Marcin Dorna: Teraz liczy się następny krok (1)

dorna Midas młodzieżowego futbolu w Polsce – czego się nie dotknie, zawsze mu wychodzi. Najpierw szkolił dzieciaki w Lechu Poznań, później zdobył brązowy medal mistrzostw Europy z reprezentacją Polski do lat 17, a teraz z kadrą olimpijską jest o krok od awansu do młodzieżowego Euro. Marcin Dorna w obszernej, dwuczęściowej rozmowie z FootBarem opowiada o szkoleniu, Centralnej Lidze Juniorów, transferze Piotra Parzyszka, sensie wyjazdu zagranicę Bartłomieja Pawłowskiego i Pawła Wszołka, facebooku Patryka Mikity, a także wielu innych rzeczach. Zapraszamy na pierwszą część wywiadu z selekcjonerem bezpośredniego zaplecza pierwszej reprezentacji!

***

Trochę to trwało zanim udało nam się spotkać, żeby przeprowadzić ten wywiad. Przez telefon wspominał pan, że macie teraz dużo pracy i jeździcie po całej Polsce, organizując obozy szkoleniowe…
Dokładnie, bierzemy udział w projekcie PZPN-u, który się nazywa Akademia Piłkarska Grassroots. Wygląda to tak, że jeździmy z prezentacjami szkoleniowymi, wykładami, pokazami praktycznymi w różne miejsca w Polsce, do każdego województwa. Dzięki temu w tym roku około 3,5 tysiąca nauczycieli, trenerów, ludzi związanych z piłką nożną ma okazję zobaczyć treningi, które proponujemy danemu przedziałowi wiekowemu. Trenerzy otrzymują materiały szkoleniowe i mają okazję zwyczajnie porozmawiać na temat szkolenia. Ten cykliczny projekt jest naprawdę ciekawy i profesjonalnie przygotowany, a jego efekty, mamy nadzieję, będą widoczne w najbliższym czasie.

Jest finansowany tylko przez PZPN?
Projekt jest pomysłem PZPN, w całości finansowanym przez naszą federację.

Pracujecie tam głównie z grupami wiekowymi 4-12. Jakie są najważniejsze założenia w pracy z młodzieżą w tym wieku?
Pokazujemy zajęcia szkoleniowe z różnymi rocznikami, natomiast naszym nadrzędnym celem jest dotarcie do trenerów z propozycją wybranych środków treningowych. Przedział wiekowy oczywiście też jest nieprzypadkowy. Wybraliśmy dzieci między czwartym a dwunastym rokiem życia, ponieważ zależy nam na rozpowszechnianiu piłki nożnej jako dyscypliny. Najważniejszym zadaniem jest to, żeby piłka nożna była popularna i żeby zachęcić wszystkich do jej uprawiania. Co za tym idzie, liczymy, że szczyt piramidy – piłka profesjonalna, również będzie dzięki temu na wyższym poziomie.

A zgodzi się pan z opinią, że w Polsce ogólnie zbyt wcześnie zaczyna się grać na wynik? Szybko stawia się młodzieży wymagania, pomijając indywidualne aspekty szkolenia.
Ja bym nie generalizował. Nie powiedziałbym jednoznacznie, że tak jest i nie powiedziałbym też, że tak nie jest, bo swoje problemy znamy. Ale na pewno nie można stwierdzić, że w Polsce mamy tylko i wyłącznie nieświadomych trenerów. Wiedza i świadomość tego jak należy pracować z młodzieżą jest u nas coraz większa. Widać to po zawodnikach stanowiących o sile bardzo mocnych klubów europejskich. Są tacy, którzy bardzo wcześnie wyjechali i świetnie sobie radzą zagranicą, ale też i tacy, którzy grają w Ekstraklasie oraz reprezentacji. Nie jest aż tak źle, jak niektórzy mówią. Zawsze możliwa jest poprawa, nigdy nie jest możliwa perfekcja. W naszym przypadku jest podobnie.

