Jeszcze kilka tygodni nikt nie traktował poważnie Liverpoolu, jako kandydata do mistrzostwa kraju. Teraz po serii dobrych występów The Reds znajdują się na drugim miejscu w tabeli i już w tej chwili mają prawie tyle samo punktów, co w zeszłym sezonie, a Brendan Rodgers pokazuje, że trzeba go zaliczyć do grona najlepszych menedżerów, jak nie na świecie, to na pewno na Wyspach Brytyjskich. To właśnie on w głównej mierze sprawił, że fani The Reds mogą mieć nadzieję na lepsze jutro.
Pochodzący z Irlandii Północnej menedżer jest idealnym przykładem na to, że uczyć trzeba się przez całe życie. Jako młody trener pracował w Chelsea, gdzie pełnymi garściami czerpał ze wspólnego obcowania z Jose Mourinho. Menedżer Liverpoolu, tak jak słynny Portugalczyk potrafi zdjąć presję ze swoich podopiecznych. Gdy trener The Blues wspominał o wyścigu dwóch koni i źrebaka, 41-letni szkoleniowiec nazwał swoją drużynę chihuahuą, która biega między kopytami. Teraz dzięki pracy z zawodnikami i taktycznemu dopasowaniu pokazuje, że nie tylko drużyna musi się rozwijać, ale i jego też to dotyczy. Nie można pozostać obojętnym na otoczenie.
Brendan Rodgers, nauczyciel z wizją
Rodgers to nauczyciel pełną gębą. W jednym z wywiadów postawił sprawę jasno mówiąc, że to psy się trenuje. On preferuje uczyć swych podopiecznych. Mało jest trenerów, którzy potrafią w tak łatwy sposób dotrzeć do swych zawodników. Rodgersowi nie jest obce przybieranie pozy groźnego nauczyciela, gdy zachodzi taka potrzeba, ale potrafi też otoczyć swego podopiecznego odpowiednią opieką. W pierwszym sezonie rozpoczął pracę nad swymi zawodnikami, by teraz zbierać owoce swej ciężkiej pracy. Wielu z piłkarzy sprawiających, że The Reds funkcjonują przeważnie bez zarzutu zasługuje na oddzielny artykuł.
Przyjrzyjmy się na początku Danielowi Sturridge’owi. Gdy zimą 2013 dołączał do Liverpoolu traktowany był jako uzupełnienie składu. Teraz jest zawodnikiem, bez którego trudno wyobrazić sobie drużynę z Anfield. Sztuczki techniczne zastąpił pracą na rzecz zespołu, a skuteczność i zimna krew pod bramką, jakie prezentuje Anglik zadziwiła cały świat. W swym najlepszym sezonie w Londynie w 30 spotkaniach zdobył 11 bramek. Teraz w 20 meczach strzelił ich 18, a ostatnio był bliski wyrównania rekordu Van Nistelrooy’a.
Nie byłoby fenomenu Sturridge’a, gdy nie drugi z duetu SAS. Luis Suarez, obecnie najlepszy asystent i strzelec Premier League idealnie uzupełnia się z młodszym Anglikiem. Sam Urugwajczyk nie tyle stał się lepszym piłkarzem pod wodzą Rodgersa, co dojrzał dzięki niemu do roli lidera zespołu. Coraz mniej w jego grze „ja”, a coraz więcej zespołu. Zanotowana przez niego ostatnia seria bez bramki była spowodowana przede wszystkim tym, że 27-latek grał pod drużynę. Po zawieszeniu Suarez wrócił w stylu iście mistrzowskim, co w wielkim stopniu jest zasługą szkoleniowca. W grze napastnika nie obserwujemy już tyle nurkowania i gestykulacji, a 40-metrowe podcinki, fantastyczne rzuty wolne, rajdy między obrońcami czynią, w połączeniu z jego charakterem, z niego jednostkę wybitną, niespotykaną często w futbolowym świecie.
