała, ale i tak pokaże, że na pierwszy skład zasługuje. A co na to Guardiola? Guardiola wysiłek Mandżukicia docenił i Chorwat na jesień u Hiszpana grał w pierwszym składzie nawet częściej niż grywał u Heynckesa. Guardiola, nie wiedzieć, czy z czystego wyrachowania i dbałości o PR, czy może z braku alternatyw regularnie wystawiał Mandżukicia w pierwszym składzie. Ale to dyskusji i debat o niesnaskach i konflikcie na linii Mario-Pep (Bóg wie czemu) nie uciszyło.
Kolejni eksperci, dziennikarze i znawcy wypowiadali się w spornej kwestii – z czego mogą te nieporozumienia wynikać, dlaczego Guardiola w zasadzie pała taką piłkarską i ludzką (?) niechęcią do Mandżukicia? I wiele już tez na ten temat usłyszeliśmy. Właściwie można by powiedzieć, że wszystkie możliwe tezy i domysły zostały już w tej kwestii wysnute i wypowiedziane. Ale pozostał jeszcze jeden. Jeszcze jeden prozaiczny i śmiesznie prosty powód tej sytuacji, którego nigdzie jeszcze nie usłyszałem. Teza, której nikt jeszcze postawił i wniosek do którego nikt jeszcze nie doszedł. Otóż, uwaga! Mario Mandżukić jest po prostu słabym piłkarzem!
Jako, że napastnika rozlicza się z bramek, pogrzebałem w statystykach Chorwata, zebrałem je razem i zestawiłem z najodpowiedniejszym chyba do tego zawodnikiem – człowiekiem, który prezentuje (ponoć) podobny styl gry, gra w podobnej klasy zespole, jest w podobnym wieku, którego kariera toczyła się podobnie i który – przede wszystkim – już za kilka miesięcy, będzie z Mandżukiciem rywalizował o miano napastnika numer 1 w Bayernie Monachium.
ROBERT LEWANDOWSKI (25 l.) |
MARIO MANDŻUKIĆ (27 l.) |
|||||||
Sezon |
Klub |
Gole |
Asysty |
Mecze |
Klub |
Gole |
Asysty |
Mecze |
2007/08 |
Znicz Pruszków |
21 |
? |
32 |
Dinamo Zagrzeb |
14 |
13 |
38 |
2008/09 |
Lech Poznań |
23 |
13 |
61 |
Dinamo Zagrzeb |
20 |
17 |
46 |
2009/10 |
Lech Poznań |
24 |
10 |
44 |
Dinamo Zagrzeb |
17 |
7 |
38 |
2010/11 |
Borussia Dortmund |
13 |
5 |
54 |
VfL Wolfsburg |
13 |
4 |
38 |
2011/12 |
Borussia Dortmund |
35 |
13 |
58 |
VfL Wolfsburg |
16 |
10 |
42 |
2012/13 |
Borussia Dortmund |
39 |
16 |
61 |
Bayern Monachium |
26 |
7 |
52 |
2013/14 |
Borussia Dortmund |
16 |
9 |
30 |
Bayern Monachium |
14 |
4 |
30 |
Łącznie |
- |
171 |
66 |
340 |
- |
120 |
62 |
264 |
* W zestawieniu uwzględnione są mecze, bramki i asysty zdobywane we wszystkich rozgrywkach na przestrzeni sezonu.
Pierwszym kuriozum związanym z mitem wielkości Mandżukicia i jego domniemaną klasą jest fakt, że tylko raz w karierze, strzelił w ciągu sezonu więcej niż 20 bramek we wszystkich rozgrywkach (!) i było to w sezonie, gdy Bayern Monachium był niemożliwym do powstrzymania samograjem. W tamtym sezonie nawet Jakub Więzik w ataku Bawarczyków dojechałby do dwucyfrowego wyniku w osiągnięciach strzeleckich.
