Pamiętacie ten moment, kiedy spostrzegliście się, że na boiskach Ekstraklasy powiało jakością rodem z Primera Division? Znikąd pojawił się gość, który na pierwszych kilku metrach zostawia rywali w tyle, z piłką rusza się jak Iniesta, a dogrywa na nos niczym najlepsze „dziesiątki” na świecie. Przez chwilę Izraelczyk dał nam się oczarować. Nieco ponad pół roku od odejścia z Wisły Kraków Maor Melikson znowu może wrócić do Polski. Valenciennes spada z Ligue 1, a zainteresowanie piłkarzem wyraża choćby Lechia Gdańsk, budująca wielki zespół.
Nie tak to miało się potoczyć. Wrota do wielkiego świata piłki otworzyły się przed nim otworem bardzo wcześnie, i jak później przyznawał, zbyt wcześnie. Gdyby nie splot nieszczęśliwych okoliczności, Melikson mógłby być co najmniej tak słynny w Europie jak jego dużo sławniejszy rodak – Yossi Benayoun.
Aby nie być gołosłownym w swojej ocenie, przywołam dwie wypowiedzi z 2011 roku – ówczesnego dyrektora sportowego – Stana Valckxa i menedżera piłkarza – Dudu Dahana.
„Jestem zdumiony jego grą. Zwrotność, technika… Maor ma wszystko, aby grać w najlepszych europejskich klubach. Już teraz mógłby grać w PSV Eindhoven albo w Ajaksie Amsterdam. Nawet odebrałem już kilka telefonów z pytaniami o niego”
Stan Valckx
***
„Mówię wam, on będzie grał wkrótce w jednym z najsłynniejszych klubów świata! Zaprowadzi Wisłę Kraków do Ligi Mistrzów, pokaże się w fazie grupowej i odejdzie za wielkie pieniądze. Jeszcze pół roku temu Polacy śmiali się, kiedy mówiłem, że sprowadziłem im drugiego Arjena Robbena. To już jest najlepszy piłkarz w Europie Wschodniej”
Dudu Dahan
Cóż, przyszłość zweryfikowała nieco pogląd. Nie było Ligi Mistrzów, a tylko 1/16 finału LE. Z zapowiadanych wielkich pieniędzy i klubu nic nie wyszło. W zimie 2013 roku Maor Melikson odszedł za 800 tysięcy euro do Valenciennes. O Meliksonie słychać różne sądy – jedni mówią o słabej psychice, drudzy o złej polityce rozwoju obranej przez jego menedżera. W wieku 26 lat grał na pustyni w Hapoelu Beer Szewa. Gdyby do Europy trafił pięć lat wcześniej, pewnie nie byłby teraz na rozstaju dróg. Bo skoro w wieku trzydziestu lat masz do wyboru albo grać w Ligue 2, albo w polskiej lidze, nie jest zbyt dobrze.
Jeśli weźmiemy sobie listę transferów z Izraela za granicę, 98% transakcji to kierunek rosyjski i belgijski. Skauci jeżdżą tam kilka razy w roku i oglądają kilka meczów. O izraelskich piłkarzach mówi się, że mają znakomitą technikę, są zdyscyplinowani taktycznie. Trudno liczyć na dobry, zagraniczny klub, jeśli nie grasz w Tel Awiwie albo Hajfie, gdzie są trzy najlepsze kluby w kraju. Żadnemu klubowi nie przyszło pewnie do głowy, aby pojechać do Beer Szewy – miasta leżącego na skraju pustyni i niedaleko granicy z Egiptem. Pewnie ludzie myśleli, że 26-letni zawodnik nie grający w najlepszych klubach w kraju, nie może być dobry i na pewno ma jakąś ukrytą wadę. Droga kariery Meliksona wyglądała dziwnie, bo przygodę z dużą piłką zaczynał w Bejtarze Jerozolima i Maccabi Hajfa jako jeden z największych talentów tamtejszego futbolu. I tu właśnie sięgamy problemu psychiki. Otóż przyszła gwiazda Ekstraklasy nie potrafiła wybić się ponad przeciętność, a w kluczowych momentach eliminowały ją kontuzje.
„Kiedy grałem w Izraelu, nasz trener przed meczami z Beer Szewą uczulał nas tylko na Meliksona, co i tak niewiele dawało, bo on i tak strzelał nam bramki”
Ivica Iliev – były piłkarz m.in. Wisły Kraków i Maccabi Tel Awiw
Pani Alona Barkat, prezes Hapoelu Beer Szewa, zastrzegła sobie, że Wisła Kraków nie może sprzedać w przyszłości Meliksona do żadnego innego klubu w Izraelu. To świadczy o klasie, jaką dysponował piłkarz. Mało kto w Polsce zdawał sobie sprawę, że do Wisły trafia najlepszy wówczas piłkarz ligi izraelskiej. W Beer Szewie był gwiazdą, a cena 675 tysięcy euro to tylko efekt kończącego się kontraktu. Potem sam piłkarz przyznawał, że miał oferty z Tel Awiwu i Hajfy, ale dla tych klubów cena była dwa razy wyższa, a i on sam chciał spróbować sił za granicą. Miał dość gry na prowincji europejskiego futbolu i tak trafił do Wisły Kraków, choć miał oferty m.in. z PAOK-u Saloniki i Karpat Lwów. Pewnie atuty Meliksona były mało widoczne w kraju, gdzie ogólnie szybko się biega. W Polsce nie potrzebował wkładać dużo trudu, aby wyprzedzić Piotra Stawarczyka.