Za poprawianie ostro wziął się PZPN. Sporo kontrowersji wzbudziła Centralna Liga Juniorów i zmiana systemu rozgrywek młodzieżowych…
W przypadku Centralnej Ligi Juniorów aspektem wyniku bym się nie martwił. Wręcz przeciwnie, tam szybko wymagałbym od zawodników gry o zwycięstwo. Może to kontrowersyjne, ale tam zawodnicy mają już po 19 lat i jeśli zdaniem niektórych na tym etapie wynik jest kompletnie nieważny, to kiedy takim się stanie? Kiedy gracz ma przejść odpowiednią transformację w kierunku gry o wynik, jeśli np. pierwszego lipca przestaje być juniorem, a staje się seniorem? Tam przecież wynik jest już najważniejszy. W tych głosach musimy być wyważeni, wynik ma być efektem dobrej gry, ale na pewno jest czymś ważnym. W młodszych kategoriach może nie jest najważniejszy, bo tam trzeba bardzo planowo szkolić zawodników, ale koniec końców trenuje się po to, by piłkarze w wieku seniorskim wychodząc na mecz potrafili wygrać. Liczmy się z tym, że im starsza kategoria wiekowa, tym presja będzie naturalnie większa. To dotyczy nie tylko reprezentacji, ale i zawodników, którzy funkcjonują w klubach.

Zresztą, mamy dowody na to, że w prawie całej Europie jest dokładnie tak samo. Wystarczy przytoczyć słowa dyrektora federacji sportowej Szwajcarii, który potem został szefem akademii w HSV. Na pytanie czy wolałby wygrać juniorską Bundesligę czy wychować kilku zawodników do pierwszego zespołu, odpowiedział, że wolałby wygrać juniorską Bundesligę, bo wtedy ma pewność, że w tym zespole będą zawodnicy, którzy potem w tym zespole sobie poradzą.

Ale czy z tą reformą nie jest trochę tak, że CLJ jest rozgrywkami tylko dla wielkich ośrodków? Weźmy takie Pomorze i Wielkopolskę – mamy Arkę, Pogoń, Lecha, Wartę, a te mniejsze zespoły jak np. Chemik Police, który wychował kilku reprezentantów Polski, są trochę skazane na porażkę…
Wydaje mi się, że nie, bo w tej samej lidze są też takie kluby jak np. Bałtyk Gdynia. Zresztą, to nie jest stałe, w tych rozgrywkach nie gra zawsze te same osiem zespołów. W związku z tym, dlaczego inne drużyny nie miałyby podnosić swoich umiejętności i do tej ligi awansować? Tu naprawdę nie stoi nic na przeszkodzie, żeby rzeczony Chemik Police dalej wychowywał zdolną młodzież, bo mieliśmy naprawdę wielu zawodników stamtąd, a ten ośrodek doskonale znamy. Są kolejni gracze i pewnie będą się pojawiać następni. Generalnie nie rozpatrywałbym tego w kontekście ograniczenia. To jest wręcz taka mobilizacja, żeby jakość tych zespołów podnosić i kiedyś do CLJ trafić.

A kwestia finansowa nie gra roli? Mniejsze ośrodki nie zawsze stać na dalekie wyjazdy. Trzymając się tego samego regionu, podróż z Polic czy Stargardu do Gdyni to nie są groszowe kwestie, a w wielu klubach zwyczajnie się nie przelewa…
Tak, ale po pierwsze to też jest projekt, z którego kluby dostają dofinansowanie od związku – na każdy wyjazd jest określona suma pieniędzy. A po drugie, został on stworzony także po to, by kluby pewne warunki musiały spełniać. Klub, który radzi sobie z tymi parametrami ekonomicznymi, organizacyjnymi – gra. Oczywiście dzięki temu może też zachęcić tych najlepszych zawodników, żeby do danej akademii trafili.

