Pamiętacie jeszcze przygody Odyseusza? Nazywanego czasem w nieśmiesznych dowcipach pierwszym w dziejach hakerem, greckiego herosa, który po wojnie trojańskiej trochę błąkał się po świecie, nim wreszcie powrócił do domu? No, to skoro przypomnieliśmy sobie kim ów Grek był, zajrzyjmy na własne podwórko w poszukiwaniu jego rodzimego odpowiednika, którego nie wstyd porównać ze znanym w świecie pierwowzorem.
Daleko szukać nie trzeba było – pierwsze spojrzenie na tabelę strzelców wystarczyło, żeby stwierdzić, że miano polskiego Odyseusza przysługuje, proszę o fanfary, Marcinowi Robakowi. Dla niego swoistą wojną trojańską, z jednej strony zwycięską, lecz z drugiej – będącą początkiem tułaczki była rodzinna Legnica, gdzie w barwach Konfeksu i Miedzi napastnik uczył się piłkarskiego rzemiosła.
Następnym etapem wędrówki naszego greckiego ulubieńca było spotkanie z cyklopem Polifemem. Odyseusz oślepił monstrum, by następnie używając zwodniczej ksywki „Nikt” wyprowadzić go w pole. Niewątpliwy błysk geniuszu. A czym w Koronie Kielce błyszczał Marcin Robak? Zdaniem jego trenera z tamtych czasów, bramkostrzelny napastnik wszystko co osiągnął, zawdzięcza wyróżniającemu się zaangażowaniu na treningach.
O współpracy z Marcinem mogę się wypowiadać wyłącznie w samych superlatywach – w końcu nie tylko go w Koronie prowadziłem, ale także go do klubu sprowadziłem z Miedzi Legnica. Kiedy dołączył do drużyny mieliśmy dużą konkurencję w ataku, gdzie oprócz Robaka grali jeszcze Krzysztof Gajtkowski i Maciej Kowalczyk. Marcin bardzo dobrze się rozwijał dzięki ogromnemu zaangażowaniu na treningach. Do tego jest obdarzony znakomitą motoryką, która pozwala mu na utrzymanie formy przez długi czas, co jest częstym problemem napastników – dzisiaj dzięki ciężkiej pracy Robak może bez przeszkód grać mecze co 3 dni. Marcin dysponuje bardzo wysoką wytrzymałością, dobrą szybkością i siłą – jest takim zawodnikiem, jakiego się szuka.
Ryszard Wieczorek dla FootBaru
Za udział w aferze korupcyjnej kielecki zespół karnie zdegradowany o ligę w dół. Jak jednak twierdził zawodnik, nie miało to wpływu na odejście z zespołu. „Gdyby tak było, to nie przeniósłbym się do Widzewa, który też gra w pierwszej lidze, tym bardziej, że miałem propozycję z Cracovii” – mówił na łamach portalu echodnia.eu w listopadzie 2008 roku. Co się działo dalej i jak to się ma do przygód Odyseusza? W Łodzi Robak nie tylko poradził sobie piłkarsko, zostając najlepszym strzelcem zaplecza Ekstraklasy, ale mógł również liczyć na lepsze warunki finansowe niż w Kielcach. Po awansie do Ekstraklasy przyszedł transfer do Turcji, co patrząc na dzisiejszy Widzew wydaje się absurdalne. W sezonie 2010/11 łodzianie także nie radzili sobie rewelacyjnie, dlatego wybicie się z niego do mocniejszej ligi było nie lada wyczynem. Trzy pieczenie na jednym ogniu. Nasz grecki heros z kolei żeglował sobie dalej, aż zbliżył się do wyspy syren, które swoim śpiewem omamiały marynarzy tak, by Ci żeglowali w ich stronę, gdzie czekała na nich pewna śmierć. Odys kazał załodze zatkać uszy, zaś siebie samego polecił przywiązać do masztu, aby móc słuchać rozkosznego głosu, ale i przeżyć. Tak oto upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Czyli wygląda to tak: Odyseusz vs Robak 2:3. ( TUTAJ czytaj o futbolowych globtroterach).