Mandżukić nie jest ofermą. Co to to nie. Ale nie jest też piłkarzem, którego umiejętności predestynowałyby do gry w pierwszym składzie najlepszego klubu świata. Robert Lewandowski i Mario Mandżukić przenieśli się do Bundesligi w tym samym okienku transferowym. Obaj pierwszy sezon (2010/11) przesiedzieli w połowie na ławce (obaj zaliczyli po 15 meczów w Bundeslidze w pierwszym składzie i zakończyli tamten rok z niemal identycznym dorobkiem bramkowym. Jednak już w następnym sezonie Lewandowski w statystykach poprawił się o niemal 300%, a Mandżukić pozostał w miejscu.
CZYTAJ TAKŻE: Mandżukić pociągnie Chorwację do zwycięstw na Mundialu?
Jak to się w takim razie stało, że Chorwat trafił do Bayernu? Zwyczajnie miał farta. Gdyby nie korzystny zbieg okoliczności, Mandżukić zapewne dalej siedziałby w Wolfsburgu albo innym niemieckim średniaku i strzelał po dziesięć bramek na sezon.
Przed sezonem 2012/13 w obliczu poważnej kontuzji Mario Gomeza, sprzedaży Miro Klose sprzed roku i sprzedaży również akurat kontuzjowanego Ivicy Olicia Bayern pozbawiony jakiegokolwiek napastnika w kadrze na gwałt szukał niezbyt drogiego, ale dobrego napadziora, który jednak potulnie usunie się w cień, kiedy do gry powróci Mario Gomez. Optymalnie, w liczbie sztuk: dwie. Padło na bezrobotnego i starego, ale jednak klasowego Peruwiańczyka Claudio Pizarro i będącego akurat na fali po udanym EURO 2012 właśnie Mario Mandżukicia.
Chorwat pamiętnym, uwieńczonym trzema bramkami turniejem, na którym koncertowo wykorzystał absencję Ivicy Olicia, rozpoczął najlepszy okres w swojej karierze. Już po kilku jego meczach w czerwonej koszulce okrzyknięto, że Bayern już nie potrzebuje Mario Gomeza. Mandżukić regularnie grał i regularnie strzelał, czym z resztą owo przekonanie potwierdził. Opinia publiczna tak się napędziła, że po sezonie, w którym Bayern właśnie z Mandżukiciem w składzie zdobył wszystkie możliwe trofea, Mario Gomez musiał opuścić Alianz Arena, bo mało, że ewolucja futbolu troszkę mu uciekła i do Bayernu już nie pasował, to jeszcze pojawił się rywal, którego popiera cała (bez wyjątku) opinia publiczna, a klub z Monachium bynajmniej nie zalicza się do tych, które ją ignorują.
Sprawa jest prosta – Mario Mandżukić przechodzi złoty okres w karierze piłkarskiej. Ale ten okres minie i to bardzo niedługo. Mandżukić jest niezłym napastkiem, jednak klasą piłkarską nawet niezbliża się do, choćby, Roberta Lewandowskiego, który tę klasę już wielokrotnie potwierdzał. Początek rundy wiosennej to pierwsze sygnały końca ery Mandżukicia w Bayernie. Na meczu z Borussią nie było go nawet na ławce, a w środowym meczu z VfB Stuttgart, który Bayern bardzo długo przegrywał, Mandżukić wszedł na boisko dopiero w 60. minucie równo z Claudio Pizarro, a bramkę wyrównującą zdobył właśnie Peruwiańczyk, a nie chorwacki gwiazdor. Dlatego jakoś, gdy myślę o słuszności decyzji Lewandowskiego i patrzę na sytuację w ataku Bayernu (Pizarro kończy się kontrakt w czerwcu) dochodzę do prostego wniosku, że o ile trafność wyboru samego klubu wciąż wzbudza wątpliwości, o tyle moment aby przenieść się na Alianz Arena Robert wybrał wprost idealny. OTO DLACZEGO.
MICHAŁ SIWEK
fot. mercafichajes.com