Można porównywać polskie akademie piłkarskie z zagranicznymi, np. angielskimi?
W Anglii czy Francji dzieciaki trafiają do akademii, na podstawie przynależności do danego regionu. Jest ograniczenie, co do ilości kilometrów czy bodajże czasu dojazdu. Natomiast my po prostu nie jesteśmy jeszcze w takim momencie, by takie restrykcje wprowadzać. Akademie w Polsce mają dziś dosyć spójny program i profesjonalnie działających ośrodków jest coraz więcej. Rośnie również liczba młodych zawodników w Ekstraklasie, którzy są ich absolwentami. Debiutuje siedemnastolatek w Lechu czy szesnastolatek w Pogoni, który przyjechał do Szczecina z Mielca, i okazuje się, że w tym wypadku przebycie tych kilkuset kilometrów było tego warte. Nie ma uniwersalnej drogi do sukcesu, nie ma planu, który byłby idealny. Nie kopiował bezrefleksyjnie każdego rozwiązania i wzorca z zagranicy. Musimy wszystko to przełożyć na własne potrzeby. A problem jakości akademii ma już wkrótce być rozwiązany poprzez nadawanie swego rodzaju certyfikatów. Wtedy jesteśmy pewni, że dana akademia prezentuje odpowiedni poziom, dzięki czemu będziemy wiedzieć, że zawodnicy tam wyszkoleni będą dobrze przygotowani.

Jakie będą wymogi dla tych akademii?
Projekt jest w przygotowaniu i nie chciałbym zdradzać szczegółów, ale ogólnie mówiąc będzie to wyciągnięcie wniosków z tego, co robi się w innych krajach, dostosowując to do naszego poziomu. Akademia będzie na pewno musiała spełniać pewne warunki, co do infrastruktury, wyszkolenia trenerów, zabezpieczenia socjalnego i opieki zdrowotnej

Pokusiłby się pan o wyróżnienie najlepszych akademii, które rzeczywiście porządnie szkolą młodzież w Polsce?
Ja oczywiście swój ranking mam, ale nie chciałbym go podawać. Posądzono by mnie od razu o jakieś preferencje lokalne. Wszyscy dobrze wiemy o tym, z jakich klubów mamy najwięcej zawodników w reprezentacjach. Podkreślam, że wielokrotnie ci piłkarze już wcześniej przeszli określoną drogę, do większych akademii trafiali z małych ośrodków, jak np. ten wcześniej wspomniany Chemik Police. Talenty rodzą się wszędzie, sztuką jest je znaleźć i odpowiednio z nimi pracować.

Zawodnicy ze starszego pokolenia często mówią, że dzisiejsza młodzież nie może dobrze grać, bo ma za lekko – brakuje im tej zaciętości, wślizgów na żużlu. Faktycznie, ci którzy grają na równiutkich murawach, nie mogą mieć charakteru i zrobić prawdziwej kariery?
Jak to u nas, wszędzie trzeba doszukać się czegoś, co jest negatywne. Jak jest za dobrze, to też jest źle. A jak jest źle, narzekamy, że jest fatalnie. Próbujmy wyciągać pozytywne wnioski, bo poprzez zakładanie rąk i mówienie, że cokolwiek byśmy nie robili, to i tak jest źle, nie zrobimy postępu. Moim zdaniem jest coraz lepiej, a dobry zawodnik może wychować się wszędzie. Bez względu na miejsce urodzenia, na to czy grał szybciej w seniorach, czy później.

Przejdźmy do pana obecnej pracy. Kadra U-21 gra bardzo dobrze, jest bardzo bliska przejścia przez pierwszą fazę eliminacji. Telefony się urywają?
Podkreślam, że my jeszcze nie podsumowujemy tych eliminacji, bo grzechem byłoby myśleć nawet o tym, co się będzie działo choćby o jeden krok dalej. Jeszcze nie przeszliśmy kwalifikacji, pozostał nam do rozegrania mecz z Grecją, jest jeszcze do zrobienia wiele obserwacji, do przeprowadzenia mnóstwo treningów. Tak naprawdę cały czas jesteśmy w trakcie tego etapu eliminacji. A telefon? Milczy i ja się dobrze z tym czuję (śmiech).

