W pierwszym meczu 23. kolejki T-Mobile Ekstraklasy Widzew Łódź na własnym stadionie zremisował z Piastem Gliwice 1:1. Mecz stał na żenująco niskim poziomie i przypominał raczej starcie w 2. lidze grupy wschodniej, a nie najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce. W drugim spotkaniu Korona pogrążyła zabrzańskiego Górnika…
***
Korona Kielce – Górnik Zabrze 1:0 (0:0)
Malarczyk 83′
Pech chciał, że o 20:45 znaleźliśmy się akurat na Arenie Kielc. Pech, bo to jedne z gorzej spędzonych dziewięćdziesięciu minut w naszym życiu. I jedni, i drudzy nie zasłużyli nawet na pół punktu. Gol całkowicie odzwierciedlił przebieg tego meczu – jakaś pełna przypadku przepychanka, po której nie wiadomo jak piłka znalazła się w siatce. W dodatku – bramka ta została zdobyta nieprawidłowo. Wrzucający piłkę z rzutu rożnego Golański nie ustawił piłki w strefie przeznaczonej na korner.
Jeśli mielibyśmy na siłę znaleźć jakieś pozytywy to… byłaby to skuteczność. Korona stworzyła sobie jedną okazję, którą z powodzeniem można wrzucić do skrótu. I akurat wtedy strzeliła bramkę. Skuteczność sto procent, czujecie to?
Po raz kolejny podobał nam się Korzym, chłopak bez wątpienia jest w życiowej formie. Choć prochu dziś nie wymyślił – raczej przez to, że nie bardzo miał z kim grać – to może czuć się po tym meczu zadowolony. Odegranie, przyjęcie piłki, odwrócenie się – wbrew pozorom „Korzeń” jest całkiem nieźle wyszkolony technicznie, co dziś pokazywał. Kolejny występ na plus.
Warto dodać, że kibice stracili już cierpliwość do prezesa klubu. Przyśpiewka „Gdzie są pieniądze, Chojnowski gdzie są pieniądze” została odśpiewana kilka razy. Pan Prezes znowu będzie snuł opowieści w stylu, że z pustego to i Salomon nie naleje.
jb
***
Widzew Łódź – Piast Gliwice 1:1
Pawłowski 10’− Robak 45′
Piątkowe starcie w Łodzi rozpoczęło się z kilkuminutowym opóźnieniem. Spowodowane to było protestem piłkarzy Widzewa, którzy w taki sposób zamanifestowali swoje niezadowolenie faktem braku planów budowy stadionu. Podobnie zachowali się łódzcy kibice, znacząco opóźniając wejście na obiekt przy al. Piłsudskiego.
Widzew Łódź kontynuuje dobrą passę trzech meczów, w których zdobywał punkty. Podopieczni trenera Radosława Mroczkowskiego mogą czuć jednak niedosyt, ponieważ byli lepsi i tylko dobra postawa Dariusza Treli nie pozwoliła im na zdobycie kompletu punktów. Przebłyski dobrej gry miewali Bartłomiej Pawłowski, Marcin Kaczmarek i Mariusz Stępiński. Szczególnie ten pierwszy, który otworzył wynik spotkania. Młody pomocnik momentami wyglądał, jakby nie był polskim ligowcem – potrafi używać dwóch nóg, piłka nie sprawia mu problemów, potrafi celnie uderzyć ze stałego fragmentu, a strzelane przez niego bramki są przedniej urody. Akurat dzisiaj bardzo pomogła mu defensywa Piasta, ale nie umniejsza to jego osiągnięciom w rundzie jesiennej. Przykład z klubowego kolegi powinien brać Krystian Nowak. Pochodzący z Ełku piłkarz miał dwie bardzo dobre sytuacje, ale w obu przypadkach opanowanie piłki sprawiło mu mnóstwo problemów.
Dzisiejszym remisem piłkarze Piasta dali sygnał, że nie mają zamiaru rozpamiętywać ostatniej klęski z Lechem Poznań. Gra gliwiczan pozostawiała jednak sporo do życzenia. Jedynym piłkarzem, który próbował „ciągnąć” Piasta do przodu jest jego kapitan, Tomasz Podgórski. Jeśli już goście stwarzali zagrożenie pod bramką Mielcarza, to znacznym stopniu przyczyniał się do tego właśnie Podgórski. Po jednym z jego podań piękną bramkę zdobył Marcin Robak – nomen omen były piłkarz Widzewa. Na dzień dzisiejszy kapitan Piasta jest sercem beniaminka ekstraklasa. Niestety jednak, jeżeli jedynym sprawnym narządem jest serce, a reszta funkcjonuje bardzo źle, to z organizmem nie może być dobrze. Złego słowa nie można powiedzieć też o bramkarzu Piasta, Dariuszu treli, który jest w całkiem przyzwoitej formie. Po kolejnej stracie punktów, „Piastunki” muszą chyba jednak odłożyć plany walki o europejskie puchary na kolejny sezon.
jk