Co działo się dalej? Grek wylądował na wyspie Ogygia, gdzie poznał Kalipso, z którą pozostał na 7 długich lat. Kiedy Odyseusz „przypomniał sobie” o żonie i postanowił wracać, nimfa w zamian za pozostanie z nią obiecała nieśmiertelność. Boską wyspą w przypadku Robaka była Turcja, gdzie reprezentował zaszczytne barwy Konyasporu Kulubu oraz Mersin Idman Yurdu SK. W pierwszym zespole nasz rodzimy heros radził sobie przyzwoicie, w drugim – nawet nie zadebiutował. Robak z pewnością mógł połasić się na pieniądze, których Turcy bynajmniej nie oglądają dwa razy przed wydaniem na pensję zawodników i zostać nad Bosforem jeszcze trochę dłużej, jednak stwierdził, że czas najwyższy przypomnieć o sobie w Polsce.
Po powrocie do kraju Robak został zawodnikiem Piasta Gliwice. W barwach śląskiego klubu rozegrał w Ekstraklasie 14 meczów, strzelając w nich 5 goli. Była to też okazja, by pokazać się na arenie międzynarodowej – w II rundzie eliminacji Ligi Europy Piast mierzył się z azerskim Karabachem Agdam. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – miażdżący gliwiczan europejskim doświadczeniem piłkarze z Górskiego Karabachu, sprawili nam coś, na co został wymyślony termin „eurowpierdol”. Piast za burtą, za to Robak z trafieniami, jakby nie patrzeć, w europejskich pucharach. Dobra postawa w drużynie z Gliwic zaowocowała transferem do mającej ambitne cele Pogoni Szczecin, co przypomina pobyt Odyseusza w kraju Feaków, gdzie nasz bohater opowiedział swoje dotychczasowe przygody, po czym dostaje statek, na którym dotrze wreszcie do swojej Itaki.
Robak już wcześniej potrafił grać naprawdę przyzwoicie, ale jego wielkim problemem była stabilizacja formy, a w zasadzie jej brak. Wygląda na to, że teraz to poprawił, ale poczekajmy z oceną i zobaczmy, czy utrzyma ją przez drugi, trzeci sezon, czy może będzie to tylko jednorazowy wyskok. Na pewno Marcin ma wokół siebie odpowiednich ludzi w drużynie, z którymi czuje się dobrze i to się przekłada na jego skuteczność.
Mariusz Śrutwa dla FootBaru
Kwiecień 2014. Pogoń walczy o grę w europejskich pucharach, a dziewięć sezonów po opuszczeniu Miedzi Legnica Marcin Robak z 18 trafieniami na koncie przewodzi klasyfikacji najlepszych strzelców T-Mobile Ekstraklasy, pewnie zmierzając po królewską koronę. Blisko 32-letni napastnik rozgrywa najlepszy sezon w karierze. Może w takim razie powinien stać się etatowym reprezentantem kraju? ( TUTAJ czytaj o tajnej broni Pogoni Szczecin).
Poczekajmy. Marcin musiałby rozegrać bardzo dużo świetnych spotkań. Nie znam innej reprezentacji, która byłaby takim ogromnym poligonem doświadczalnym, na którym zawodnicy sprawdzani są hurtowo. Ilu zawodników przewinęło się przez kadrę w ostatnich dwóch latach? 50? 100? Musimy od tego odejść – w drużynie narodowej muszą grać piłkarze, którzy są najlepsi przez długi czas.
Mariusz Śrutwa dla FootBaru
Odyseusz po powrocie do ojczyzny zabił zalotników swojej żony. Marcin Robak rozstrzelał całą Ekstraklasę, o czym najboleśniej przekonali się w Poznaniu. Czy piłkarz odnalazł już swoją Itakę i zakończył tułaczkę w poszukiwaniu optymalnego dla siebie klubu? Jeśli Szczecin jest tym miejscem, oznaczać to będzie, że odyseja Robaka trwała przez dziewięć sezonów od opuszczenia Legnicy. Dla porównania – Odyseusz włóczył się po świecie o rok dłużej. Kto więc jest prawdziwym bohaterem?