W Polsce już wielu okrzyknęło pana reprezentację drugą kadrą Wójcika z 1992 roku, a Michał Listkiewicz stwierdził nawet, że pan już mógłby dostać szansę prowadzenia kadry seniorskiej. Nie rozprasza to pana ?
Tak, tych porównań jest wiele, a my musimy to wszystko tonować. Często potrafimy trzema dobrymi rzeczami się zachłysnąć i stwierdzić, że jest cudownie, a później jedną złą załamać i mówić, że jest fatalnie. Dlatego przekładając to na język trenerski – trzeba z dobrych meczów wyciągać te elementy, które jeszcze są do poprawy, a w całkowicie tragicznych znaleźć te iskierki, które dają nadzieję na przyszłość.

A jak pan w ogóle ocenia szanse swojego zespołu na awans do mistrzostw Europy? Do rozegrania jest jeszcze baraż…
Najpierw to mamy przede wszystkim do rozegrania mecz kontrolny w marcu, potem kolejny w czerwcu, a następnie Grecja. Staram się zawsze o tym mówić, że myślimy przede wszystkim o najbliższych krokach, na które mamy największy wpływ. Gdy pytano mnie przed meczami z Maltą i Grecją o to, który mecz jest najważniejszy, odpowiadaliśmy, że oczywiście ten z Maltą, bo zawsze liczy się to najbliższe spotkanie. Jeśli np. mamy godzinę 16, a o 17 jest trening, to też właśnie on jest dużo ważniejszy niż mecz za dwa tygodnie czy choćby za pięć dni. Dlatego w tych ocenach tak daleko bym nie uciekał. Wygraliśmy pięć z siedmiu meczów eliminacyjnych i z tego się cieszymy, a jednocześnie martwimy każdą straconą bramką i porażką. Mamy nadzieję, że kolejne kroki będą pozytywne.

Wspomniał pan o meczu z Grecją. Ten terminarz wam trochę nie przeszkadza? Dziesięć miesięcy przerwy pomiędzy jednym a drugim spotkaniem eliminacyjnym to jednak sporo czasu.
Ten kalendarz jest wypadkową życzeń, możliwości i potrzeb trenerów, bo układanie terminarza w UEFA wygląda do tej pory tak, że te federacje, które trafiły do jednej grupy ustalają wspólnie kalendarz. Jesteśmy chyba jedynym zespołem, który w pięć miesięcy rozegrał aż siedem spotkań. I to był istny maraton. Wydaje mi się, że generalnie ten kalendarz nie jest dla nas taki zły. Oczywiście, teraz jak kilka meczów z rzędu zagraliśmy dobrze, to od razu zawodnicy mieli w oczach chęć tego, żeby kolejnego rywala spotkać już za kilka dni. Ale musimy cierpliwie poczekać. Sumiennie wykonać swoją pracę i za te dziesięć miesięcy podejść do kolejnego meczu dobrze przygotowanymi.

Ale pan za te kilka miesięcy nie będzie chyba do końca wiedział na czym stoi. Taki Chrapek, Dziwniel, Lewandowski są teraz w życiowych formach, nigdy nie grali tak dobrze jak teraz, a kto wie czy zaraz Wisła albo Pogoń nie wezmą sobie jakiegoś Macedończyka, czy Serba, który szybko zastąpi tych chłopaków…
Oto akurat jestem spokojny, bo zawodnicy obronią się jakością i umiejętnościami. Poza tym, jesteśmy przygotowani na wiele możliwości. To nie jest tak, że obserwowaliśmy grono dwudziestu zawodników i na tym koniec. Cały czas w obrębie tej reprezentacji obserwujemy ponad setkę młodych ludzi w Polsce i zagranicą. Zresztą podam kontrprzykłady. Może we wrześniu w świetnej dyspozycji będzie np. Michał Efir albo Kuba Świerczok. Piłkarzy, którzy się rozwiną albo wrócą do zdrowia i pełnej dyspozycji może być naprawdę wielu.