„Melikson? To piłkarz o wielkich umiejętnościach. W Izraelu mamy może jeszcze 3-4 takich jak on”
Avram Grant
Transfer do Beer Szewy w wieku 24 lat był jak wyrok. Wydawało się, że to już łabędzi śpiew piłkarza, który mógł już zapomnieć o wielkim futbolu, o jakim marzył. Wydawało się, że już zawsze będzie tylko zwykłym ligowcem. Ostatnią szansą dla niego miały być Mistrzostwa Europy U-21 w 2007 roku. W eliminacjach był ważnym ogniwem trenera Guya Levy’ego. Piłkarz przez kilka miesięcy lekceważył dyskomfort w nodze, aż klubowi lekarze z Hajfy zauważyli u niego pękniętą kość. Diagnoza nie pozwoliła mu grać w piłkę do końca roku, nie wspominając już o turnieju, w którym roi się od skautów najlepszych europejskich klubów. Z perspektywy czasu można śmiało stwierdzić, że Melikson i tak niewiele stracił. Drużyna nie zachwyciła, a z piłkarzy powołanych na tamten turniej w Norwegii, tylko sześciu gra dzisiaj poza granicami Izraela – w RAEC Mons, Club Brugge, Arminii Bielefeld, Anorthossisie Famagusta i Petrolulu Poliesti.
Szansa na wyjazd do poważnego klubu pojawiła się w czasie gry w Maccabi Jawne – pierwszym klubie. Zdeterminowany był ukraiński Szachtar Donieck, wszystko zależało od Maora. Nie zdecydował się na wyjazd za granicę i wybrał większy klub w kraju – Beitar Jerozolimę.
W poszczególnych rodzimych klubach mógł się wypromować w europejskich pucharach. Zadebiutował w nich w wieku 20 lat, jednak meczów w Pucharze Intertoto nikt nie traktował poważnie. Dlatego pierwszym poważnym przetarciem był dopiero mecz przeciwko Liverpoolowi w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Maor Melikson wszedł na boisko w 85. minucie meczu na Anfield Road, ale jedyne, co pokazał, to fatalną celność, kiedy piłkę po jego uderzeniu z bliskiej odległości pewnie wybronił Jose Reina. W Maccabi Hajfa był rezerwowym i tak pozostało aż do przegranego dwumeczu 1/16 finału Pucharu UEFA przeciwko CSKA Moskwa. Taki Yossi Benayoun wyjechał z Beer Szewy w wieku 18 lat, a Melikson wyjechał dopiero w wieku 26 lat. Benayoun w wieku wyjazdu Maora miał już za sobą grę w Racingu Santander i West Hamie. Potem grał w Chelsea, Liverpoolu, Arsenalu i QPR. Melikson zatrzymał się na Valenciennes i nic nie wskazuje na to, aby miał zrobić większą karierę niż Lior Rafaelov (Club Brugge).
Polak potwierdza: Mam ofertę Juventusu!
W Wiśle Kraków, im dalej w las, tym gorzej. Mecz rewanżowy przeciwko Liteksowi Łowecz można uznać za zmierzch wspaniałej gry Izraelczyka nad Wisłą. Jeszcze na chwilę przypomniał sobie o dobrej dyspozycji w meczach przeciwko Odense i Twente Enschede w Lidze Europy.
Dużo większe kontrowersje wzbudziła kwestia gry w reprezentacji. Jak wiadomo, matka Meliksona urodziła się w Legnicy, co dawało mu możliwość gry w reprezentacji Polski. Oficjalnie jego obywatelstwo zostało potwierdzone 21 stycznia 2011 roku przez wojewodę mazowieckiego. W obliczu odpadnięcia Wisły z europejskich pucharów i braku szans Izreala na EURO 2012, był to niezły deal dla menedżera Dudu Dahana. Chłopak był tak głupi, że zgodził się na jego pomysł i zgłosił akces do gry dla Polski w rozmowie z Grzegorzem Lato. Maor Melikson miał za sobą wtedy już dwa mecze w seniorskiej reprezentacji Izraela – w meczu z Wybrzeżem Kości Słoniowej strzelił nawet dwie bramki. Przez tydzień media w Izraelu grzmiały, że Polacy chcą im odebrać zawodnika. Zaszczuty Melikson w obliczu publicznej kompromitacji postanowił, że skupi się na grze w klubie.
„Szczerze mówiąc, to jestem w szoku. Maor jeszcze niedawno grał dla Izraela. Nie wiem, o co tam chodzi, czy on sam nagle zapałał miłością do naszej drużyny, czy to jest jakaś gra menadżerska, której zawodnik stał się ofiarą. Naprawdę nie wiem”
Robert Lewandowski
Prawda jest taka, że reprezentant Izraela miał za złe włodarzom Białej Gwiazdy, że ci nie zezwolili na jego transfer do Celticu Glasgow. W pewnym momencie przybierał nogami, aby polską ligę opuścić. Pytania na dzisiaj brzmią następująco: czy opłaca się do polskiej ligi ściągać z powrotem piłkarza, który w momencie wyjazdu na boisku tylko przeszkadzał? Czy opłaca się zaufać znowu piłkarzowi, który w tym sezonie prezentuje się bardzo kiepsko? Na to pytanie musi odpowiedzieć sobie Marek Jóźwiak i wszyscy w Lechii Gdańsk. Nie wiadomo też, czy sam Maor czuje się gotowy, aby wrócić do kraju, gdzie został pożegnany w bardzo niezręcznych okolicznościach.
KAMIL ROGÓLSKI
fot. va-fc.com i wisla.krakow.pl