Rękę Rodgersa widać też w innych zawodnikach z czerwonej części Liverpoolu. Odbudował starszego z braci Toure, ujarzmił Raheema Sterlinga, co pozwoliło młodemu skrzydłowemu wreszcie grać na poziomie oczekiwanym od osób z jego potencjałem, z Gerrada chce zrobić kogoś na wzór Andrei Pirlo. Już sama zgoda legendy The Reds na poddanie się intensywnym naukom świadczy o niczym innym, jak o wyjątkowej perswazji i sile Brytyjczyka. Ale największe zmiany zaszły w dwójce Anglików, którzy z graczy drugiego sortu stali się solidnymi wykonawcami woli Rodgersa, ludźmi od brudnej roboty, jakich potrzebuje do osiągnięcia celu i zachowania równowagi w boiskowych poczynaniach zespołu.
Jordan Henderson wystąpił od początku w każdym ligowym spotkaniu imponując wybieganiem i mądrością w ustawianiu się na boisku. Jeszcze w zeszłym sezonie można było śmiało powiedzieć, że jest zawodnikiem nijakim, zachowującym się na boisku niczym jeździec bez głowy, teraz do idealny przykład pomocnika biegającego (ang. runner) . Wystarczy spojrzeć na statystyki. W porównaniu do zeszłorocznej kampanii ma na koncie więcej asyst, dokładniej podaje, notuje średnio 0,7 więcej kluczowego podania na mecz, ale przede wszystkim stał się dużo lepszy w grze defensywnej. Już teraz ma 30 odbiorów i 51 wybić więcej.
Inna sytuacja jest z Jonem Flanaganem. Wychowanka Liverpoolu trudno traktować w kategoriach nieoszlifowanego diamentu, który dopiero pod Rodgersem zaczyna lśnić swoim blaskiem. Pod wodzą obecnego szkoleniowca młody obrońca stał się zawodnikiem solidnym, któremu i owszem zdarzają się błędy, ale który okazał się niezbędny w obliczu urazów i słabszej formy bocznych obrońców pierwszego wyboru. Jego popisem występem był okraszony bramką występ na WHL.
Różne style gry
Gdy myśl się o sposobie gry Liverpoolu do głowy przychodzi… jedno zwierzę. Kameleon. Potrafiący się zaadaptować i wykorzystać naturalne uwarunkowanie przedstawiciel rodziny kameleonowatych jest idealnym odzwierciedleniem tego, jak do każdego spotkania podchodzi prowadzony przez Rodgersa zespół. W tegorocznej kampanii zauważono, że Liverpool korzystał już z 5 różnych ustawień. Gdy Arsene Wenger uparcie korzysta z jednego stylu gry, Manchester City preferuje zawsze ofensywny futbol, a Jose Mourinho modyfikuje 4-2-3-1 przede wszystkim poprzez zmianę nastawienia zespołu, tak Brendan Rodgers postąpił zupełnie inaczej.
Wiedział, że wprowadzenie preferowanego przez niego stylu gry, który mogliśmy zaobserwować w Swansea potrzebuje dwóch czynników. Czasu, by wprowadzić dokładnie cały plan w życie, nauczyć zawodników jak wykorzystywać wolne przestrzenie, jak i zawodników odpowiednich do realizacji tej taktyki, których bez odpowiednich zmian personalnych w Liverpoolu by nie miał. Rodgers zrobił bardzo ważną rzecz. Dopasował taktykę do ludzi, jakich posiada, a nie na odwrót. Teraz zawodnicy The Reds potrafią w sposób płynny przechodzić między różnymi ustawieniami co ułatwia im adaptację do wydarzeń mających miejsce na płycie boiska. Mimo tych różnych stylów gry, Rodgers potrafił wypracować stałe atuty swoje zespołu. Liverpool to zespół świetnie stosujący pressing w środku boiska, potrafiący wyprowadzać zabójcze kontry, przenoszący ciężar gry w odpowiednie sektory boiska.