Niektórych zawodników z pana reprezentacji nie sposób też pominąć w kontekście kadry seniorskiej. Odbywają się jakieś konsultacje na linii Marcin Dorna – Adam Nawałka, czy wcześniej Waldemar Fornalik?
Ranga jest ściśle określona – seniorska kadra jest pierwszą i najważniejszą drużyną w Polsce. Nie ma co do tego najmniejszej dyskusji. Każda wola trenera Nawałki jest nadrzędna i ja nie ukrywam, że cieszę się z każdego powołania któregoś z naszych zawodników do pierwszej reprezentacji. Taki też jest cel jaki się stawia przed nami. Jeśli nam się uda przygotować zawodnika – nie zapominając o pracy trenerów, którzy wcześniej mieli z nim do czynienia – to się bardzo z tego cieszymy. Trzeba też pamiętać, że niektórzy zawodnicy grali w pierwszej reprezentacji jeszcze przed naszą wspólną pracą, a teraz wrócili do nas.

Może teraz cofnijmy się trochę w czasie. Wróćmy do pana pracy z reprezentacją do lat 17. Minęło półtora roku. Ktoś pana zaskoczył swoim rozwojem, albo może wręcz przeciwnie?
Półtora roku to sporo czasu, jednak trzeba pamiętać, że teraz ci zawodnicy mają po 18 – 19 lat. To nie jest aż tak dużo, oni są jeszcze w przedsionku tego, żeby kiedyś grać na bardzo wysokim poziomie. Historia pokazuje, że ten rozwój jest bardzo różny. Niedawno dokonałem analizy dotyczącej personaliów. Na osiemnastu zawodników, którzy byli z nami na mistrzostwach – dwunastu zagrało w Ekstraklasie i pierwszej lidze, pięciu jest w zagranicznych akademiach i jeden na co dzień gra w rezerwach bardzo mocnego polskiego klubu. Także wydaje mi się, że zrobili kroki do przodu. Zresztą, było jeszcze wielu innych, którzy na mistrzostwa nie pojechali, a mogą pokazać się z dobrej strony w seniorskim futbolu.

Jak wyglądał skauting i docieranie do tych wszystkich graczy? Przecież powołania dostawali niejednokrotnie zawodnicy z kompletnie nieznanych klubów z malutkich miejscowości…
Tak, mieliśmy zawodników z mniejszych klubów. Historię każdego z powoływanych piłkarzy znamy bardzo szczegółowo. Już na samym początku mamy do obserwacji kilka tysięcy zawodników. Kosztuje to bardzo wiele czasu. Trzeba przejeżdżać Polskę wszerz i wzdłuż, spotykać się z bardzo wieloma ludźmi, no i przede wszystkim być bardzo czujnym i obserwować jak dany zawodnik się rozwija. Potem powołania są efektem pracy wielu trenerów w kadrach wojewódzkich i klubach. Niedawno powstał bardzo dobry projekt PZPN-u dotyczący trenerów – skautów. W każdym województwie jest kilku obserwatorów. Korzystamy też z pomocy trenerów – koordynatorów, szkoleniowców pracujących w klubach i tak staraliśmy się docierać do najlepszych.

Nie ma żadnej segregacji klubowej w takich kadrach? Ci z większych klubów nie mają trochę łatwiej?
Absolutnie nie. Nie można oceniać zawodnika na podstawie przynależności klubowej. Nawet w tym dzisiejszym zespole U-21 nie jest tak, że wszyscy zawodnicy od początku grali w Legii czy Lechu. Oni też trafiają tam z małych klubów, a u nas przecież grali.

Rozmawiali JAKUB FILA I MATEUSZ JANIAK

***

Już jutro druga część rozmowy z Marcinem Dorną. Dowiecie się między innymi o transferze Piotra Parzyszka, sensie wyjazdu zagranicę Bartłomieja Pawłowskiego i Pawła Wszołka, facebooku Patryka Mikity, a także wielu innych rzeczach. Zapraszamy!

Fot. UEFA.com

Pin It