Żyjemy w czasach, w których wszystko jest na sprzedaż, a zatem wszystko można kupić. Nie liczy się tradycja, kultura, czy dziedzictwo. Liczą się szeleszczące banknoty i błyszczące monety w upchanych do granic możliwości portfelach. W coraz szybszym tempie zatracamy się w pogoni za pieniądzem. To on rządzi naszym życiem…
Kilka tygodni temu dziennik „El Confidencial” poinformował o rozmowach włodarzy Realu Madryt z przedstawicielami amerykańskiej firmy Microsoft, której założycielem jest Bill Gates. Według magazynu „Forbes” – drugi najbogatszy człowiek świata, z majątkiem na poziomie 61 miliardów dolarów! Jedno z największych na świecie przedsiębiorstw z branży IT zainteresowane jest zmianą nazwy stadionu madryckiego klubu na Santiago Bernabeu Microsoft…
Amerykańska firma współpracuje już z Fundacją Realu Madryt pomagając w edukacji dzieci przy pomocy sportu i technologii w różnych krajach Ameryki Południowej i Karaibów. Poza tym Microsoft zaangażowany jest w unowocześnienie infrastruktury informatycznej na stadionie Los Blancos.
Dodanie nowego członu do obecnej nazwy stadionu oczywiście oznaczałoby dla Realu olbrzymi zastrzyk gotówki. Mówi się tutaj o kwotach rzędu 40-50 milionów euro rocznie, przy umowie trwającej 5-6 lat. Podpisanie kontraktu z Microsoft pozwoliłoby Florentino Perezowi na zwiększenie liczby miejsc siedzących na stadionie o około dziesięć tysięcy, dodatkowo Santiago Bernabeu (Microsoft) zyskałoby nowy dach oraz fasadę i kilka mniejszych elementów.
Rozumiem, że dzisiaj futbol to biznes, a w biznesie najważniejszą rolę odgrywają właśnie pieniądze i bez dopływu coraz większych środków nie da zbudować się drużyny na najwyższym, światowym poziomie. Ale na litość! Są jakieś granice, których przekraczać nie wolno!
Dla mnie jedną z tych granic jest właśnie zmiana nazwy stadionu, który nosi ją już prawie 66 lat.
Wiem. Co poniektórzy napiszą zaraz, że prawdziwi fani nadal mówić będą Santiago Bernabeu, tak jak ma to miejsce w przypadku sympatyków Borussi Dortmund i zmiany Westfalenstadion na pokracznie brzmiące Signal Iduna Park. Wiem, że pieniądze Perezowi i madridistas się przydadzą. Wiem, że fani chcieliby zobaczyć odnowiony stadion. Wiem. To tylko nazwa, która z resztą za kilka lat wróci do formy pierwotnej. Ja to wiem. Ale jednak niesmak pozostanie…
Pójdźmy zatem krok dalej. Zacznijmy zmieniać nazwy drużyn! (co zresztą coraz częściej się zdarza) A cóż to takiego? To tylko nazwa! Za parę lat, po wygaśnięciu umowy, wróci stara!
Real Durex Madryt…
Arsenal Coca-Cola Londyn…
Manchester Samsung City…
Chętni z pewnością by się znaleźli. Nawet nie za 50, a 100 milionów euro.
A gdzie tradycja? Gdzie szacunek dla starszych pokoleń? Przecież to właśnie one – poprzez ciężką pracę, setki nieprzespanych nocy, tysiące wypitych kubków kawy – zbudowały to z czego dziś możemy się cieszyć, z czego możemy być dumni i na co z uznaniem możemy patrzeć.
Czytaj także: Gerardo Martino– dopiero on odważył się zmienić styl wielkiej Barcy
Więc, KIBICU, zanim jeszcze raz pomyślisz, że to tylko nazwa, którą, ot tak, można sprzedać. Przypomnij sobie o ludziach, którzy z olbrzymią pasją i zaangażowaniem zapisywali kolejne zgłoski na kartach historii Twojego klub. Dla nich nazwa stadionu coś znaczyła.
KUBA CZYŻYCKI
fot. ziaruloval.ro