Na początku, pod nieobecność zawieszonego Suareza, Rodgers korzystał z popularnego 4-2-3-1. Potem mogliśmy obserwować Liverpool płynnie przechodzący do zupełnie innych ustawień. 3-4-1-2, 3-5,2, by finalnie najlepsze spotkania rozgrywać w formacji 4-3-3. Ale geniusz Rodgersa nie polegał jedynie na wypracowaniu licznych schematów taktycznych. W każdym ze spotkań Liverpool najwięcej korzysta na wykorzystywaniu słabości rywala. W meczach z Arsenalem i Everton, zespołami preferującymi utrzymanie się przy piłce The Reds wycofali się i kontrowali w sposób niezwykły. W czasach, gdy decyzje podejmowane muszą być w mikrosekundach rozegranie idealnej kontry wymaga perfekcyjnego współdziałania wszystkich zawodników na boisku. Tego Rodgers wyuczył swoich zawodników doskonale. W meczu z Tottenhamem, zakończonym masakrą gospodarzy na White Hart Lane, Liverpool wykorzystał bodaj jedyną słabość defensywną Kogutów. Wysoko grającą linię obrony.
Tak, jak atak w każdym ustawieniu funkcjonuje na granicy perfekcji, tak obrona nie raz pozostawia wiele do życzenia, co mogliśmy zaobserwować w niedawnym starciu Liverpoolu ze Swansea, w którym Mignolet, aż trzy razy wyciągał piłkę z siatki. Rodgers pewnie marzy tylko o tym, by obrona zespołu dorównywała jego atakowi. Wtedy nie byłoby mocnych na trzeci najmłodszy zespół w lidze.
Oczywiście są rzeczy, na które menedżer wpływu nie ma. Zawsze może trafić się zespołowi gorszy dzień tak jak to było z Aston Villą, czy kuriozalny samobój, jak w spotkaniu z Fulham. Rodgers dzięki swojemu podejściu może i stworzył kameleona, który potrafi zaskoczyć każdego przeciwnika, ale i on, tak jak każdy trener nie pozbędzie się w 100% błędów indywidualnych swoich podopiecznych.
Czynniki poboczne
Na dobrą postawę Liverpoolu bez wątpienia ma wpływ fakt, że The Reds walczą już tylko na jednym froncie, a w pierwszej części sezonu nie byli zobligowani do przyjmowania zagranicznych delegacji i udawania się w dalekie podróże z rewizytą. Przy niezbyt szerokiej kadrze dodatkowe 8-10 spotkań rozegrane do tej pory mogłoby okazać się tragiczne w skutkach. Kontuzja kluczowego zawodnika, zmęczenie materiału – to na pewno znalazłoby odzwierciedlenie w wynikach osiąganych przez maszynę Rodgersa.
41-letni menedżer ma tylko jeden problem. W porównaniu do czołowych rywali nie będzie mógł sobie pozwolić na aż tak wielkie letnie zakupy, a historia pokazuje że negocjacje prowadzone przez Liverpool to często maskarada. Ile to było w mediach informacji, czy to latem o Willianie, czy to nie tak dawno o Salahu. Obaj ostatecznie trafili do Chelsea i nie była to jedynie kwestia wyższej tygodniówki. Przy niższym od głównych kontrkandydatów budżecie Rodgers musi być zdeterminowany i działać błyskawicznie. Inaczej znowu będzie obiektem żartów kibicowskiej rzeszy. Na szczęście dla fanów The Reds Brytyjczyk pokazał, że potrafi uczyć się na własnych błędach.
Nie sposób zapomnieć o szacunku, jakim darzą menedżera kibica. Rzadko zdarza się, by trener tak szybko doczekał się piosenki na swą cześć. Poniżej macie próbkę umiejętności wokalnych fanów czerwonej części Liverpoolu.
Można śmiało zakładać, że pod wodzą Rodgersa Liverpool będzie notował stały postęp i powróci do czasów, gdy był liczącą się siłą na europejskiej arenie. Pytanie tylko, jak szybko The Reds wrócą na szlak okraszony trofeami i czy będzie w stanie powstrzymać zespoły, które budowane są za pomocą nagłego przypływu gotówki. Odpowiedzi poznamy w ciągu następnych lat.
Partnerem artykułu jest fanpage „Wszystko o najlepszej lidze świata – Premier League”
TOMASZ MILESZYK
fot. ninetyminutesonline.com